Proszowice lat 50/60 XX wieku, moje wspomnienia. Przyczynek do historii proszowickich ulic
odc. 3

(fot. ikp)
Proszowice, 27-07-2017

odcinek 3

     Powyżej obecnej ul. Wolności, a kiedyś polnej drogi biegł tor kolejki wąskotorowej do Kocmyrzowa (obecna ul. Kolejowa), który mógł być jakąś przeszkodą w rozwoju zabudowy miasta w tym kierunku.

     Pozostaje dodać, że pomiędzy św. Trójcą, a Białym Krzyżem przy polnej drodze (obecnie ul Wiślanej) prowadzącej między podmokłymi łąkami i polami uprawnymi stało po obu jej stronach kilka dużych drewnianych stodół. Stąd w potocznym języku mówiło się o niej, jako o drodze "Za stodołami", albo "Zastodolnej".

żałosna pozostałość jedynej stodoły, z wielu jakie stały przy tej drodze kiedyś. Sądząc po zapamiętanej lokalizacji (choć obecny stan zabudowy tej ulicy może wprowadzać w błąd) była to stodoła pana Grzesika, widoczna droga (ulica Wiślna) to kiedyś błotnisty trakt, z głębokimi koleinami, trudny po deszczach jesiennych do pokonania przez pojazdy konne, pieszo również
(źródło: Google Earth. St. Paluch. 2017)

     Podmokłe, ale to były niezwykłe łąki. Wiosną, gdy przychodził kwiecień pojawiał się na nich kwiatowy dywan. Dominowały kaczeńce. Całe łąki po prawej stronie traktu od pierwszej stodoły do stodoły Pana Grzesika w pobliżu kurhanu tonęły w żółci i złocie przeplatanych innymi kolorami. Do dziś mam przed oczami tą feerię barw wzmocnioną cudowną mieszanką zapachową. Z tych łąk nie chciało się wracać do domu. To były naturalne łąki.

Ileż w tamtym czasie na tych łąkach można było zobaczyć białych bocianów człapiących w wodzie i wybierających długim dziobem pożywienie, lub stojących z powagą na jednej nodze. Towarzyszące temu obrazowi brzęczenie owadów, trzmieli, chmury kolorowych ważek unoszących się nad łąkami to coś, co trudne jest oddać słowami. Coś, co wryło się głęboko w pamięć małego dzieciaka i powraca po latach jak realny obraz.

ul. Wiślana - widok między budynkami na dawne łąki, budynki również na nich stoją, w miejsce łąk urbanizacja, koszt cywilizacyjny, trochę szkoda tej wspaniałej przyrody, odeszła w przeszłość w tym miejscu
(źródło: Google Earth. St. Paluch. 2017)

wyk. około r. 1957 w okolicy kurhanu "Biały Krzyż", na zdj. kol. Zenek Jordan i Rysiu Stępień
(fot. zbiory własne Stanisław Paluch)

     Podkreślenia wymaga nazwa "polna droga". Polne drogi mają to do siebie, że w okresach deszczowej pogody zamieniają się w błotniste szlaki. O tej drodze można było powiedzieć, że w takich okresach przemieniała się w bagniste "piekło" trudne do przebycia pieszo, a męczące dla dobrych gospodarskich koni. A to, za sprawą położenia jej pomiędzy podmokłymi łąkami, gdzie rowy odwadniające po obu stronach drogi zawsze były pełne wody. To był rejon przymiejski tzw. "Jeziórko", - naturalna zlewnia wody z okolicy, bez możliwości jej odprowadzenia do rzeki.

W tamtym czasie wokół miasta nadal królowały takie, jak opisana drogi, ale to odrębny temat.

     Linia zamykająca południowo - zachodnie obszary miasta biegła nasypem kolejki wąskotorowej przez puste pola uprawne pomiędzy kurhanem "Biały Krzyż", a domostwem Państwa Szybów (w jego pobliżu) - na zdjęciu w odległej perspektywie po prawej stronie.

     Tak w mojej pamięci wygląda ówczesny zarys Proszowic. Nie twierdzę, że jakieś szczegóły być może nie uciekły z mojej pamięci po przeszło pół wieku. Może ktoś z państwa, kto sięgnie po tę lekturę, odtworzy w pamięci zapamiętany obraz miasta, i skusi się na korektę lub uzupełnienie tego opisu. Zapraszam.

3. Ulice, twarz miasta tamtych czasów

     Wjeżdżając w tamtym czasie do miasta, obojętnie którą z tych dróg (ulic), można było dostrzec przed sobą podobny obraz "kocich łbów". Dziurawych, pogarbionych chodników, w wielu przypadkach pamiętających jeszcze czasy przedwojenne. Szeregi drewnianych słupów telefonicznych po jednej stronie ulicy i również drewnianych elektrycznych oświetleniowych po drugiej stronie.

wjazd do miasta ul. Krakowską, zdjęcie późniejsze - z lat 80-tych
(źródło: https://facebook.com/historiaMiasta, "Zdjęcia Proszowic do XX w." Sebastian Rózga)

     Przycupniętych, parterowych domów, pokrytych głównie szarą omszałą dachówką, w wielu miejscach pokrzywioną, że śladami wielokrotnych napraw. Ustawionych frontowo do drogi, tworzących połączony ze sobą ciąg, od czasu do czasu przerywany piętrowym murowanym budynkiem. To, co charakteryzowało te domki, to zróżnicowane wielkości otworów okiennych, ich niskie w stosunku do chodnika osadzenie, mówiące o tym, że kiedyś (wcześniej) poziom ulic był niższy niż obecnie.

