Historia pewnego zegara, odc. 2

(fot. zbiory autora)

Donosy, 14-11-2015

Rozdział I, część 2

     Nie bardzo mógł odejść, ponieważ musiałby pozostawić bez opieki konie, a jakby je poniosło to byłaby katastrofa. Widocznie ktoś przechodził i potrzymał konie, bo Wendel nie wiedząc również, że tam odbywa się Sesja, wszedł do pomieszczenia, kierując wzrok prosto na Ślaskiego siedzącego przy drzwiach i nie mogąc powstrzymać się od złości krzyczy: Będziesz to tak siedział? Wyskoczyli obaj na zewnątrz budynku szybciej jak można było się spodziewać, wzbudzając na sali niesamowity śmiech.

     Po wyjściu na pole skompromitowany dziedzic krzyczy: Stefanie jak tak można, ja jestem Twoim chlebodawcą! Na to Wendel: Cholero, tyś moim chlebodawcą? Gdybym nie ja, to byś jeść nie miał co, po czym wsiedli na sanie i odjechali. Co działo się potem nie wiadomo. Jedno jest pewne, że w tym czasie Wendel od Ślaskiego nie był aż tak uzależniony, ponieważ prowadził własne gospodarstewko, a i o pracę było bardzo łatwo.

     Odjechali drogą w kierunku Skorczowa już w tym czasie asfaltową, a że ruch był niewielki, bo i pojazdów samochodowych było bardzo mało, to i o odśnieżanie drogi specjalnie nie dbano. A więc sanie zaprzężone w parę pięknych arabów mogły się nią poruszać z wielką swobodą. Drogę asfaltową wojewódzką Kazimierza Wielka - Kraków zaczęto budować w roku 1960, a w roku następnym został wybudowany pierwszy odcinek asfaltu z Kazimierzy Wielkiej pod krzyż obok stawu w Donosach.

droga przez wieś Donosy - lata 80-te (fot. zbiory autora)

     We wspomnianym holu Gromadzkiej Rady stała jeszcze umywalka. Była to miednica średniej wielkości umieszczona na taborecie, a obok wiadro z wodą czerpaną ze studni, która była wykopana z południowej strony budynku. Studnia była niegłęboka, około 5 - 6 metrów, ale woda była bardzo dobra. Ludzie, którzy pracowali nieopodal w polu przychodzili z różnymi naczyniami i brali ją do picia w letnie upalne dni, a jeden z nich Wincenty Klaczmański mówił: Jak oranżada Zdzichu, jak oranżada.

     Skoro nie było w budynku wody bieżącej, zresztą jak i w całej wiosce i nie tylko w Donosach, ale we wszystkich wokół również, to i nie było łazienki, a jak nie było łazienki, to i nie było ubikacji wewnątrz budynku. Za to na polu w odległości około 35 metrów od drzwi wejściowych za krzakami był tzw. wychodek. Drewniany, dość obszerny z dobrych desek i tyle. Najgorzej było zimą, kiedy zasypało po pas, a iść trzeba było. Chociaż sprzątaczka rano ścieżkę odśnieżyła, nie sposób było stać z łopatą i co chwilę odśnieżać, kiedy przez cały dzień wiało i huczało, gdyż budynek był w otwartym terenie, a bywało też, że wiało kilka dni bez przerwy.

     Pomieszczenia biurowe były ogrzewane piecami kaflowymi, w których paliło się węglem. Sprzątaczka musiała zimą przychodzić na godzinę piątą i zapalić w piecach, by na godzinę ósmą się nagrzały i w pomieszczeniach było ciepło. Węgiel był składowany w starym budynku, murowanym z cegły, który stał od strony zachodniej. Kiedyś zapewne spełniał rolę jakiegoś magazynku lub chlewa. Węgiel donosiło się w wiadrach metalowych. Aby nie zaczynać codziennego zapalania w piecach od odśnieżania ścieżki do pomieszczenia z węglem, owa sprzątaczka przynosiła sobie opał poprzedniego dnia po południu, kiedy sprzątała pomieszczenia biurowe. Przynosiła go tyle, ile było potrzeba do napalenia w piecach w jednym dniu.

