Cegiełka imitująca banknot o nominalne 250zł, nawiązująca do stylistyki dolara. Awers: portret Józefa Piłsudskiego z mottem podkreślającym patriotyzm i wytrwałość marszałka, w bordiurze u góry napis: Niezależny Bank Polski, poniżej: Rzeczpospolita Niepodległa, po bokach portretu kontur Polski z rysunkiem pomnika poległych stoczniowców w Gdańsku oraz orzeł w koronie zamalowany zielonymi literami: SZ; Rewers: rysunek X Pawilonu cytadeli warszawskiej, powyżej napis: Rzeczpospolita Niepodległa, poniżej tekst informujący o roli X Pawilonu i liczbie przetrzymywanych tam więźniów politycznych; w rogach ulotki 4 pola ze skrótem NSZZ narysowanym w formie znicza (u góry) i napisem "Solidarność" (u dołu). Nazwa/tytuł: Niezależny Bank Polski - Rzeczpospolita Niepodległa. Twórca: NSZZ Solidarność] (wydawca) Miejsce powstania: nieznane. Datowanie: 31.08.1984. Opis fizyczny: Ulotka dwustronna, barwna, nazywana również jako banknot fałszywy. Wymiary: wys. 6,5 cm, szer. 15,5 cm. O Adamie Słupek pisaliRozmowa z Adamem Słupkiem, chorążym sztandaru Marszu Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej[Portal: JPilskudski.org; Napisał Dariusz Nowiński; Wy to chyba z ZMS-u jesteście!, wywiady z uczestnikami i organizatorami Marszu Pierwszej Kompanii Kadrowej; Rozmowa z Adamem Słupkiem, chorążym sztandaru Marszu Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej . Utworzony 3 sierpnia 2014 r.]
Który to Marsz dla Ciebie? Jestem na Kadrówce po raz trzydziesty pierwszy. Co prawda w 1985 r. nie przeszedłem trasy, ponieważ byłem wtedy więziony, ale regulamin Marszu przewidywał takie sytuacje i także ten Marsz zaliczono mi do stażu, jako więźniowi politycznemu. Czyli zacząłeś w pamiętnym 1984 r. Jak dowiedziałeś się o Marszu? Jako mieszkaniec Krakowa zacząłem jeździć na Kopiec Piłsudskiego i pomagać w jego remoncie. Miałem dużego fiata z przyczepką i czasami przewoziłem różne, potrzebne przy remoncie rzeczy. Tam spotkałem grupę piłsudczyków i od nich dowiedziałem się o Marszu. Twoja przygoda z Kadrówką miała dość niecodzienny początek. Opowiedz o tym pamiętnym wydarzeniu. Marsz zaczął się normalnie czyli w wielkiej tajemnicy. Spotkaliśmy się od razu w Michałowicach. Prowadzący Marsz powiedzieli, że głównym celem będzie dotarcie do Kielc. Trudno było sobie wyobrazić, że dotrzemy w całej grupie. Nie było stałych miejsc noclegu jak jest to dzisiaj, spaliśmy po stodołach. Wysyłaliśmy zwiad, który miał za zadaniem zorganizować nocleg. Głównie staraliśmy się spać przy parafiach, choć nie zawsze się to udawało. Dodatkowo mieliśmy problem z wyżywieniem, nie tylko my, ale i mieszkańcy wsi, które mijaliśmy. To były czasy, gdy reglamentowano żywność i władze potrafiły zakazać dowozu chleba do miejscowości przez którą mieliśmy przechodzić. Cierpieli na tym głownie miejscowi. Kilka dni przed dotarciem do Jędrzejowa kilkakrotnie spotkaliśmy człowieka z jabłkami. Wykazywał duże zainteresowanie nami. Kolejny był młody chłopak z rakietami do tenisa ziemnego, który kilkakrotnie przejeżdżał obok nas na rowerze, wyglądało jakby nas liczył. Szliśmy lasami i trzeba było dobrze je znać, aby nas namierzyć. Mijał nas z pięć razy. Kolejny , który nas obserwował udawał pijaka , leżącego na skraju drogi krajowej nr 7. Nie był dość szybki i zauważyliśmy, że co chwila unosi lekko głowę obserwując nasz przemarsz. Nietypowi też byli smolarze w lesie, którzy stali obok beczki ze smołą. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że mieli spodnie zaprasowane w kant. Sześć kilometrów przed Jędrzejowem milicja pouczyła Wojciecha Pęgiela, że nasze zgromadzenie jest nielegalne. Doszliśmy do zajazdu w Łączynie, gdzie w trakcie poczęstunku, składającego się wtedy z chleba i dobrej kiełbasy (luksus jak na owe czasy) zostaliśmy otoczeni przez kilka nysek milicyjnych. Tych, którzy byli na zewnątrz zaczęto zatrzymywać. Następnie zatrzymano także tych, którzy przebywali wewnątrz zajazdu. Wyprowadzili nas stamtąd, a milicjanci korzystając z okazji zjedli pozostawione przez nas kiełbasy. Przewieziono nas do Jędrzejowa. Na dziedzińcu komisariatu Milicji Obywatelskiej pilnowali nas milicjanci z psami. Tam nas przesłuchano i spisano. Przesłuchujący mnie dokonał nieświadomie małej zmiany adresu mojego zamieszkania zamieniając numer bloku z numerem mieszkania. Dzięki temu błędowi znaleziono mnie mniej więcej po około ośmiu miesiącach i dostałem wezwanie na kolegium. Zeznawałem, że bliska jest mi idea Marszałka Józefa Piłsudskiego i kultywując te tradycje przemierzałem trasę do Kielc, ale szedłem sam i nie