Tą ulicę nie wahałbym się określić dużym pasażem usługowo-handlowym i to prawie na całej jej długości do skrzyżowania z ul. K. Brodzińskiego. Owszem, na tej ulicy zawsze były sklepy. Pamiętam po lewej stronie sklep kolonialny pani Seredin. Inny po prawej sklep z artykułami rolnymi i nabiałowymi, w utopionym w ziemi domu, chłodnym w upalne dni, stanowiącą naturalną chłodnię, dziś byśmy powiedzieli. Idealną dla przechowywania oferowanych towarów spożywczych. Poniżej w kierunku ul. Mikołaja Reja też były sklepy. Po prawej stronie ulicy w kierunku byłej stacji kolejki wąskotorowej był sklep państwa Kozerów w piętrowym budynku. Ale dużo było również takich zamkniętych na głucho. Sądząc po drzwiach wejściowych i ich tradycyjnych zabezpieczeniach, mogły być w przeszłości lokalami po byłych sklepach. Może się mylę, ale, czy to nie była pozostałość po mieszkańcach pochodzenia żydowskiego, których spotkał tragiczny los?
Dzisiaj cała ulica tętni życiem, kolorowa w reklamach i napisach.
Tam, gdzie dla miasta przez długi czas biło serce komunikacyjne, gdzie królowały tory kolejowe i rozjazdy, funkcjonowały składy opału i materiałów budowlanych, gdzie dawało się słyszeć sapanie lokomotyw i widać było unoszącą się nad nimi parę, słychać było gwizdki manewrowych i odpowiadający im głośny gwizd tych kolejowych pojazdów, dziś jest nie mniej głośno, ale jest to inny hałas. Tamten odszedł już na zawsze w niebyt.
Pozostały tylko wspomnienia zawsze atrakcyjnych wypraw na stację kolejową, gdzie zawsze można było spotkać różnych ciekawych ludzi i gdzie zawsze dobrześmy się czuli buszując po stopniach towarowych wagonów. Na tym miejscu zlokalizowany jest duży kompleks handlowy. Tak czas i życie zmienia krajobraz miasta. Nasuwa mi się pytanie właśnie związane z tą okolicą. Za torem po lewej stronie istniał kiedyś wielobranżowy duży sklep Gminnej Spółdzielni, prawie naprzeciw nowego Centrum Handlowego, jeden z najlepiej zaopatrzonych w mieście. Czy można zastosować jakieś kryteria porównawcze pomiędzy obu tymi obiektami. Czy takie porównanie w ogóle jest możliwe? