OPIS WYDARZEŃ W OKRESIE 1939-1945Pracę w konspiracji rozpocząłem w 1940 roku w organizacji NOW - ZWZ (Narodowa Organizacja Wojskowa - Związek Walki Zbrojnej), która weszła później w skład AK. Do organizacji wprowadził mnie i moich najbliższych kolegów starszy kolega, uczestnik kampanii wrześniowej Jan Zawartka, pseudonim "Sokół". Pierwsze lata okupacji to przeszkolenie wojskowe, które z naszą drużyną prowadzili wspomniany J.Zawartka i Stanisław Petersom pseudonim "Twardy", również uczestnik kampanii wrześniowej jako podoficer zawodowy, później w czasie okupacji pełniący funkcję oficera szkoleniowego.Wraz z rozwojem wydarzeń i powiększania się szeregów organizacji przybywało dla mnie zadań i obowiązków jak:
Matka nasza była gorącą patriotką i pomagała organizacji nie skąpiąc na jej potrzeby pieniędzy i żywności. Z naszych koni często korzystał oficer szkoleniowy Stanisław Peterson "Twardy" dla osobistego kontaktu z dowódcą kompanii lub dla przekazywania tajnej poczty, względnie przesyłek. Gdy oddziały dywersyjne "Błyskawicy", "Gromu" z Kedywu krakowskiego po akcji dywersyjnej musiały się ukryć znalazły u nas schronienie oraz wyżywienie przez kilka dni potrzebnych na odpoczynek i zgubienie śladów. Dodać również muszę, że w domu było nas pięciu synów. Akcje zbrojneNadszedł nareszcie czas tak długo wyczekiwany. Wiosną roku 1944 rozpoczęły się w naszych stronach coraz to śmielsze akcje skierowane przeciwko administracyjnemu aparatowi okupacyjnemu, które spowodowały, że urzędnicy, wójtowie i sołtysi zaczęli się uchylać od czynności administracyjnych na rzecz okupanta. Przestali być nadgorliwi przy ściąganiu kontyngentów.Członkowie AK w naszym miasteczku byli w stałym pogotowiu. Ustalono straże nocne, aby nie dać się zaskoczyć oddziałom żandarmerii dokonującym pacyfikacji bezbronnej ludności. Ogólny ruch na dobre rozpoczął się w miesiącu czerwcu 1944 roku. W dniu 10.VI.1944 roku partyzanci AK, BCH opanowali Pińczów uwalniając z tamtejszego więzienia około 300 więźniów, członków różnych organizacji konspiracyjnych oraz gospodarzy spóźniających się z oddawaniem kontyngentów. W miesiącu lipcu oddziały partyzanckie zaczęły rozbrajać posterunki policji granatowej, zdobywając w ten sposób broń i amunicję. Było to jak gdyby hasło do wyjścia z podziemia do otwartej walki. W dniach od 24,25.VII. 1944 rozbrojono posterunki w Racławicach, Nowym Korczynie w Działoszycach. Również w dniu 25, VII oddział dywersyjny AK "Dominika" w sile 13 ludzi pod dowództwem Tadeusza Kowala "Skiby" dokonał zasadzki koło wsi Kowala, na policję z posterunku w Nowym Brzesku udającą się do punktu zbornego w Miechowie. Komendant policji, Niemiec Ling został zabity, a policjanci rozbrojeni. Ling nie mógł dojechać do Miechowa. Wiózł ze sobą listę członków AK z rejonu Nowego Brzeska, o czym dowiedzieliśmy się od członka organizacji, posterunkowego Krzemińskiego. Wieści o rozbrojeniu posterunków i walkach z żandarmerią niemiecką obiegły szybko szeroki krąg. Niemcy poczuli się zagrożeni. Chcąc ratować pozostałe posterunki przed rozbrojeniem, władze niemieckie z Miechowa postanowiły ściągnąć wszystkie posterunki do Kazimierzy Wielkiej i utworzyć tam obóz obronny. Wykonanie tego zadania otrzymał SS Obersturmführer Carl, lecz to mu się nie udało. W między czasie został rozbrojony posterunek w Działoszycach, a przy próbie pacyfikacji 3 odwetowej oddział Carla poniósł straty. Mając orientację o zbierających się połączonych siłach partyzantów nie mogąc doczekać się pomocy wermachtu