Historia pewnego zegara, odc. 5

(fot. zbiory autora)

Donosy, 8-12-2015

Rozdział I, część 5

Czy rasa kur "zielononóżka" przetrwała do tej pory?

     Mogę śmiało powiedzieć, że zielononóżka przetrwała do tej pory. Mówiło się, że w latach 70-tych ubiegłego stulecia wyginęła, ale może w dużych hodowlach farmerskich. Natomiast w małych hodowlach wolnowybiegowych przetrwała. Znam bardzo wiele gospodarstw na terenie mojej gminy i Proszowic, gdzie hoduje się tą rasę kur i to z powodzeniem.

     Obecnie zainteresowanie nimi wzrasta. W ubiegłym roku otrzymałem telefon od kogoś nieznajomego z pytaniem gdzie można nabyć pisklęta zielononóżki, albo już większe, bo chciał kilkanaście hodować na jajka dla chorego wnuczka. Pamięta z dawnych lat, a teraz o tym przeczytał i mu się przypomniało, że jajka od zielononóżek są zdrowe dla małych dzieci. Zainteresowanie tymi kurami i jajkami od nich jest ciągle widoczne. W Proszowicach powstało Stowarzyszenie Proszowickich Hodowców Gołębi Rasowych i Drobnego Inwentarza "Zielononóżka", które m.in. zajmuje się promowaniem hodowli tej rasy kur. Prezesem jest Waldemar Bucki z Lelowic. I tak to zielononóżka przetrwała do dziś. Można powiedzieć, że jest ona produktem lokalnym powiatu proszowickiego i okolic.

     A ja? Od tamtych dni wymienionych na wstępie pracowałem nieustannie przez 51 lat, do maja 2012 roku w tej samej instytucji, czyli gminie, która na przestrzeni lat zmieniała swą nazwę i siedzibę, a będąc już na emeryturze pracowałem jako główny księgowy w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Kazimierzy Wielkiej. Przez trzydzieści lat byłem głównym księgowym od czego otrzymałem pseudonim "buchalter". A więc można by powiedzieć, że okres mojej pracy zawiera się w przedziale od zielononóżki do buchaltera.

     A skoro jestem przy księgowości, to przytoczę żarcik jaki krążył w tym czasie wśród księgowych: pytanie - co to jest księgowość? Odpowiedź - księgowość, to jest takie urządzenie, które dzieli się na paragrafy, działy i rozdziały żeby głupie nie wiedziały gdzie się pieniądze podziały.

Zielononóżka w anegdocie

     Jak pisałem wyżej, Gromadzka Rada Narodowa w Donosach mieściła się w starym drewnianym dworku. Chociaż pracowników było niewiele to i pomieszczeń na biuro nie za dużo. Więc ja z koleżanką w moim wieku, która objęła po mnie biuro meldunkowe siedzieliśmy w jednym pokoju, w którym urzędowała też "agronomka" w czasie kiedy nie była w terenie. Tak często poruszała temat zielononóżki, że nadaliśmy jej pseudonim "Zielononóżka", którego na co dzień używaliśmy.

kury zielononóżki (fot. zbiory autora)

     Długo przed II wojną światową krążyła w Polsce taka anegdotka, którą opowiadała m.in. Pani profesor Laura Kaufman, pracująca w Wyższej Szkole Rolniczej w Lublinie: Ignacy Jan Paderewski będąc premierem, pojechał na kilkudniową konferencję do Paryża. Na tej konferencji były delegacje wielu państw, a tematem była debata, czy przywrócić Polsce państwowość. W pewnym momencie wstał delegat Anglii i zapytał: a cóż to za kraj ta Polska który nie ma nawet własnych ras zwierząt? Paderewski odpowiedział, że ma, ale jakie nie był w stanie wymienić i odpowie szczegółowo w innym czasie. Niezwłocznie wysłał depeszę do Instytutu Naukowego w Polsce, aby zrobiono wykaz ras zwierząt hodowanych w naszym kraju. Niemal natychmiastowo otrzymał wykaz kilkudziesięciu ras, a wśród nich była zielononóżka.

