Historia pewnego zegara, odc. 7

(fot. zbiory autora)

Donosy, 30-12-2015

Rozdział II, część 7

     Dwóch robotników wzięło pusty garnek za uchwyty, które przy nim były i poszli z nim do najbliższego sklepu, gdzie można było kupić wino. Kupili ponad dwadzieścia butelek, otwierali po kolei i wlewali do tego kotła. Zapełnił się do wysokości około trzy czwarte. No nieźle pomyśleli, wzięli gar za uchwyty, wcześniej przykrywając go pokrywką i poszli tam skąd przyszli.

     Kiedy zaszli, postawili garnek w bezpiecznym miejscu, jeden z nich chwycił za dużą łygę tzw. chochlę i zanurzył ją w pachnącym świeżymi jabłkami kolorowym płynie. Potem podniósł do ust i jednym haustem wypił jej zawartość. Zaraz poczuł się lepiej. I tak podchodzili kolejno, powoli nie spiesząc się i zachowując pewne odstępy, aby nie stwarzać pozoru, że w tym zbawiennym garze może być coś innego niż woda.

     Ale sekretarz Darol, chłop wszystko przewidujący chyba wyczuł wino nosem, bo i jemu zachciało się pić, tym bardziej, że widział jak nieśli świeżą wodę. Podszedł do garnka, zapytał tylko czy może się napić i zanurzył chochlę w zbawiennym płynie. Zaraz poczuł zapach tej kolorowej wody, nabrał pełną chochlę, do ust ją przycisnął i wypił. Po chwili odjął ją od ust, wszystkim się zdawało, że krzyczy na nich, że grozi tą chochlą, że przeklina okropnie, ale nic się takiego nie stało. Otarł usta lewą ręką, chochlę powiesił na uchwycie garnka, założył ręce za siebie i wolnym krokiem odszedł. Robotnicy ochłonęli spodziewając się najgorszego, a jeden z nich skomentował: Wyście się bali, a cóż on mi zrobi, łopatę odbierze?

     Przytoczę jeszcze jedną historyjkę z Józefem Darolem, ale nie z zalewem. W latach sześćdziesiątych cukrownia pracowała pełną parą. Rolnicy z okolicznych wiosek dowozili do niej buraki furmankami, często wyjeżdżając z pola o świcie, aby dało się może obrócić dwa razy w jednym dniu, a może trzy. Po odstawieniu na plac cukrowni często zmarznięci i głodni stawali przed restauracją, w tym czasie nazywaną gospodą, aby napić się czegoś gorącego, a rzadziej coś zjeść.

     Sekretarz Darol zanim wybudowano kawiarnię "Parkową" w kazimierskim parku też często zachodził do owej gospody, aby coś zjeść jako, że mieszkał sam. Pewnego razu kiedy siedział w gospodzie, która nazywała się "Nidzica" na ulicy Kolejowej, wszedł milicjant. Od samych drzwi donośnym głosem krzyczy: Czyje te konie stoją bez opieki na ulicy?, grożąc mandatem, a spostrzegłszy Darola jeszcze bardziej podniesionym głosem woła: No czyje? Będzie ładny mandacik.

     Myślał nieborak, że dostanie od niego pochwałę za bardzo gorliwą służbę. Jakże się zdziwił kiedy Darol wstał, podszedł do niego i powiedział: Wyście są milicjant, wy tak rolnikom pomagacie? Człowiek zmarznięty, głodny przyszedł coś zjeść, a od was taką pomoc otrzymał. Idźcie i przypilnujcie koni dotąd, dokąd ten obywatel nie przyjdzie i żadnego mandatu. Milicjant odrzekł: Tak jest sekretarzu i wyszedł jak niepyszny. Sekretarz Darol był przyjazny rolnikom, robotnikom, natomiast karcił urzędasów, którzy się wykazywali swą nadgorliwością.

     Jeszcze długie lata sekretarzował w Kazimierzy Wielkiej doprowadzając Kazimierzę Wielką do wyglądu miasteczka i w tym miejscu będzie odpowiedni króciutki cytat z 74 zwrotkowego wiersza Zdzisława Kulisia pt. "Od Darola do Bodzicha": Ileż trzeba było troski, aby zrobić miasto z wioski.

Józef Darol odszedł ze stanowiska w 1968 na skutek różnych zawirowań politycznych w tym czasie. Zmarł w młodym jeszcze wieku w roku 1974, pochowany na cmentarzu parafialnym w Kazimierzy Wielkiej.

nagrobek Józefa Darula na cmentarzu parafialnym w Kazimierzy Wielkiej (fot. zbiory autora)

Od Darola do Bodziocha,
czyli 50 lat Kazimierzy Wielkiej

Ładne, niewielkie miasteczko
Położone nad małą rzeczką,
Która ma nazwę Małoszówka
Płynąc cichutko, bez słówka

Dzieli go na dwie połowy.
Na wyspie, nie mówiąc ni słowy,
Duży łabędź siedzi
Ku zadowoleniu miejskiej gawiedzi.

Na cztery świata strony,
Jakoż, że teren jest tak ułożony
Wychodzą drogi cztery,
Którymi jeżdżą samochody i rowery.

Na cztery części dzielą drogi owe
Miasteczko częściowo nowe,
A częściowo stare,
Jak na miasta powiatowego miarę.

Od wschodu druga rzeka płynie
Na obrzeżach miasta przy młynie,
Która jeszcze za czasów dziedzica
Nazywała się jak teraz - Nidzica.

Kościół niedawno odnowiony.
Obok nowa dzwonnica, a w niej dzwony,
Których dźwięk się niesie
Aż po słonowickim lesie.

Jest tu siedziba dekanatu,
Który to obok powiatu,
Szanując mieszkańców wolę,
Odgrywa dużą rolę.

Starostwo wyżej wspomniane
Ma z magistratem wspólną ścianę
I wbrew temu, co ludzie knują,
Starosta z burmistrzem bardzo się szanują.

Budynki te, choć tak okazałe,
Wydają się jakoby za małe.
Toż to każdy z nich ze sto ludzi mieśc,i
A personel w nich męski, a także niewieści.

Wspomnieć przy tym należy,
Że tu jest mowa o Kazimierzy
Wielkiej w sobie samej,
Z powodu cukrowni dobrze znanej.

Fabryka, która miasteczko sławiła,
Od dziewiętnastego wieku czynna była.
Wielu ludziom pracę dawała,
A teraz zlikwidowana została.

Obecnie w Kazimierzy,
Chociaż jest dużo młodzieży,
Nie ma przemysłu żadnego,
Ani ciężkiego, ani lekkiego.

Nie taka była wola
Pana Józefa Darola,
Który dla prostych ludzi
Miasto ożywił, pobudził.

Były Zakłady Tytoniowe
Wybudowane od podstaw, nowe.
Dalej Spółdzielnia Transportu Wiejskiego,
Przewożąca tony materiału różnego.

Obok Centrala Nasienna -
To dla rolników rzecz cenna.
A bliżej, też na Kolejowej,
Produkowało się przetwory owocowe.

Spółdzielnia Zaopatrzenia i Zbytu
Może nie budziła wielkiego zachwytu.
Materiałów było trochę mało,
Ale ile się wtedy budowało?

Chlebek z nowej piekarni pachniał z oddali,
Ludzie bułeczki świeże chrupali.
Rzeźnia produkowała dobre wędliny,
Które sprzedawano poza zasięg gminy.

Hurtownia rolniczych maszyn
Dawała możliwość rolnikom naszym
Zakupu sprzętu na raty,
Przy długim terminie spłaty.

Wytwórnia maszyn drogowych,
Do robót letnich i zimowych,
Umożliwiała latem walcowanie,
A zimą dróg odśnieżanie.

Prężnie działał PZGS,
Który był, ale nie jest,
Gdyż go dawno zlikwidowano,
A wszelkie mienie sprzedano.

W jednym budynku jest szkoła
Zawodowa, która to zgoła
Naszą młodzież za młodu
Uczy dobrego zawodu.

Oddziału Ruchu pominąć nie sposób,
W nim pracowało kilkanaście osób.
Ale już dawno po Ruchu
Nie ma ani widu, ani słuchu.

Spółdzielnia Usług Wielobranżowych
Wykonywała dużo rzeczy nowych,
A także i remontów
Zniszczonych domowych kątów.

Pralnia chemiczna też była,
Która garnitury czyściła
I po wyczyszczeniu, mówiąc jednym słowem,
Ubranie było jak nowe.