z Krakowa, Carl ze swą załogą postanowił się przebić do Krakowa szosą przez Koszyce i Nowe Brzesko. W dniu 27.VII 1944 samochody wyruszyły z Kazimierzy. Nie zatrzymani dojechali do Brzeska gdzie przygotowana była zasadzka od strony Kazimierzy przez oddział LSB i BCH, a w samym Brzesku przez oddział dyspozycyjny AK. Nowe Brzesko godzina około 6.00. Dwa samochody jadąc po chodnikach omijały ustawioną na drodze zaporę i przy olbrzymiej sile ognia przebiły się przez Nowe Brzesko. Trzeci samochód zawadził o olbrzymią kłodę i część żołnierzy musiała zeskoczyć, aby ją odsunąć, a część ogniem z RKM-ów zabezpieczała ich wysiłek. Po odsunięciu zapory załadowali na pojazd jednego zabitego i trzech ciężko rannych. Pozostawili dwóch ciężko rannych i trzech ubezpieczających, którzy nie zdążyli wskoczyć na samochód gdy ten przedwcześnie ruszył z impetem. Jak dowiedzieliśmy się od naszych kolegów z Igołomi, gdzie później zatrzymał się Carl (celem nawiązania kontaktu z tamtejszą jednostką lotniczą), ciężko rannych nie udało się utrzymać przy życiu. Wymienieni trzej żołnierze poddali się, zostali rozbrojeni i skierowani do tymczasowego aresztu w starej szkole. Z naszych kolegów zginął wówczas Alfons Amrogowicz (syn aptekarza z Brzeska Nowego), który wychylił się zza drzewa i ze Stena ostrzeliwał niemieckie samochody. Została również ciężko ranna sanitariuszka Irena Puchalska. Rannych Niemców i Puchalską na rozkaz dowódcy "Beteha" mój brat Antoni zawiózł platonem konnym do szpitala w Bochni (około 22 km od N. Brzeska). Irenę Puchalską przyjęto i uratowano w szpitalu dla Polaków, a dogorywających, przeklinających Polaków Niemców przejął szpital niemiecki. W czasie akcji znajdowałem się na stanowisku przy moście obok budynku gminy. Po przejeździe nieprzyjaciela zameldowałem się u dowódcy "Beteha" w starej szkole, do której doprowadzono rozbrojonych niemieckich żołnierzy, jak również zatrzymanych Niemców (kadry inżynieryjnej sporządzającej plany fortyfikacyjne w rejonie Kazimierzy), którzy jechali do Krakowa samochodem bez uzbrojenia. Dowódca "Beteha" wydał rozkaz dowódcy plutonu, aby wszystkich zatrzymanych odwieźć samochodem do Wawrzeńczyc (5km) i puścić wolno. Dowódca wyznaczył mnie i kolegę Staszka Kowala do pilnowania zatrzymanych aż do czasu ich zwolnienia. Po wykonaniu tych rozkazów około godziny 16.00 udałem się do domu. Zdając sobie sprawę jakie mogą być konsekwencje po opisanej akcji, zacząłem pakować do worków towar w naszym sklepie i wynosić go do piwnicy. Przeczucie mnie nie zawiodło. Odwet nastąpił. Na nic się zdał humanitarny gest dowódcy, który jeńców puścił wolno, a rannych kazał odwieźć do szpitala. Nowe Brzesko zostało zbombardowane przez samoloty startujące z lotniska za Igołomią. Zrzucane bomby zapalające i ostrzeliwanie z broni pokładowej spowodowały śmierć dwóch osób (Eleonory Bezegłów i Jana Zawartki) oraz raniły dwie osoby cywilne. Spalonych zostało około 15 budynków w tym budynek szkoły. Naloty w odstępach godziny niszczyły miasteczko. Pierwszy o godzinie 17:00 trzema samolotami i o godzinie 18:00 dwoma. Powstała tragiczna sytuacja. Nie było ludzi ani możliwości do gaszenia ognia. W tym czasie byliśmy w domu - ja z mamą i służącą Ireną. Wygląda na to, że jedyni na całym Starym Rynku. cdn. Stanisław Cęckiewicz Szli na karabiny i działaSzli na śmierć wymęczeni
| ||||||||||||||||||||||||||||||
Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/ceckiewicz_wspomnienia/20180713odc01/art.php | ||||||||||||||||||||||||||||||