Po latach, czasami pojawiają się pytania, czy wysiłek i ofiary poniesione w wojnie obronnej 1939 r. były potrzebne? Ale wtedy społeczeństwo polskie spełniało swój patriotyczny obowiązek względem ojczyzny, mając w pamięci nieodległy okres rozbiorów i niewoli. Dla zrozumienia sensu tej podróży frontowej pracowników poczty z Proszowic dla dzisiejszego czytelnika, który sięgnie po tą lekturę pomocnym może być pokazanie jej podłoża. Otóż, w latach przedwojennych Poczta Polska była instytucją państwową, a praca w tym przedsiębiorstwie była równocześnie służbą publiczną. Uwzględniając jej ówczesną rolę w spełnianiu funkcji przekazywania informacji w relacjach społecznych i dla instytucji państwowej, wobec wtedy jeszcze słabo rozwiniętych innych form technologicznych w jej przekazie, co miało istotne znaczenie w warunkach zagrożenia państwa. Poczta Polska stawała się istotnym elementem sprawnej łączności dla jednostek Wojska Polskiego toczącego walki z najeźdźcą hitlerowskim w rożnych częściach Polski. Z chwilą wybuchu konfliktu zbrojnego Poczta stawała się jednostką zmobilizowaną, a pracownicy członkami sił zbrojnych. Tak swoje obowiązki rozumiał Mój Ojciec. Głowa rodziny - były Legionista i PEO-wiak, uczestnik wojny bolszewickiej w 1921 r., za udział w której został uhonorowany wieloma wojskowymi odznaczeniami, pracownik najpierw Urzędu Pocztowego w Skawinie, a później do wybuchu wojny w 1939 r. w rodzinnych Proszowicach. Wanda Paluch, żona i matka, gospodyni domowa, bardzo światła kobieta, zajmująca się prowadzeniem domu i wychowywaniem dwóch - wówczas córek; starszej, autorki tych wspomnień Wandy, występującej jako Ewa i młodszej o kilka lat Heleny. Ja, piszący te słowa byłem dopiero przyszłością. Lato 1939 r. było gorące, wyczuwało się napiętą atmosferę międzynarodową, co przenosiło się na codzienne życie w takim małym miasteczku, jakim wtedy były Proszowice. Nastroje te podsycane były przez obawy, jakie wyrażane były przez znaczną część mieszkańców tej miejscowości - pochodzenia żydowskiego. Obawy, co do przyszłości, w przypadku wojny nie ominęły też rodziny Paluchów. Wtedy to, latem 1939 r., z końcem sierpnia cała rodzina zrobiła sobie rodzinne zdjęcie w ogrodach miejscowego fotografa pana Wtorka. Jedyne zachowane w rodzinie z tamtego okresu czasu. Pracownicy Poczty Polskiej w tamtym okresie czasu byli przygotowywani na pocztowych obozach przysposobienia wojskowego na zagrożenia, jakie niesie wojna i mieli świadomość tego, że jeżeli zaistnieje sytuacja zagrożenia państwa zostaną zmobilizowani. Tym bardziej Ojciec, były wojskowy, a wtedy pracownik pocztowy, nie miał w tym względzie żadnych wątpliwości i dlatego przezornie przygotował rodzinę na taką możliwość. I stało się. 1 września 1939 r., w godzinach porannych do urzędu pocztowego w Proszowicach z Dyrekcji Okręgowej Poczt i Telegrafów w Krakowie dotarła informacja drogą służbową o napadzie Niemiec na Polskę - o wojnie. Równocześnie pracownicy poczty w Proszowicach otrzymali nakazy mobilizacyjne i polecenie przygotowania jednostki pocztowej do współpracy i obsługi polskich jednostek wojskowych, które znalazły się na tym obszarze. Działania wojenne bardzo szybko zbliżały się do Proszowic. Pod koniec pierwszego tygodnia wojny front oparł się na przedpolach Proszowic w kierunkach południowo-zachodnim, a od północnego zachodu napierała na obrońców niemiecka jednostka pancerna. Z wymienionych kierunków cofała się w ciężkich walkach Armia "Kraków" i niektóre zgrupowania grupy "Śląsk" wchodzącej w skład tej armii.