I wreszcie stacja kolejowa,
Która w tym czasie co Szkoła Podstawowa
Numer "Jeden" powstała
Z tym, że stacji już nie ma, a szkoła została.

Ale elewacja jest jak za króla Ćwieczka
Tu z piasku fuga, a tam cegiełeczka.
I za osiemdziesięcioletnich rządów
Nie zmieniła wyglądu.

Jest także szkoła, "Trójką" zwana,
Która jest dobrze utrzymana,
Ale kochani pomyślcie sami,
Kto sadzi drzewa pod samymi oknami?

Dalej Szkoła Specjalna była,
Tam młodzież upośledzona się uczyła,
Ale jak gdyby nigdy nic
Została przeniesiona do Cudzynowic.

Kazimierskie Gimnazjum jest to budynek nowy,
Które realizuje program ponadpodstawowy.
I choć może nie bardzo funkcjonalny,
To jednak realny.

Liceum to dobra szkoła,
Młodzież w nim zawsze wesoła,
Przy tym są bardzo bystrzy,
Będą z nich przyszli magistrzy,

To już wszystkie szkoły w Kazimierzy,
Służące miejscowej młodzieży,
Którzy wiedzę zdobywają
I z tym trudności nie mają.

Następnie jest śliczny basen,
Na którym to czasem,
Aby swą sprawność poprawić
Można się dobrze zabawić.

Służy on starszym i młodzieży,
Nie tylko z Wielkiej Kazimierzy,
Ale z Pińczowa i Proszowic,
Miechowa, Opatowca, Bejsc i Koszyc.

Toż samo hala sportowa
Przyjąć każdego gotowa,
Ćwicząc sportową tężyznę
Zrobić z kobiety mężczyznę.

To wszystko jest dla ciała -
Jeszcze kultura została.
Dom Kultury okazały,
Szkoda, że mury w nim popękały.

Okazała sala widowiskowa
Też nie jest przecież nowa.
Jest to dzieło Józefa Darola,
Ożywić kulturę, taka była jej rola.

Choć budynek ten do starych należy,
Odbywają się w nim różne imprezy,
A że ilości ich wymienić nie sposób,
Wspomnę, że przychodzi na nie setki osób.

Pięknym obiektem kultury,
Gdy idziemy od szpitala z góry,
Jest Miejska Biblioteka
Dostępna dla każdego człowieka.

Nie tylko książki wypożycza,
Młodzieży komputery użycza,
Organizuje liczne spotkania,
Promuje nowe książki do czytania.

W miasteczku są banki cztery
I nie mogę zrozumieć do jasnej litery,
Jak się to wszystko kręci,
Pomimo dobrych chęci.

Skoro się mówi, że ludzie nie mają pieniędzy
I żyją na pograniczu nędzy,
To z czego banki mają obroty?
Od tej biedoty?

Poczta jest jedna od dawna
I nie jest to rzecz zabawna,
Chociaż ma małą personelu obsadę
Jakoś sobie daje radę.

Aptek jest pięć w Kazimierzy
I chociaż jedna przy drugiej leży,
Nie ma w tym nic dziwnego,
Gdyż często spotkasz człowieka chorego.

Więc leczą się w naszym szpitalu,
Nie mając do nikogo żalu,
Że szpital ten jest mały,
Ale takie mury po dawnym powiecie zostały.

Ostatnio jest on zadbany,
W oknach wiszą nowe firany.
Lekarze dyżurni w dzień i w nocy
Udzielają chorym pomocy.

Straż pożarna, inaczej ogniowa,
Do akcji zawsze gotowa
W starych budynkach się mieści,
Które mają lat ponad czterdzieści.

Jednak tym nie martwmy się wcale,
Bo pod nową zalano już "pale"
W ziemi z betonu i stali,
Zresztą, teraz mało się pali.

Budynek policji duży, okazały,
Policjantów chyba ze cztery oddziały
W nim codziennie pracuje,
Nocą i dniem porządku pilnuje.

Jedyne Przedszkole, które zostało,
Ponieważ dzieci było mało,
Jest w dobrym stanie.
Pracują w nim same panie.

Mieści się w parku, na skraju,
Pełno tu drzew jakby w gaju.
Rotunda zdobi przedszkole owe,
Choć wiekiem stare jest, jakby nowe.

