facebook
Historia pewnego zegara, odc. 27 - wody termalne w Cudzynowicach
    Dzisiaj jest sobota, 23 listopada 2024 r.   (328 dzień roku) ; imieniny: Adeli, Felicyty, Klemensa    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   struktura powiatu   |   nasze parafie   |   konkursy, projekty   |   prossoviana   |   zaduszki ZP   |   poszukujemy   |   okaż serce INNYM   |   różne RAS   |   porady, inf.   |   RAS-2   |   RAS-3   | 
 |   zapraszamy   | 
 on-line 
 |   monografie...   |   biografie...   |   albumy...   |   okazjonalne...   |   beletrystyka...   |   nasi twórcy   |   inne...   |   filmoteka   | 

serwis IKP / informacje / prossoviana / on-line / Historia pewnego zegara / Historia pewnego zegara, odc. 27 - wody termalne w Cudzynowicach
O G Ł O S Z E N I A


Historia pewnego zegara, odc. 27 - wody termalne w Cudzynowicach

tytułowy zegar (fot. zbiory autora)

Donosy, 9-08-2016

Rozdział VI, odcinek 27 - wody termalne w Cudzynowicach

     Wracając myślą do nowej siedziby Gromadzkiej Rady, w niedalekiej odległości znajdował się dworzec autobusowy, dlatego dojeżdżającym pracownikom bardzo umożliwiał szybkie dojście do biura. Z takiego usytuowania byli też zadowoleni interesanci. W tym czasie nikt z pracowników nie posiadał samochodu, a wśród rolników czy pracowników innych zawodów może w całej gminie było tyle, co by policzył na palcach u jednej ręki.

     Pamiętam, że kierownik szkoły w Zięblicach (wtedy jeszcze w szkołach nie było dyrektorów, tylko kierownicy) miał samochód marki Syrena. Ja do pracy jeździłem autobusem, często piechotą, albo też rowerem. Za długo w tym budynku nie pourzędowaliśmy. Ponieważ skończyła się umowa najmu, budynek musieliśmy opuścić.

     A szkoda, bo były to najlepsze pomieszczenia biurowe jakie dotąd mieliśmy, nawet lepsze jak w świetlicy w Donosach. Przede wszystkim były widne. W dwóch mniejszych pomieszczeniach było po jednym oknie, a w dwóch innych po dwa. Ściany pomalowane na jasne kolory sprawiały lepsze samopoczucie u pracowników. Z tego budynku między innymi zapamiętałem takie oto zdarzenie związane bezpośrednio z moją pracą. Otóż pewnego razu, dałem do podpisu przewodniczącemu Rady kilka faktur i kilkanaście delegacji w celu zatwierdzenia do wypłaty. Albowiem każdą fakturę do zapłaty musiało podpisać co najmniej trzy osoby: pod względem merytorycznym, pod względem formalnym i rachunkowym i zatwierdzenie do wypłaty.

widok na rondo, w oddali za rondem po prawej był dworzec autobusowy, którego teraz nie ma, a po lewej jest rynek, którego przedtem nie było (fot. zbiory autora)

     W tym wypadku, czyli w Gromadzkiej Radzie pod względem merytorycznym podpisywała ta osoba, która zakup, usługę lub wyjazd służbowy w przypadku delegacji zlecała, ja podpisywałem pod względem formalnym i rachunkowym i drugi raz jako główny księgowy, a zatwierdzenie do wypłaty podpisywał przewodniczący Rady. W czasach kiedy były Gromadzkie Rady przewodniczący był urzędującym etatowym pracownikiem tej Rady, nie było wójta, ani burmistrza. I ten przewodniczący zatwierdzał wszystkie faktury do wypłaty.

