facebook
Historia pewnego zegara, odc. 35 - odskocznie od pracy
    Dzisiaj jest sobota, 23 listopada 2024 r.   (328 dzień roku) ; imieniny: Adeli, Felicyty, Klemensa    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   struktura powiatu   |   nasze parafie   |   konkursy, projekty   |   prossoviana   |   zaduszki ZP   |   poszukujemy   |   okaż serce INNYM   |   różne RAS   |   porady, inf.   |   RAS-2   |   RAS-3   | 
 |   zapraszamy   | 
 on-line 
 |   monografie...   |   biografie...   |   albumy...   |   okazjonalne...   |   beletrystyka...   |   nasi twórcy   |   inne...   |   filmoteka   | 

serwis IKP / informacje / prossoviana / on-line / Historia pewnego zegara / Historia pewnego zegara, odc. 35 - odskocznie od pracy
O G Ł O S Z E N I A


Historia pewnego zegara, odc. 35 - odskocznie od pracy

tytułowy zegar (fot. zbiory autora)

Donosy, 9-11-2016

Rozdział IX, odcinek 35 - odskocznie od pracy

     W niedługim czasie poczuliśmy się bardziej rozmowni, humor nam dopisywał, kurs poza nami, egzamin też, tylko do domu daleko. To było latem. Autobus do Kazimierzy Wielkiej miałem o godzinie osiemnastej, a później o dwudziestej, więc czasu trochę było. W pewnej chwili Marian Zieliński zaproponował abyśmy poszli do jego nowego mieszkania, które niedawno otrzymał. Zrozumieliśmy, że chciał nam go pokazać, a jednocześnie się pochwalić.

     Dziewczyny postarały się oczywiście o dość obfite zaopatrzenie, które umieściły w swoich torebkach i poszliśmy. Nie było to zbyt daleko, na Czarnowie. Kiedy doszliśmy całą paczką pod właściwy adres, zobaczyliśmy nowiutkie mieszkanie kilkupokojowe, umeblowane kompletnie, aczkolwiek jeszcze nie zamieszkałe. Zapach świeżutkiej farby rozchodził się jeszcze w pomieszczeniach, aż miło było tam posiedzieć.

     Gospodarz szybko otworzył okna i zajął się gotowaniem wody na herbatę. Panie zręcznie napełniały szklanki. Jednym kawa a drugim herbata. Jakaś zakąska i coś tam jeszcze do przepicia. Siedzieliśmy i gawędziliśmy, zapominając o Bożym Świecie. Marian włączył adapter z pięknymi nagraniami lat sześćdziesiątych, czas płynął, a wraz nim godziny.

pierwszy z lewej Sylwester Wojtasik na przyjęciu weselnym (fot. zbiory autora)

     Z letargu obudziliśmy się dopiero, kiedy tak jakoś szaro zrobiło się za oknami. Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza. Mój autobus już dawno pojechał, dwie panie poszły do pociągu, który miał jechać przed godziną dwudziestą drugą w stronę Jędrzejowa, Niedziela poszedł pieszo na mieszkanie w Kielcach, gdzie mieszkał, a my we trójkę zostaliśmy w Mariana mieszkaniu.

     Posiedzieliśmy jeszcze około godzinę, Marian przygotował nam miejsca do spania i poszliśmy spać. Innego wyjścia nie było. Wszystko w tym mieszkaniu było, tylko nie było telefonu. O komórkach nie było nawet mowy. Żona wiedziała, że w tym dniu mam przyjechać, ale nie mogłem jej powiadomić, że nie przyjadę i różne myśli przychodziły jej do głowy, dlaczego nie przyjechałem. Już w tym czasie mieliśmy w domu telefon, był założony w roku 1977. Był to trzeci telefon we wsi Donosy.

     Wstałem przed godziną piątą rano, poszedłem na ulicę Mielczarskiego do autobusu, który odjeżdżał do Kazimierzy Wielkiej o godzinie piątej. W tym czasie był budowany nowy dworzec w Kielcach, którego budowa trwała dziesięć lat i autobusy tymczasowo odjeżdżały z ulicy Mielczarskiego. Przyjechałem do Kazimierzy Wielkiej na godzinę siódmą trzydzieści i z powodzeniem zdążyłem do pracy. Pierwszą czynność jaką uczyniłem, to wykonanie telefonu do domu, zanim jeszcze żona pójdzie do pracy. Powiadomiłem, że jestem cały i zdrowy, a resztę opowiem jak przyjdę po pracy.

Rozdział X

     I tak mijał czas, praca, dom, działka, praca i tak w kółko. Nadszedł rok 1976. Już dużo wcześniej dochodziły słuchy, że będzie likwidowana gmina Wielgus jedna ze starych przedwojennych gmin, która jeszcze się utrzymała. I tak też się stało. Gminę zlikwidowano i znów wszystkie akta i całe wyposażenie trzeba było przewozić. Ale ja już udziału w tym nie brałem. Jak ich zlikwidowali, to niech się sami przewiozą, pomyślałem. Natomiast akta dotyczące księgowości musiałem przyjąć protokolarnie, natomiast pozostałe przekazano do poszczególnych referatów.

     Jeszcze dobrze się nie przyzwyczaiłem i nie ochłonąłem po przyjęciu Miasta w ubiegłym roku, a już nowa robota zwaliła się na głowę. I znów sumowanie tych poszczególnych sprawozdań, bilansów, majątku gminnego i siedzenie w pracy po godzinach. W Wielgusie wieloletnim sekretarzem gminy był Ryszard Wątek. Kiedy zlikwidowano gminę, nie bardzo wiadomo było gdzie go umieścić. Kilka miesięcy obijał się tam gdzieś w wydziale Organizacyjnym, aż wreszcie znalazło się miejsce.

