Pacyfikacja Łyszkowic (cz.III)
28-01-2014
Zapraszamy do lektury części trzeciej: TRAGEDIA W ŁYSZKOWICACH - PRZEBIEG EGZEKUCJI.
Redakcja IKP
|
Pomnik poświęcony Ofiarom terroru hitlerowskiego, masowo rozstrzelanych w dniu 28 stycznia 1944 r. 28 niewinnych, młodych mężczyzn. (fot. Zbigniew Pałetko) |
TRAGEDIA W ŁYSZKOWICACH - PRZEBIEG EGZEKUCJI
|
okładka książki z 2003 roku (fot. Zbigniew Pałetko) |
1. Data: 28 stycznia 1944 r. Jest to najbardziej tragiczna data w historii Łyszkowic.
Wszystkie materiały źródłowe oraz świadkowie stwierdzają jednoznacznie datę: 28 styczeń 1944 r. przeprowadzenia przez żołnierzy niemieckich egzekucji w Łyszkowicach na 28 niewinnych, młodych mężczyznach.
2. Godzina egzekucji:
Egzekucja miała miejsc około godziny 11 przed południem. Występuje tu również jednoznaczna zgodność wszystkich relacji, wypowiedzi i zeznań.
3. Miejsce egzekucji:
Łyszkowice, gmina Koniusza, łąka, część wsi - Zabrzeźie, w pobliżu torów kolejowych.
4. Przebieg egzekucji.
Liczba aresztowanych mężczyzn wynosiła około 150 osób. Wszystkich aresztowanych z miejscowości Łyszkowice i Posądza przyprowadzono na łąkę i ustawiono ich w czwórkach. Między aresztowanymi byli sołtysi: Stanisław Solarz z Łyszkowic i Piotr Dziadoń z Posądzy. Polecono im stanąć z boku kolumny aresztowanych mężczyzn. Niemiec zwrócił się przez tłumacza do zgromadzonych, aby wydali tych osobników, którzy dokonali napadu na pociąg. Zapanowało milczenie. Na twarzy każdego było przerażenie, co z nimi będzie. Żaden ze zgromadzonych nie odpowiedział na pytanie. Niemiec trzy razy powtarzając to pytanie. Za każdym razem panowało milczenie. Jeden ze świadków twierdzi, że Niemiec wówczas powiedział: "Nie chcecie mówić, to sami wydajecie wyrok na siebie".
4.1 Dlaczego Niemcy przeprowadzili egzekucję?
Niemcy przyjechali do Łyszkowic i Posądzy z zamiarem dokonania represji za napad na pociąg. Brak odpowiedzi na pytanie kto dokonał napadu na pociąg i przeprowadzenie egzekucji jest tego dowodem. Jak Niemcy postąpiliby w przypadku wskazania przez aresztowanych osobników, którzy dokonali napadu na pociąg? Na to pytanie zadawane autorowi książki "Pacyfikacja Łyszkowic" przez dziennikarzy i rozmówców, odpowiedź może być w formie tylko przypuszczenia. W przypadku wskazania uczestników napadu pociąg, należy sądzić, że zostaliby oni rozstrzelani. Aresztowani z pewnością odesłani zostaliby do domu. Tego rodzaju odpowiedz można wnioskować ze słów jakie Niemiec powiedział na brak odpowiedzi przyznania się lub wskazania winnych napadu na pociąg: "Nie chcecie mówić, to sami wydajecie wyrok na siebie". Według wypowiedzi niektórych świadków Niemcem, który zadawał pytania przez tłumacza a następnie przesłuchiwał zatrzymanych, był żandarm - Baumgarten [Baumgarten Wilhelm, Teodor jako podoficer żandarmerii niemieckiej od września 1941 roku pełnił funkcję komendanta posterunku żandarmerii w Miechowie. Po objęciu funkcji w marcu 1944 r., komendanta posterunku żandarmerii w Wolbromiu, wkrótce awansował do stopnia oberleutnanta. W roku 1944, w jesieni, przeniesiony został do Dalewic, na komendanta tzw. Stützpunktu. Szczegóły patrz rozdział "Charakterystyka żandarmów Stützpunktu w Dalewicach".]