     W miesiącu kwietniu 1961 roku odbyły się wybory do Sejmu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Przemeblowanie w tych skromnych pomieszczeniach było niesamowite. Już na parę dni przed wyborami panowała gorączka wyborcza. Lokal wyborczy musiał być odpowiednio urządzony już w piątek i w tym to czasie przyjechała komisja z powiatu z I sekretarzem Komitetu Powiatowego PZPR Józefem Darolem na czele w celu sprawdzenia lokalu pod względem przydatności do przeprowadzenia wyborów.

      Prawdziwe nazwisko I sekretarza Komitetu było Darul, jednakże kiedy przybył pierwszy raz do Kazimierzy Wielkiej przedstawiono go jako Darol i wszędzie, na zebraniach, w referatach, w dyskusjach oraz w luźnych rozmowach mówiono Darol. Tak też wymawiali jego nazwisko przedstawiciele Komitetu Wojewódzkiego i ja też ilekroć będę miał na myśli sekretarza K.P., będę pisał Darol. Pod tym nazwiskiem był znany wszystkim w powiecie kazimierskim i nie tylko.

      Tutaj przypomniała mi się taka historyjka: otóż na plenum Komitetu Centralnego PZPR z udziałem pierwszych sekretarzy Komitetów Powiatowych dyskutowano między innymi na temat czynów społecznych. Wszyscy wiedzieli, że Darol z tego słynie, albowiem całą Kazimierzę Wielką odbudowano praktycznie przy pomocy czynów społecznych. Kiedy to na wspomnianym plenum KC jeden z sekretarzy powiatowych PZPR, prawdopodobnie z Miechowa zaczął podważać ideę czynów społecznych, ówczesny sekretarz Komitetu Centralnego PZPR Władysław Gomułka w podsumowaniu końcowym powiedział: Tam niedaleko waszego powiatu jest Kazimierza Wielka, a w niej działa Józef Darol, to jego spytajcie jak się organizuje czyny społeczne.

      Komisja weszła, rozejrzała się tu i ówdzie i pierwszy sekretarz spojrzał na wiszącą na ścianie gazetkę specjalnie zrobioną przeze mnie na czas wyborów. Patrzy i patrzy, nagle wzrok zawiesił na krótkim wierszu widniejącym na tej gazetce. Wiersz miał tytuł Wybory i był napisany przeze mnie, ale w podpisie był mój na prędko wymyślony pseudonim Orzeł. Wiersz przeczytał i zapytał, a któż to jest ten Orzeł, autor tego wiersza? Nie słyszałem o takim poecie. Wtem ktoś gdzieś z tyłu nieśmiało bąknął, to Zdzichu, nowy pracownik, który tam pod ścianą stoi. Bałem się jak i wszyscy inni, bo nie wiadomo czy mu się ten wiersz spodobał, a czy może strzeliłem jakieś głupstwo i będzie przechlapane. Ale nic podobnego. Wiersz mu się spodobał i gazetka też. Zapytał tylko: a ten Zdzichu to do partii należy? - Nie, jeszcze nie słyszałem głosy gdzieś z boku. Nie wiem, czy w tym czasie był zakaz wywieszania w lokalach wyborczych jakichkolwiek plakatów, ulotek, ale nie zwrócił nam żadnej uwagi to rozumieliśmy, że jest dobrze. Spodobał mu się również wystrój całego lokalu. Powiedział, że jak na takie ograniczone warunki lokalowe, to jest dobrze. Nałożył na głowę kapelusz z wielkim rondem, zebrał pozostałych i pojechali dalej. A wiersz był oto taki:

WYBORY

Każdy, kto tylko do życia skory
Wstaje z tą myślą, dzisiaj wybory.
Żebyś nie zrobił ludziom zawodu
Głosuj na listę Frontu Jedności Narodu.

Orzeł

z prawej strony czytającego Józef Darul [też w białej koszuli] (fot. zbiory autora)

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/kulis_zegar/20151114zegar02/art.php