facebook
Część pierwsza - Wspomnienia z lat minionych odc. 4
    Dzisiaj jest sobota, 23 listopada 2024 r.   (328 dzień roku) ; imieniny: Adeli, Felicyty, Klemensa    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   struktura powiatu   |   nasze parafie   |   konkursy, projekty   |   prossoviana   |   zaduszki ZP   |   poszukujemy   |   okaż serce INNYM   |   różne RAS   |   porady, inf.   |   RAS-2   |   RAS-3   | 
 |   zapraszamy   | 
 on-line 
 |   monografie...   |   biografie...   |   albumy...   |   okazjonalne...   |   beletrystyka...   |   nasi twórcy   |   inne...   |   filmoteka   | 

serwis IKP / informacje / prossoviana / on-line / Wspomnienia z lat minionych / Część pierwsza - Wspomnienia z lat minionych odc. 4
O G Ł O S Z E N I A


Część pierwsza - Wspomnienia z lat minionych odc. 4

(fot. ikp)

Proszowice, 8-04-2024 (luty 1987)

odcinek 4.
Lata 1932-1972, pierwsze posady

karta ze wspomnień Bolesława (fot. ikp)
     Zanim poszedłem na pierwszą posadę, musiałem poczekać kilka miesięcy. Były to lata wielkiego kryzysu w świecie, a w kraju w szczególności. Szerzyło się bezrobocie i brak pieniędzy. Młodzi po szkole i studiach wyższych szukali pracy i tłumnie wędrowali po kraju szukając zajęcia. O sobie powiem, że miałem szczęście, bo roboty w gospodarstwie ojca nie brakowało, częściowo pomagałem bratu w prowadzeniu sklepu spółdzielczego lub malowałem szyldy różnym instytucjom, a wreszcie zacząłem dużo czytać i korzystać z biblioteki. W czasie ostatnich wakacji zgromadziłem potrzebne dokumenty i za namową brata Stacha wysłałem podanie na kresy do kuratorium we Lwowie. Tam leżało moje podanie przez kilka miesięcy i nie mając dłuższy czas odpowiedzi wysłałem ponaglenie o odpowiedź. Rezultat był taki, że za kilkanaście dni otrzymałem zwrot papierów za pobraniem pocztowym i opłatą za przesłanie na mój adres.

     Otrzymaną przesyłkę zaopatrzyłem w drugą kopertę i schowałem w bezpieczne miejsce do szuflady w rodzinnej skrzyni. W wolnych chwilach odwiedzałem miejscowe koleżanki-nauczycielki, a specjalnie kolegę Czesława Magierę, z którym bywaliśmy często na zebraniach ZMW na miejscu i okolicznych wsiach w organizacji "Siew" i postępowych "Wici". Często odwiedzałem też miejscowego kierownika szkoły pana Piwowarskiego. Bywałem czasem w szkole na lekcjach, a czasem nawet prowadziłem lekcje zastępcze pod nieobecność nauczyciela. W przyjaznej atmosferze prosiłem kierownika o interwencję w inspektoracie. Kiedyś nawet ojciec z kierownikiem, specjalnie pojechali furmanką do powiatu w mojej sprawie.

      Wstawiennictwo było skuteczne, chociaż nie od razu. Kolega kierownik pocieszył mnie wiadomością, że w krótkim czasie inspektor szkolny będzie na wizytacji, to się sprawę załatwi. Rzeczywiście, kilka dni po feriach zimowych 14 stycznia 1932 r. przyjechał inspektor szkolny Stefan Pierzchała na inspekcję, kierownik szkoły zaprosił mnie na obiad i wtedy sam osobiście ponowiłem prośbę o zatrudnienie. Usłyszałem zgodę władzy i warunek, że w powrotnej drodze do Miechowa zabiera mnie na swoją furmankę i po drodze zostawi mnie w niedalekiej szkole w Łętkowicach na kilka tygodni, a potem, jak już nawiążę kontakt, będziemy szukać nowego miejsca. Uradowany szybko pobiegłem do domu, zabrałem najpilniejsze rzeczy i wyjechałem z inspektorem na pierwszą posadę.

     W Łętkowicach kierownik szkoły Kazimierz Rek z zadowoleniem przyjął mnie do grona swoich nauczycieli, zamieszkałem u niego przy szkole i codziennie razem po śniadaniu wychodziliśmy do pracy. Pan Kazio był starszym kawalerem i miał przy sobie starszą smutną siostrę. Ożywił się dom szkolny i razem z Kaziem chodziliśmy na herbatkę do narzeczonej Soni.

     Pan Kazio był dobrym kierownikiem. Nigdy się nie gniewał, nie spieszył się, a zawsze był na czas. Dobry nauczyciel, pobłażliwy, ale też wymagający. W Łętkowicach poznałem dobrego związkowca ZMW. Dobry organizator młodzieżowy, podczas mojego pobytu często bywałem na próbach przedstawienia, w czym pomagałem z dużym zaangażowaniem. Polubiłem pracę z młodzieżą, zresztą była to młodzież rozumna, tak chłopcy jak i rezolutne dziewczynki. Tam też zwróciłem uwagę na jedną z panienek, którą spotkałem po 40 latach w rodzinnym domu, jako teściową bratanicy.

     Sielanka skończyła 9 lutego 1932 r. i po krótkim oczekiwaniu otrzymałem od 20.02.1932 r. do 30.06.1932 r. kontrakt, na drugim końcu powiatu Tczycy, za stacją kolejową Miechów-Charsznica. Potem znów nowa propozycja od Inspektora 1.09.1932 r. do 15.06.1933 r. w charakterze nauczyciela płatnego od godzin. Była to pozycja hierarchiczna niższego stopnia, ale byłem wygrany, bo zamiast etatowego czy kontraktowego nauczyciela i 165 zł. wyposażenia, otrzymywałem około 200 zł. miesięcznie. Była to niemałą gratka, godna pozazdroszczenia.

     Stosunki w Tczycy układały się niezbyt przyjemnie, zwłaszcza z kierownikiem szkoły p. Piwowarczykiem. Stosunki ochłodziły się, gdy przestałem nawiedzać jego dom i przystojną córę Lodzię. W swoim czasie dowiedziałem się, że była jedną z tych panienek z kl. VII, które doprowadziły wcześniej do kryminału i państwowego chleba na Świętym Krzyżu (?).

     Była to duża szkoła z eksponówkami w Swojczanach i Jelczy, bez własnych budynków szkolnych, z salami wynajętymi na wsi u gospodarzy. Życie koleżeńskie i towarzyskie było urozmaicone do czasu, kiedy utworzyły się pary małżeńskie. Jako jedyny kawaler, byłem lubianym kolegą "do wzięcia". Po jednej z wizytacji władz, stałem się biegłym w pedagogice z zakresu metody Decroly`ego w kl. I szkoły twórczej.

     Publiczne uznanie Inspektora szkolnego na konferencji rejonowej podniosło mój prestiż w gronie i w oczach kierownika. Mniej było hospitacji lekcji i mniej pisaniny w przygotowywanych tematach lekcyjnych. Dużą pomoc okazał mi kolega St. Laskowski studiujący zaocznie na WKN, jak również w czasie pracy na eksponówce w Swojczanach kolega Micek i panna Romankiewicz. Dobre warunki domowe ułożyły się w czasie pobytu w Tczycy, gdy zamieszkałem u państwa Kidów, którzy traktowali mnie jak domownika, członka rodziny. Być może było to za sprawą córki na wydaniu, panny Agnieszki.

     Z początkiem roku szkolnego 1933/34 otrzymałem znów zawiadomienie urzędowe Inspektora: "Zechce pan zgłosić się w biurze inspektora skąd bezpośrednio uda się pan na miejsce służbowe". Nie podano miejsca pracy, zresztą zawsze miałem umożliwiony wybór dowolny. Tym razem wybrałem Racławice kościuszkowskie, prawie strony rodzinne, bo 9 km od domu. Jak zwykle ojciec zaprzągł parę koni do "wózka" i zawiózł do powiatu, ale bezpośrednio nie pojechałem do Racławic, tylko do Szczytnik i dopiero za kilka dni zabrałem walizkę, teczkę i skrzypce i zgłosiłem się u kierownika St. Rokickiego w celu objęcia służby.

     Było już po konferencji organizacyjnej i po przydziale godzin, nie miałem wyboru więc przyjąłem polski, historię i język niemiecki w kl. V-VII, czyli przedmioty odpowiedzialne. Początkowo miałem trochę tremy, czy sobie poradzę, ale gdy odbyłem pierwsze lekcje i zorientowałem się na ile dorosła jest młodzież w najstarszych klasach, byłem nawet zadowolony. Spodobałem się młodzieży w kl. VII, gdzie było kilka dziewczyn i kilku chłopców po 14 i 15 lat.

     Wymyśliłem specjalną metodę, sposób traktowania ich jak dorastających studentów i oddziaływania na ambicję. Panienki, córki dziedzica i rządcy, mile patrzyły na moją postawę i dyskretnie się uśmiechały w moją stronę i wystarczyło gestem okazać zadowolenie lub coś przeciwnego i moje Jadzie i Alinki rumieńcem obiecywały, że na drugi raz poprawią oceny i zmuszą chłopców do należytego przygotowania do odpowiedzi. To był mój eksperyment, który zdał egzamin. Pomagał mi w tym mój młody wiek - 22 lata.

     Kierownik Rokicki zadowolony był z mojej pracy. Razem z innym kolegą, po lekcjach chodziliśmy na obiady na posterunek policji i razem trzymaliśmy kawalerską sitwę. Prawie przez cały rok byłem przewodnikiem po okolicy bitwy racławickiej i oprowadzałem różne wycieczki, od których otrzymywałem serdeczne podziękowania. Cenne podziękowania otrzymałem też od rodziców, których dzieci z kl. VII przygotowywałem w godzinach popołudniowych do gimnazjum w Miechowie.

     W wolnych chwilach odwiedzałem miejscowych krewniaków Wyjadłowskich, lub rowerem (łucznik) zajeżdżałem do rodziców na kilka godzin, po wiadomości i zmianę bielizny. Miałem ładny pokój w nowym budynku u Wawrzoniów, pełen kwiatów i ładną sprzątaczkę Ewę, córkę gospodarza. 15.06.1934 r. skończył się mój kontrakt w Racławicach i 16 sierpnia, otrzymałem mianowanie na kierownika szkoły w Glanowie, w powiecie olkuskim.

cdn.

Bolesław Kobierski   



idź do góry powrót


23  listopada  sobota
24  listopada  niedziela
25  listopada  poniedziałek
26  listopada  wtorek
DŁUGOTERMINOWE:


PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