Ponieważ brak było odpowiedzi na pytanie, kto dokonał napadu na pociąg, przystąpiono wówczas do przesłuchiwania aresztowanych. W wielu relacjach i zeznaniach występuje słowo "segregacja". Słowo "segregacja", należy rozumieć jako coś w rodzaju przesłuchania, selekcji. W trakcie przesłuchań zatrzymanych, jeden z Niemców - był to prawdopodobnie Wilhelm Baumgarten - pytał przez tłumacza ile posiadają ziemi, czy są żonaci oraz ilu jest mężczyzn w domu. W przypadku, jeżeli w rodzinie było więcej niż dwóch pozostawiano lub pozwolono odejść do domu.
W ten sposób wysegregowało 40 młodych mężczyzn spośród około 150 aresztowanych. W czterdziestce znajdowało się dwóch mężczyzn, których Niemcy przywieźli z Proszowic. Wyselekcjonowani stali w czwórkach. Ogółem czwórek było 10. Pozostałym starszym, żonatym i samodzielnym gospodarzom polecono iść do domu.
Zwolniony do domu został również Stanisław Wilk. Od urodzenia miał sztywna nogę w kolanie. Niemiec stwierdził, że z takim urazem nogi nie mógł należeć do partyzantki, dlatego został zwolniony.
W czasie, kiedy wybierano 40 mężczyzn od strony Posądzy przyjechał na koniu Niemiec. Był on dowódcą kopalni gipsu w Posądzy. Kopalnia ta zatrudniała w tym czasie około 20 pracowników, wśród których byli przede wszystkim rolnicy z Posądzy oraz kilku własowców. Podczas pacyfikacji Posądzy Niemcy zabrali do Łyszkowic rolników pracujących w kopalni.
Kopalnia nie mogła należycie funkcjonować. Dowódca wsiadł na konia i przyjechał do Łyszkowic po zatrzymanych pracowników. Zwolnionych zostało około trzech osób.
Żandarm Baumgarten zwrócił się do tłumacza z pytaniem, który jest dzień miesiąca. Tłumacz odpowiedział 28 stycznia. Wówczas Baumgarten wydał polecenie, by wybrać 28 mężczyzn a pozostałych zwolnić do domu. Po pewnym czasie osoby trzech pierwszych czwórek zostały zwolnione, opuściły łąkę udając się do swoich domów.
Po odejściu zwolnionych dodatkowo 12 mężczyzn, do rozstrzelania pozostało 28 osób. Należy tu wyjaśnić jeden szczegół. Przez cały czas segregacji, wybierania, na ziemi leżało dwóch mężczyzn, których Niemcy przywieźli skutych z Proszowic. Byli to: Zygmunt Czekaj, zamieszkały Bronowicach Małych oraz Józef Podsiadło z Wierzbna.
Niemcy przystąpili do egzekucji. Jeden z nich polecił pierwszej czwórce biec przed siebie łąką. W jednym z dokumentów akt sądowych [32,S/52], napisane jest, że pierwszej czwórce kazano "(...) biec w stronę otwartych łąk". Tamże znajduje się również zapis polecający, aby "(...) pierwsza czwórka pobiegła do domu". Aresztowani polecenie wykonali. Kiedy biegli Niemcy rozpoczęli strzelać, zabijając ich z broni maszynowej. Każdy z nich leżał różnych miejscach łąki. Niemcy, dochodząc do każdego dobijali kulami z pistoletu ręcznego.
Autorowi książki "Pacyfikacja Łyszkowic", zadawano często pytanie, dlaczego Niemcy kazali biegnąc pierwszej czwórce, a kiedy biegli strzelali do nich, zabijając ich? Odszukanie odpowiedz na to pytanie nie było trudne. Byli to ludzie młodzi i potrafili szybko biec. Rozbiegli się na wszystkie kierunki. Ostatni z czwórki - Józef Wilk - upadł od gradu kul po przebiegnięciu około 300 metrów. Nie wiele już brakowało, aby życie uratował mu głęboki rów, do którego pozostało mu zaledwie kilkanaście metrów. Został ranny w nogę. Niemiec zastrzelił go dochodząc do niego, z bliskiej odległości z pistoletu ręcznego. Jak było mówione wówczas, Józefa Wilka zastrzelił policjant granatowy ze Słomnik. Dlatego, że rozbiegli się daleko i w różnych kierunkach, Niemcy zmienili sposób przeprowadzenia egzekucji.