Do konfrontacji tych cofających się za Wisłę związków operacyjnych armii polskiej ze szpicą niemieckiej 5 Dywizji pancernej atakującej z rejonu Słomnik nastąpiło w nocy na 7 września 1939 r., a w godzinach rannych jej przednie oddziały wjechały od strony zachodniej do centrum miasteczka, na Duży Rynek, co nie obeszło się bez ofiar w polskich jednostkach i świadomego zniszczenia dużej części zabudowy wspomnianego Rynku i nie tylko. Chwilowi zwycięzcy, jak wszędzie, tak i w Proszowicach robili sobie pamiątkowe zdjęcia, To dziś, po latach pozwala nam zobaczyć ogrom zniszczeń, będących wynikiem nie walk, a zamierzonego wandalizmu, mającego w założeniu zastraszenie polskiego społeczeństwa. Po powrocie z tej wędrówki, jak to zostanie w tych wspomnieniach zapisane rodzina zastała swój dom rodzinny przy ul. Krakowskiej 27 w stanie częściowego zniszczenia przez pocisk artyleryjski.
Ale to było później, a wcześniej z wyprzedzeniem tych okoliczności i zdarzeń zmobilizowana załoga Urzędu Pocztowego Proszowice otrzymała polecenie w dn. 3 września 1939 r. wyjazdu wraz z rodzinami i sprzętem pocztowym z cofającą się Armią "Kraków" na wschód. Ewakuowany urząd w założeniach spełniał funkcję ruchomej poczty polowej obsługującej pozostające w jego zasięgu jednostki wojskowe. W praktyce w warunkach szybko zmieniającej się sytuacji na frontach realizacja tych zadań było trudna, jeśli wręcz nie niemożliwa. Jednak rozkaz ewakuacji urzędu pocztowego w charakterze poczty polowej i jego wędrówka na dalekie wschodnie rubieże wraz z cofającymi się polskimi wojskami, aż do rozbrojenia na terenach zajętych już przez Rosjan w okolicach miejscowości Aleksandria, a więc w miejscu, gdzie ojciec brał udział w zwycięskiej walce z bolszewikami w 1921 r., został skrupulatnie wykonany. Historia zatoczyła koło i dał się słyszeć jej tragiczny chichot. Wyposażenie Urzędu Pocztowego oraz osobiste rzeczy pocztowców i ich rodzin załadowano na kilka wozów konnych i zgodnie z rozkazem wyruszono na frontowe drogi w kierunku wschodnim. Jak przebiegały losy tych pocztowców, ich przeżycia, klimat i atmosferę tamtego okresu czasu znajdujemy w opisie wówczas 14-letniej dziewczynki, pewnie nie zdającej sobie do końca sprawy z tragizmu sytuacji i być może traktującej zabawowo okoliczności tej drogi. Po latach pracy, w okresie pomiędzy 1995 a 2000 już na emeryturze siostra Wanda postanowiła osobiste przeżycia z tej podróży przelać na papier, traktując to jako jeden z elementów układanki historycznej przeżytego czasu początku II wojny światowej. Stanisław Paluch Od AutorkiWspomnienia te poświęcam swoim rodzicom Piotrowi i Wandzie Paluch, którzy w warunkach wojny ciężką pracą i samozaparciem zapewniali nam warunki do życia równocześnie biorąc udział w pracy konspiracyjnej w szeregach Armii Krajowej oraz tym wszystkim bezimiennym ludziom dobrej woli na całej trasie naszego przejazdu ewakuacyjnego we wrześniu 1939 r. którzy pomogli przeżyć ten trudny czas, oraz bohaterskim żołnierzom polskim, a także pocztowcom, którzy nie ugięli karku przed wrogiem, lecz wspomagali swą pracą w trudnych okolicznościach działania sił zbrojnych Rzeczypospolitej.Także moim wnuczkom, które, gdy były małe, ciągle mnie prosiły "babciu" opowiedz nam, jak było dawniej, jak bawiły się dzieci, jak żyli ludzie bez tylu różnych przedmiotów, które my teraz mamy, bez których w obecnych czasach nie umielibyśmy żyć.
cdn. Wanda Łukomska | ||||||||||||||
Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/lukomska_wspomnienia01/20191127odc01/art.php | ||||||||||||||