fragment ul. L.Waryńskiego (Krakowska) na styku z Małym Rynkiem (obecnie skwer bł. ks. J.Pawłowskiego)
(źródło: https://facebook.com/historiaMiasta, "Zdjęcia Proszowic do XX w." Sebastian Rózga)
domki te stały na ul. 3 Maja po lewej stronie w kierunku centrum, potwierdza to charakterystyczne drzewo oraz wykusz pięterka budynku, który do dzisiaj istnieje, oba zdjęcia można datować na połowę lat pięćdziesiątych
(źródło: https://facebook.com/historiaMiasta, "Zdjęcia Proszowic do XX w." Sebastian Rózga)

     To było miasteczko, gdzie do głównych ulic przylegały ogrody i pasma pól, dzisiaj raczej już widok niespotykany. Gdzie część uliczek miało jeszcze naturalną powierzchnię, a na niektórych można było spotkać skarpy, pozostałość po wąwozach.

     Miasto nie posiadało kanalizacji, dlatego nie rzadkim były obrazy wylewania nieczystości do rynsztoków na ulicy. Takim instrumentem naturalnym, pogodowym, który powodował odświeżenie ulic były duże burzowe opady deszczu, kiedy płynące rynsztokami rwące strumienie wody zmywały nieczystości do naturalnej zlewni, jaką była rzeka Szreniawa i Ścieklec.

     W czasie pogody ulice zalane słońcem wyglądały uroczo. Lśniły "kocie łby" wyszlifowane żelaznymi obręczami konnych wozów, i podkowami koni. Przy opadach deszczu obraz ulic się zmieniał. Pojawiało się na jezdni błoto nanoszone na kołach wozów gospodarskich, które wtedy na uliczkach miasta dominowały. Przechodnie musieli być czujni, by uniknąć ochlapania błotem. A właściciele i użytkownicy domów zmuszeni byli godzić się z koniecznością częstego odnawiania ścian zarzucanych rozbryzgami błota spod kopyt końskich i kół wozów, i wtedy jeszcze rzadko przejeżdżających samochodów. Były to jednak w części gliniane, a w części tynkowe elewacje, które w większości gospodynie same odnawiały pędzlami i wapnem, czasem koloryzowanym.

zachlapane błotem ściany i okna budynku państwa Grzesików przy ul. Krakowskiej 22
(źródło: https://facebook.com/historiaMiasta, "Zdjęcia Proszowic do XX w." Sebastian Rózga)

     Drodzy Proszowianie, tego widoku już na ulicach swojego miasta nie zobaczycie. Może na starych zachowanych fotografiach, takich jak te poniżej. Ulice miasta w zależności od pory roku wypełnione chłopskimi furmankami różnego rodzaju i wielkości, lub sankami z zaprzęgami konnymi. Krzątających się furmanów przy swoich pojazdach i zwierzętach, poprawiających popręgi i podwieszających koniom koszyki z obrokiem, lub podstawiających im wiadra z wodą, otulających zwierzęta pledami, kocami w jesienne i zimowe dni. Towarzyszyło temu prychanie i rżenie koni, swoisty klimat przypominający o bardzo ścisłej zależności miasteczka i przyległych terenów rolniczych. Dla miłośników koni to była okazja do sycenia się widokiem różnych ich ras i maści.

Rynek Duży w dzień targowy (środa), zdjęcie z lat 20-tych XX wieku, podobnie było w każdą środę w latach 40, 50 i 60-tych ub. w., obrazek taki można było widzieć także na Rynku Małym i okolicznych uliczkach
(źródło: zbiory IKP)

     Ale był również problem estetyczny i sanitarny. Konie niestety pozostawiały po sobie na ulicach miasta ekskrementy. Nie był to zapewne widok miły, pewnie zapachowo także. To było jakby przypisane do tamtych czasów. Dziś mamy problem spalin i znacznego zanieczyszczenia powietrza. Taki nowoczesny odpowiednik ówczesnego problemu z zanieczyszczeniem miejscowości.

     Powiadają, że każdy medal ma dwie strony. W miasteczku nadal była znacząca populacja rolników. Dla tej części mieszkańców nawóz koński pozostawiony na ulicach stanowił podkład na którym można był sadzić i hodować w inspektach (duże oszklone drewniane skrzynie) i w podręcznych pojemnikach (garnki, blaszki do pieczenia ciasta, różnego rodzaju pudełka) sadzonki ogórków, pomidorów i tytoniu, przed wysadzeniem ich na przygotowanym gruncie, już na polu uprawnym. Stąd, tak naprawdę problemu z usuwaniem wspomnianych końskich odchodów z ulic miasteczka nie było.
ok. r.1958, moim zdaniem, to zdjęcie należy datować na 1954 r., na przejeździe nie ma jeszcze zainstalowanych barier, widok ul. 3 Maja za przejazdem kolejowym, ruch pojazdów konnych i ludzi w dzień targowy, charakterystyczna stara latarnia kolejowa - prawdziwy zabytek, szkoda, że się nie zachowała, po lewej stronie zdjęcia, niewidoczny w głębi placu duży sklep wieloasortymentowy dobrze na tamte czas zaopatrzony w atrakcyjne towary
(źródło: https://facebook.com/historiaMiasta, "Zdjęcia Proszowic do XX w." Sebastian Rózga)
Rynek Duży, okolica pomnika T. Kościuszki, na pierwszym planie i w głębi pojazdy konne, prawdopodobnie dzień targowy, ale już w latach sześćdziesiątych
(źródło: https://facebook.com/historiaMiasta, "Zdjęcia Proszowic do XX w." Sebastian Rózga)

cdn.

Stanisław Paluch   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/paluch_lata50_60/20170727odc03/art.php