Po pewnej chwili pozostałym mężczyznom polecono ustawić się w szeregu. Następnym poleceniem było, aby położyli się na ziemi, twarzą ku ziemi, głową położoną na własnych dłoniach. Nastała chwila milczenia. Istniało przekonanie wśród Polaków, że zostaną wywiezieni, że nie będzie dalszej egzekucji. Niemcy zapalili papierosy. Po pewnym czasie czterech z nich podeszło do szeregu leżących mężczyzn, rozstawiając się wzdłuż leżących, wyciągając z kabur pistolety. W ciągu kilku sekund każdy Niemiec zastrzelił 6-ciu mężczyzn. Strzały oddane były w tył głowy. Żadna z ofiar nie ruszyła nawet ręką. Mogłoby się wydawać, że śpią. Jeden z czterech strzelających Niemców - jak zeznają świadkowie - to żandarm Baumgarten.
Sołtysowi z Łyszkowic, Stanisławowi Solarz polecono pochować zastrzelonych mężczyzn na miejscu.
Wojsko niemieckie opuściło miejsce kaźni oddalając się w kierunku Proszowic i Miechowa. Oddziały niemieckie przyjechały do Łyszkowic i Posądzy z zamiarem dokonania pacyfikacji obu tych miejscowości. Udzielenie odpowiedzi na pytanie do zgromadzonych, aby wydali tych osobników, którzy dokonali napadu na pociąg wąskotorowy, lub ich wskazanie, mogło zapobiec tragedii.
Jan Oleśiński wraz z dwoma synami był również aresztowany a następnie w czasie segregacji zwolniony do domu. Kiedy dowiedział się o zamordowaniu synów: Stanisława (06.10.1918) i Antoniego (05.05.1923), szedł na kolanach od domu na miejsce kaźni, po błocie i grudzie. Był to człowiek bardzo religijny. W kościele Jan zawsze miał swoje ulubione miejsce pod amboną.
;Również Adam Wilk, na kolanach zbliżał się łąką, wzdłuż rowu, do zamordowanego syna Edwarda (01.01.1919). Mówił Stanisław Pałetko: "Widziałem jak Adam Wilk szedł na kolanach wzdłuż rowu do miejsca zbrodni niemieckiej. Ja wówczas biegłem rowem i wyprzedziłem go. W tym dniu nie poszedłem do szkoły".
Na miejsce zdarzenia ludzie przychodzili z różnych kierunków.
Droga, która wiodła do najbliższych - dla Jana, Adama i wielu, wielu innych mieszkańców Łyszkowic i Posądzy - była w tedy drogą najcięższą w ich życiu, drogą katorgi.
Nastała straszna chwila...
W czasie II wojny światowej była to największa niemiecka, zbiorowa zbrodnia na ludności cywilnej w rejonie proszowickim. Na miejsce kaźni przychodzili ludzie, przede wszystkim rodziny zamordowanych. Inni bali się podejść do miejsca z obawy, że Niemcy mogą powrócić. Świadkowie pamiętają jak sołtys Stanisław Solarz s. Jana i starsi mieszkańcy mówili, żeby się rozejść ponieważ Niemcy mogą wrócić i wszystkich tu obecnych rozstrzelać.
5. Pochówek zamordowanych.
Członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej z Łyszkowic i rodziny zamordowanych przystąpili do kopania dołu, dla pogrzebania zamordowanych. Rodziny uzgodniły, że przyniosą z domu koce i małe butelki. Ciało każdego zamordowanego owinięte zostało w koc, do którego wkładana była również mała butelka.
W butelce znajdowała się kartka z numerem kolejności pochówku i danymi osobowymi zamordowanego. Niezależnie od tego sporządzono listę osób zamordowanych według kolejności układania wspólnej mogile. Kopia wykazu zachowała się i jest w aktach sądowych. Wykaz opatrzony jest następującą datą: Koniusza, 21 luty 1944 rok. Treść tego wykazu przedstawia ryc. nr 5.