     Drobne rachunki gotówkowe wypłacaliśmy średnio co dwa tygodnie i właśnie zebrało się trochę rachunków i trzeba było je ludziom zapłacić. Powtarzam, że dotyczyło to drobnych kwot, natomiast wysokie kwoty płaciło się przelewem. Więc zaniosłem kilkanaście tych rachunków do podpisu, zostawiłem na biurku i wróciłem do swojego pokoju. Po pewnym czasie otwierają się drzwi do mojego pokoju, w których ukazał się przewodniczący i mówi: Zdzichu pozwól do naszego pokoju. Naszego tzn. jego i sekretarza, bo obaj zajmowali jeden pokój.

     Odłożyłem długopis i poszedłem. Po wejściu zapytałem: - Coś nie tak? Widząc, że przewraca tam i z powrotem delegacje służbowe. A on na to: - Zdzichu czy ty tych delegacji to w ogóle nie sprawdzasz? - Dlaczego pan tak mówi? - zapytałem, a we mnie się zagotowało. On wtedy mówi pokazując mi dwie delegacje: - Zobacz, ten był w delegacji dwanaście godzin i wypłacasz mu pół diety, a ten był trzynaście godzin i wypłacasz mu całą dietę, no co powiesz na to?

- Powiem, że przewodniczący musi zapoznać się z przepisami. Pracownikowi po dwunastu godzinach pobytu w podróży służbowej należy się połowa diety, natomiast jeżeli przekroczy dwanaście godzin chociażby o piętnaście minut należy mu się cała dieta, a gdyby przekroczył dwadzieścia cztery godziny chociażby też o piętnaście minut i ledwo rozpoczął drugą dobę przysługuje mu dieta za dwie doby. Ot i to wszystko. Mam przynieść instrukcję odnośnie diet?

- Nie, nie przynoś, skoro tak mówisz to pewno tak jest.

- Nie pewno tak jest, tylko tak jest, a wszystkie rachunki to ja sprawdzam i to nie jeden raz - i wyszedłem.

     Tak jeżdżąc i trochę chodząc z Donos do Kazimierzy Wielkiej, chociaż było niedaleko, można było po drodze coś ciekawego zobaczyć. To co ja zobaczyłem pewnego dnia zdarza się zapewne tylko raz na całe życie. Teraz, kiedy o tym w gminie i powiecie kazimierskim i nie tylko, szeroko się mówi, winien jestem pewne wyjaśnienie. Chociaż nie ma dużego znaczenia, a może nawet żadnego dla całego przedsięwzięcia, opiszę tę historię ze szczegółami takimi jakie zapamiętałem. Zacznę jednak od czasów teraźniejszych, a potem wrócę do lat siedemdziesiątych.

     Otóż we wtorek 21 kwietnia 2015 roku w Zespole Szkół Rolniczych w Cudzynowicach odbyła się wzniosła i zapewne historyczna uroczystość. W tym dniu w obecności kilkuset osób, w tym Marszałka Sejmiku woj. Świętokrzyskiego Adama Jarubasa, burmistrzów i wójtów z sąsiednich gmin, radnych powiatowych i gminnych, kierowników i dyrektorów instytucji, wielu znakomitych osobistości i innych gości zostało przekazane ujęcie wód geotermalnych, których odwiert prowadzono od września 2014 roku na terenie Zespołu Szkół Rolniczych w Cudzynowicach, sąsiadujących z Kazimierzą Wielką.

odwiert wód geotermalnych w Cudzynowicach (fot. zbiory autora)

     Odpowiedni dokument, Pan Adam Nowak szef Krakowskiego Konsorcjum Globeko, które prowadziło prace wiertnicze, przekazał staroście kazimierskiemu Janowi Nowakowi. Teraz bardzo często mówi się i pisze o tym historycznym odwiercie i zawsze wspomina się, że zaczęło się to około 50 lat temu w Odonowie, gdzie prowadzono prace wiertnicze i tam wytrysnęła gorąca woda. Prostowałem to, mówiąc różnym ludziom, nawet i burmistrzowi, że tego historycznego odwiertu dokonano nie w Odonowie, tylko w Chruszczynie Wielkiej, ale nadal powtarza się nieprawdę.