uczestniczyłem w marszu grupy. Natomiast świadek zeznał, że szedłem z innymi osobami i wznosiłem antypaństwowe okrzyki i generalnie zachowywałem się głośno. Gdy próbowałem podważyć zeznania świadka zakazano mi zadawania pytań. Ukarano mnie grzywną w wysokości prawie dwukrotnej pensji oraz karą dodatkową. Był to nakaz obowiązku wywieszenia, przez dyrekcję, orzeczenia kolegium przez okres dwóch tygodni na głównej tablicy ogłoszeń w miejscu mojej pracy. Dzięki temu zyskałem większą popularność. Spora grupa pracowników poprosiła mnie, abym spotykał się z ich przodkami i opowiadał jak czczona jest pamięć o Marszałku. Fundowano nawet obiad i przejazd. Natomiast na zebraniu członków Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej dwóch członków tej organizacji obiecało, że "umilą" mi życie. Dziś myślę, że kara ogłoszenia orzeczenia była dla mnie raczej wyróżnieniem. Od kiedy opiekujesz się sztandarem Kadrówki? Pierwszy sztandar zabrali nam milicjanci w 1984 roku. Przy kolejnym sztandarze czasami pojawiałem się jako członek pocztu. W 1993 r. w trakcie trwania Marszu, w miejscowości Szewce (tradycyjne miejsce noclegu Marszu przez wiele lat) zaproponowałem, abyśmy zebrali środki na wykonanie nowego sztandaru. Mieliśmy je zgromadzić w trakcie kolejnego Marszu. Wypadał on w 1994 r., w 80. rocznicę wymarszu Pierwszej Kompanii Kadrowej. Już po Marszu uświadomiłem sobie, że w tak ważnym roku nie będziemy mieli nowego sztandaru. Dlatego też postanowiłem wyłożyć swoje oszczędności, aby zdążono z wykonaniem sztandaru przed rocznicowym Marszem. Odebrałem go 4 sierpnia 1994 r. Następnego dnia sztandar został poświęcony w trakcie mszy św. w katedrze wawelskiej. Nie udało się zrealizować pierwotnego projektu, ponieważ osoba wykonująca sztandar, nie była w stanie wykonać go przed rozpoczęciem Marszu. Od tej pory jestem chorążym sztandaru. Kto wsparł wykonanie sztandaru oprócz uczestników Kadrówki? Środki na jego wykonanie przekazał NSZZ "Solidarność" Region Małopolska. Pomógł nam także swym wielkim sercem ówczesny wojewoda krakowski Tadeusz Piekarz. Pieniądze otrzymaliśmy także od prezydenta miasta w Krakowie, ale kosztowało nas to sporo nerwów i czasu. Po ośmiu miesiącach pieniądze nam wypłacono. Kadrówka składa się z momentów wzniosłych i tych bardziej humorystycznych. Jakieś nietypowe podejście do Marszu utkwiło Ci w pamięci? Mogę podać dwa skrajne przykłady. Pierwszy dotyczył naszego przejścia przez miedzę pola należącego prawdopodobnie do PGR-u. Podeszło do nas wtedy trzech mężczyzn i jeden z nich zażądał od nas pieniędzy za wydeptana trawę na miedzy. Zapłaciliśmy dla świętego spokoju, tym bardziej, że straszył nas milicją. Drugi przypadek pokazuje zupełnie odmienne podejście do nas w czasach komunizmu. Było niezwykle gorąco i podeszliśmy do jednego z gospodarstw z prośbą o poczęstowanie nas wodą ze studni. Gospodarz zaczął nam się ciekawie przyglądać i wypytywać kim jesteśmy. Stwierdził, że pielgrzymka do Częstochowy szła dzień wcześniej, więc pielgrzymami nie jesteśmy. Poza tym ma kilka krów i mało wody w studni. Jeden z uczestników odpowiedział, że jesteśmy uczestnikami marszu szlakiem Józefa Piłsudskiego. Gospodarz roześmiał się ironicznie i stwierdził, że to raczej wycieczka ZMS-u (Związek Młodzieży Socjalistycznej). Któryś z kolegów pokazał mu śpiewnik marszowy oraz odznakę uczestnika Marszu. Przyglądał się długo z zaciekawieniem, szczególnie śpiewnikowi. Dopiero wtedy otworzył się i wspomniał, że jego ojciec pamiętał przemarsz Kadrówki z 1914 r. i czasem o nim opowiadał. Dziwił się, że ktoś taki śpiewnik nam wydrukował. Wytłumaczyliśmy, że są też patriotycznie nastawieni drukarze. W tej chwili odwrócił się do żony i powiedział: "Matka, przenieś to zsiadłe mleko!". Kobieta przypomniała mu, że zsiadłe mleko z ziemniakami jest na obiad dla nich, ich trójki dzieci i starszego ojca. Padła odpowiedź: "To dziś zjemy ziemniaki z wodą, a mleko daj Marszowicom". Wypiliśmy po pół kubka mleka, nie chcąc zostawiać ich bez posiłku, ale wody dostaliśmy bez żadnych ograniczeń. Na koniec jeszcze jedna refleksja. Po 1989r. Wojsko Polskie deklarowało, że będzie mocno wspierać i finansować Marsz. Okazało się jednak, że za tę pomoc musieliśmy płacić. Dziś po Wojsku Polskim na Kadrówce nie ma śladu. Żołnierze nie biorą udziału w Marszu, choć jeszcze do końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku wystawiali jeden z plutonów marszowych. cdn. Zbigniew Pałetko | ||||||||
Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/paletko_slupek/20190917odc19/art.php | ||||||||