ROZDZIAŁ II

     Powróćmy tymczasem do podworskiego budynku w którym mieściła się Gromadzka Rada. Od strony wschodniej mieściła się biblioteka z kilkutysięcznym księgozbiorem, gdzie pracowała Janina Kaleta, a po wyjściu za mąż przyjęła nazwisko Kowalska. Ze wschodniej strony w tej oficynie dworskiej mieszkał pracownik Gromadzkiej Rady - Zdzisław Kuliś, czyli ja z rodziną: żoną Janiną i dwiema córkami: Jolantą i Renatą. Po przeciwnej stronie, czyli od strony zachodniej zamieszkiwał sekretarz Gromadzkiej Rady - Kazimierz Nalepa wraz z rodziną: żoną Mieczysławą, córką Alicją i synem Mirosławem.

     Sekretarz ów przyszedł pod koniec 1961 roku na miejsce Stanisława Wójcika, który został przeniesiony na sekretarza do Gromadzkiej Rady w Głuchowie. Kazimierz Nalepa sekretarzem nie był też długo, bo już w roku 1962 przeniesiono go do pracy w urzędzie powiatowym w Kazimierzy Wielkiej. Nastąpiła też zmiana na stanowisku przewodniczącego Gromadzkiej Rady. Ze stanowiska tego odwołano Stanisława Gaudyna, a powołano Stefana Falęckiego młodego mieszkańca wsi Donosy.

lampa naftowa, będąca dawniej podstawowym źródłem oświetlenia (fot. zbiory autora)

     Za sekretarzowania Kazimierza Nalepy, z jego inicjatywy zelektryfikowano budynek, bo do tej pory, jako że stał na uboczu, prądu w nim nie było. Szczególnie w długie zimowe wieczory różne spotkania, zebrania itp. odbywały się przy lampach naftowych. Kiedy w 1956 roku zawiązywała się Gromadzka Rada w tym samym czasie co powiat, nie pomyślano nawet o zelektryfikowaniu budynku. Do założenia prądu zmobilizowało sekretarza Nalepę to, że przyszło mu w tym budynku zamieszkać. Ja tam zamieszkałem, kiedy już prąd był.

     Pamiętam takie zdarzenie, kiedy na zebranie wiejskie przyjechał I sekretarz Komitetu Powiatowego w Kazimierzy Wielkiej - Józef Darol. Przyszła cała wieś, a że to było latem, zebranie odbywało się na polu. Ja to zebranie protokołowałem siedząc na wygodnym siedzeniu w samochodzie, którym sekretarz przyjechał, a wszyscy pozostali, łącznie z I sekretarzem stali. Niebawem zapadł wieczór, zrobiło się ciemno i pisać się nie dało, a że w budynku jako i przed budynkiem nie było prądu, w samochodzie włączono światło i sprawa została rozwiązana. Było mi trochę głupio, bo było tam dużo starszych ludzi, a ja najmłodszy. Oni musieli stać, a ja siedziałem.

     Jednakże kiedyś czyli przed II wojną światową elektryczność w tym budynku była. Osobiście widziałem na zewnątrz budynku izolatory, a na nich przerdzewiałe przewody. Miejsce zainstalowania przewodów elektrycznych świadczyło, że prąd do poszczególnych pomieszczeń był rozprowadzony po zewnętrznej stronie budynku. Źródło energii pochodziło natomiast z młyna, który pracował kiedyś w odległości około osiemset metrów na rzece Małoszówce, a właścicielem był Postawko Emil, który w tej oficynie zamieszkiwał. Bardzo długo były widoczne betonowe fundamenty przy rzece, dość grube i wydawały się bardzo mocne.

Rzeka

Ta niewielka rzeczka
Płynąca od Małoszowa,
To na mapie cieniutka kreseczka,
Którą zaznaczona jest rzeka owa.

Od wieków tędy płynie,
Omijając słonowicki las.
Dniem i nocą o każdej godzinie.
Płynie. Ona i czas.

Wraz z nimi życie upływa.
Jak woda przez wieki całe.
Lecz rzeka długa bywa,
A życie bardzo małe.

Nikt nie wie ile ma lat.
Przeżyła niejednego człowieka.
Choć piękna, lecz stara jak Świat
Płynie i nigdy nie poczeka.

Od wieków ludziom służy.
Im swoje dobro oddaje.
Ludzie wysiadają z podróży.
Ona nadal pozostaje.

Jeszcze w ubiegłym wieku
Dwa młyny poruszała.
Wolna od trujących ścieków,
Wielką cukrownię zasilała.

Przeminie życie nasze
I czas pewien przeminie.
A rzeka sobie tymczasem
Płynie, płynie i płynie.

Zdzisław Kuliś; Donosy, marzec 2012 r.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/kulis_zegar/20151208zegar05/art.php