Pochówek na łące opisuje również Aleksander Gołdyn [118.]. Potwierdza on wcześniej przedstawione przez Stanisława Solarza relacje. Gołdyn napisał: "Po wykopaniu dołu, każdy zamordowany był owijany kocem, do którego wkładano małą butelkę z kartką, na której napisane było nazwisko i imię. Na oddzielnej kartce spisani zostali według kolejności układania w dole".
Spośród 28 rozstrzelanych w tym dniu, w czasie pochówku w wspólnej mogile na łące, było dwóch mężczyzn o nieustalonych wówczas danych osobowych. W późniejszym czasie, kiedy rodziny zgłosiły się do Łyszkowic, sołtys wykaz ten uzupełnił. Dotyczyło to Zygmunta Czekaja i Józefa Podsiadło.
6. O egzekucji wspominali.
Stanisław Solarz, zamieszkały w Łyszkowicach, bezpośredni uczestnik pacyfikacji, tak wspomina brak jakiejkolwiek odpowiedzi na zadawane pytanie przez Niemca, w sprawie wydania osobników napadu na pociąg: "(...) Żaden ze zgromadzonych na to pytanie nie odpowiedział, ponieważ nikt nie znał tych ludzi, albowiem ci ludzie, którzy to uczynili nie pochodzili z naszej wsi" [32,S/52]. Potwierdzenie trzykrotnego wezwania w języku polskim przez Niemca do aresztowanych celem wydania tych osobników, którzy napadli na pociąg, znajdujemy w wypowiedzi Stanisława Solarza [32, S/52., kart. 71].
Okoliczności tłumaczenia i próśb, że ludzie ci są niewinni i nie maja nić wspólnego z napadem na pociąg, Niemcy nie przyjmowali do wiadomości. Uważali, że jest to niewiarygodne. Jeden z Niemców oświadczył, że ludność i stróże nocni są w tym przypadku winni zdarzenia, bowiem postąpili niewłaściwie nie biorąc udziału w obronie niemieckiego mienia. Gdyby bronili to przynajmniej przelana byłaby kropla krwi. Tego rodzaju słowa powtarzały się w wypowiedziach świadków.
Potwierdzenie próśb i wyjaśnień sołtysów, że aresztowani ludzie są niewinni świadczy zapis wypowiedzi Niemca o następującej treści [32,S/52]: "(...) usprawiedliwieniem byłaby uroniona chociażby jedna kropla krwi, któregoś z wartownik [pod pojęciem "któregoś z wartowników" należy rozumieć stróże nocne, pełniące wartę, w każdej miejscowości w okresie okupacji] w obronie zniszczonego mienia". Słowa te zostały powtórzone przez Stanisława Solarza, składającego zeznanie. Po dokonanej masowej egzekucji Niemcy odjechali i w sprawie napadu na pociąg więcej do Łyszkowic nie przyjechali.
Egzekucję w Łyszkowicach przeprowadzono przez oddanie strzału jednego lub kilku do leżącego na ziemi w tył głowy. W ten sam sposób żandarmi ze Stűtzpunktu w Dalewicach zamordowali 8 partyzantów Batalionu "Skała", pod Pieczonogami, w dniu 4 listopada 1944 r. Grupą żandarmów dowodził wówczas Kindler pod nieobecność komendanta Baumgartena.
Henryk Grzywacz przedstawił w szczegółach wydarzenie zamordowania partyzantów w Pieczonogach. Obszerny fragment jego zeznań: "(...)Kucharz" wezwał wszystkich zatrzymanych, aby padli na ziemię. Gdy ci położyli się twarzą do ziemi, wówczas wszyscy żandarmi i funkcjonariusze w żółtych mundurach poczęli strzelać do leżących z broni palnej w tył głowy względnie w kark. W ten sposób zastrzelili wówczas tych siedmiu mężczyzn i dziewczynę. Całe to zdarzenie - jak twierdzi Henryk Grzywacz - obserwowałem siedząc na furmance (...)" [Źródło: Zbigniew Pałetko, "Likwidacja Wilhelma Baumgartena", s. 28.].
Opracował: Zbigniew Pałetko
Opracowano na podstawie ksiązki: Autor: Zbigniew Pałetko; ISBN 978-83-916634-4-2, Wydanie I, Radziemice 2003r. stron 137; format: 20 x 14,5 cm; okładka miękka.
|