     Wtedy w Urzędzie Miasta i Gminy funkcjonowały już wydziały. Kierownikiem Wydziału Finansowego był Adam Noga, który uprzednio był sekretarzem. Ten pan, Adam Noga nie bardzo siebie widział na stanowisku kierownika wydziału finansowego i szukał sobie pracy innej poza gminą. I po pewnym czasie znalazł. Odszedł też na dyrektora Banku Spółdzielczego, jak jego poprzednik Stanisław Ściupider, tylko nie do Kazimierzy Wielkiej lecz do Wiślicy. I tym sposobem zrobiło się miejsce kierownika Wydziału Finansowego w Urzędzie Miasta i Gminy w Kazimierzy Wielkiej, które objął Ryszard Wątek.

     Był to swojski chłop z wiochy jak my wszyscy, ale czasami zgryźliwy. Niektórzy mylili i nawet on sam, że kierownik Wydziału Finansowego jest moim przełożonym, ale w świetle prawa tak nie było. W świetle prawa ja byłem głównym księgowym Miasta i Gminy, a nie Wydziału Finansowego, więc podlegałem bezpośrednio Naczelnikowi Gminy.

pracownicy Wydziału Finansowego: od lewej Zdzisław Kuliś, Anna Noga, Ryszard Wątek, Zofia Curlej, Lucyna Gręda, Kazimierz Stopnicki (fot. zbiory autora)

     Od młodych lat rwałem się do ludzi, do jakiejś organizacji, żeby można było trochę popracować społecznie, a nie siedzieć w domu z założonymi rękami. Jak tylko zapamiętałem w moim domu rodzinnym zawsze była prenumerowana gazeta Gromada - Rolnik Polski, przez to łączność ze światem zawsze była i wiadomości też, takie jakie w tym czasie można było przeczytać. Zapamiętałem nawet adres redakcji Gromady: Warszawa ul. Smolna 12.

     W 1958 roku przy pomocy Sylwestra Wojtasika, który w tym czasie był przewodniczącym Powiatowego Związku Młodzieży Wiejskiej w Kazimierzy Wielkiej, późniejszego długoletniego nauczyciela i kierownika, a później dyrektora Szkoły Podstawowej w Kamieńczycach założyłem w Chruszczynie Wielkiej Koło Związku Młodzieży Wiejskiej, zostając jego przewodniczącym i w tym też czasie zostałem przyjęty do Ochotniczej Straży Pożarnej, która w Chruszczynie Wielkiej działała od dawna, a założycielem jej był Jan Maniak długoletni kierownik Szkoły Podstawowej w Wielgusie, żołnierz Armii Krajowej i ostatni komendant w rejonie Pińczowskim.

     W kole ZMW zaczęliśmy nawet nieźle pracować, organizując spotkania i wyjazdy na różnego rodzaju imprezy, które były organizowanie przez Związek Powiatowy. Zrobiliśmy nawet jedną zabawę taneczną na wolnym powietrzu, aby uzyskać jakieś środki na bieżące potrzeby Koła, która nam się bardzo udała. W OSP natomiast zostałem zapoznany ze statutem straży i potrzebami jej działalności, a wczesną wiosną ćwiczyliśmy marsz w zwartym szeregu, jako, że zbliżało się Święto 1 Maja i mieliśmy zamiar brać udział w pochodzie, który corocznie odbywał się w Kazimierzy Wielkiej, a straże były jego dużą atrakcją.

     Tak w Kole ZMW, jak i w straży byłem bardzo krótko, ponieważ w roku 1959 wyjechałem do Nowej Huty pod Krakowem i nigdy już do mojej wioski rodzinnej na stałe zamieszkanie nie wróciłem, a koło ZMW rozpadło się i nigdy się nie podniosło. Natomiast OSP istnieje do dnia dzisiejszego. W Nowej Hucie pracowałem niespełna dwa lata i po powrocie zamieszkałem w Donosach, gdzie mieszkam do dnia dzisiejszego zawierając wcześniej związek małżeński z Janiną Niedbała. Do ZMW już nigdy nie wróciłem, ale do straży tak.

Co kapitan powinien

Ten okręt Świata,
Na którym płyniemy
Przez tak długie lata,
To dom w którym żyjemy.

Ma być dobrze prowadzony,
Przez mądrego kapitana.
Szczególną troską otoczony,
A załoga odpowiednio dobrana.

Dobry kapitan statku
Ma się wsłuchiwać w głos załogi.
I nie może w żadnym wypadku
Zbaczać z obranej drogi.

Fachowo ocenić sytuację,
Gdy statek zagrożony.
Toż mamy demokrację,
A kraj w kryzysie pogrążony.

Rozważyć czego nie czynić,
A co czynić można.
Przy tym innych nie winić,
Działać starannie, ale z ostrożna.

A gdy zacznie przeciekać,
Należy go ratować.
Na cud żaden nie czekać.
Spokój i rozsądek zachować.

Zmobilizować załogę
Póki jeszcze płyniemy.
Trzeba wylewać wodę,
W przeciwnym razie utoniemy.

Zdzisław Kuliś; Donosy, grudzień 2012

cdn.

Zdzisław Kuliś   



idź do góry powrót


23  listopada  sobota
24  listopada  niedziela
25  listopada  poniedziałek
26  listopada  wtorek
DŁUGOTERMINOWE:


PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