     Czekałem cierpliwie, aż ukończą odwiert i jeżeli wody ciepłej i siarkowej nie będzie, to wszystko ucichnie i niech tak zostanie, ale skoro woda termalna jest i planuje się wykorzystać ją gospodarczo, a nawet mówi się o uzdrowisku, to muszę zrobić sprostowanie na piśmie. Właśnie teraz, kiedy już robi się poczynania w kierunku wybudowania w przyszłości uzdrowiska, będzie się często powtarzać tą nieprawdę, że pierwszego odwiertu wód geotermalnych na naszym terenie dokonano przypadkowo przy poszukiwaniach ropy naftowej w Odonowie.

     A jak to się zaczęło? Postaram się opowiedzieć historię, którą zapamiętałem jako trzydziestoletni młodzieniec. W połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku masowo prowadzono odwierty, również na naszym terenie, w poszukiwaniu ropy naftowej. Jednym z nich był odwiert w Chruszczynie Wielkiej. I tu należy się sprostowanie. Wszystkie media oraz osoby podają, że tego historycznego odwiertu dokonano w Odonowie, co nie jest zgodne z prawdą, ponieważ widziałem gdzie stała wieża wiertnicza i skąd wypływała woda. Było to po lewej stronie drogi Odonów - Chruszczyna Wielka, za terenem, gdzie była kopalnia gliny do cegielni.

     Jest to około 800 metrów od granicy Odonowa i Chruszczyny Wielkiej. Miejsce to mogę wskazać dziś. Ja pochodzę z Chruszczyny Wielkiej, ale w tym czasie mieszkałem już w Donosach i pracowałem w Gromadzkiej Radzie w Kazimierzy Wielkiej. W pobliżu tego odwiertu mieszkali moi rodzice. Będąc u nich w odwiedzinach poszedłem do wieży wiertniczej, aby zobaczyć z bliska. A, że byłem ciekawy, rozmawiałem z robotnikami, którzy chętnie pokazali mi jak to działa.

Rynek

Kilka lat temu nikt by nie uwierzył,
Co się wydarzyć może w Kazimierzy.
W mieście niedużym, nie bardzo nowym,
W każdym bądź razie - mieście powiatowym.

Od dziejów zarania, aż do tej chwili,
Nie było tego kochani mili.
Choć dużo władców w Kazimierzy było,
Lecz im się nawet o tym nie śniło.

Albo nie chcieli lub nie mieli głowy,
Aby w niej powstał pomysł jakiś nowy.
Może pieniędzy też brakowało
Lub po prostu myśleć im się nie chciało.

Wprawdzie około pół wieku temu
Była ulica, sam nie wiem czemu,
Potocznie zwana imieniem jego,
Chociaż nie miał z nim nic wspólnego.

Potem plac targowy też tak nazywano,
Gdzie różnych zakupów dokonywano.
Ale to nie to, o czym marzyliśmy
I innym miastom zazdrościliśmy.

Płynął czas, aż wreszcie dnia pewnego,
W zdrowym umyśle Burmistrza obecnego,
Zrodził się pomysł na wagę złota,
A w ślad za nim konkretna robota.

Radni ten pomysł zaakceptowali,
Dość sporą sumę wyasygnowali
I ku zdziwieniu tych, co odeszli na wieczny spoczynek,
W Kazimierzy Wielkiej powstał "Rynek".

Chociaż go złośliwi parkingiem nazywają,
Tu się wspaniałe imprezy odbywają.
A jakie, dowiecie się może,
Gdy napiszę w następnym utworze.

Zdzisław Kuliś; Donosy, czerwiec 2008

cdn.

Zdzisław Kuliś   



idź do góry powrót


23  listopada  sobota
24  listopada  niedziela
25  listopada  poniedziałek
26  listopada  wtorek
DŁUGOTERMINOWE:


PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