Jest też przychodnia, pożal się Boże,
Do której chory dojechać nie może.
Albo od Szkolnej idzie biedaczysko,
Albo po schodach od tyłu, gdzie jest często ślisko.

W Kazimierzy jest również sąd,
Który, jak człowiek popełni błąd,
To sprawiedliwie rozsądzi
I on już nigdy nie zbłądzi.

Dom Towarowy stoi obok niego,
Mnóstwo towaru tutaj różnego.
Kantor i Bank Śląski
Obsługują klientów z miasta i wioski.

Wyżej, obok basenu kąpielowego,
Jest budynek pogotowia ratunkowego,
A w nim personel, rzekłbym średni.
Tak twierdzą niejedni.

Sklepów policzyć nie sposób,
Chyba jeden na sto osób
I są też duże markety,
Które nam nie przysporzą gotówki, niestety.

Jest dużo ulic nowych,
Z nowoczesnych kostek brukowych.
Jezdnie asfaltem zalane
Ogólnie wyglądają na zadbane.

Miasto ma wodę bieżącą
Zimną, a kto chce mieć gorącą,
Sam sobie ją podgrzewa,
Kiedy zajdzie potrzeba.

W mieście jest kanalizacja,
A właściwie jej realizacja,
Gdyż nie ma jeszcze wszędzie,
Ale z pewnością będzie.

Jest zalew dość okazały,
Gdzie kajaki, żaglówki pływały.
Ludzie z okolic przyjeżdżali,
Dzieci, młodzież i starsi się kąpali.

Lecz jego świetność dawno minęła,
Bo nie było osoby, by się nim zajęła.
Obecnie koło wędkarskie go użytkuje.
Piękne okazy ryb tam hoduje.

Jest też stadion, trochę zaniedbany,
Który nie był dawno remontowany.
Wymaga więc gruntownej odnowy,
Albowiem jest w mieście powiatowym.

W takim niewielkim mieście,
Chociaż zdziwieni jesteście,
Oprócz dwóch mostów ruchu pieszego,
Jest sześć do ruchu kołowego.

Najpiękniejsza kładka, dodająca miastu uroku
Jest wybudowana ubiegłego roku.
A że jest to dzieło burmistrza Adama,
Została imieniem "Adaś" nazwana.

Małoszówki brzegi łączy ona,
W parku miejskim położona.
Jest to obiekt wspaniały,
Służy mieszkańcom przez rok cały.

W pobliżu, o niezwykłej urodzie,
Jest kładka pływająca na wodzie.
Łączy wyspę z lądem
Ciesząc oczy swym wyglądem.

Ta znów "Chester" się nazywa,
Nie dlatego, że na wodzie pływa,
Lecz od imienia działacza znanego,
Zastępcy burmistrza obecnego.

Nieopodal stoi baszta zabytkowa,
Która ma ponad sto lat, a wygląda jak nowa.
Została przez gminę odnowiona,
Turystom do zwiedzania służy ona.

Powstało dużo bloków mieszkalnych,
Sporo prywatnych, trochę komunalnych,
Lecz ludzie wyjeżdżają wszędzie,
Więc kto w tych blokach mieszkać będzie?

Dużą oczyszczalnię ścieków wybudowano
I choć ją trochę remontowano,
Działa po dzień dzisiejszy,
Aby nasz rejon był ładniejszy, czyściejszy.

I wszystko, co tu napisane
Zostało w pięćdziesięcioleciu zbudowane.
Ileż trzeba było troski,
Aby zrobić miasto z wioski.

Jednakże, gdy spojrzymy na to realnie,
Mniej obiektów, w tym halę sportową i pływalnię,
Wybudowano w minionym dwudziestoleciu,
Częściowo za unijne eciu-peciu.

W większości budowle i budynki,
Nie licząc kościoła i szkoły "Jedynki",
Są z początków naszego miasta,
Które się jednak ciągle rozrasta.

I jeśli w magistracie dobrzy rajcy będą,
Wspólnie rozwiążą sprawę niejedną.
Z dobrym burmistrzem na czele
Zrobią dla miasta bardzo wiele.

Bo dobry gospodarz, Panie i Panowie,
To ten, co ma mądrze w głowie.
Nie postura, nie szata go zdobi,
Ale to, jak i ile zrobi.

Zdzisław Kuliś; Donosy, styczeń 2009 r.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/kulis_zegar/20151230zegar07/art.php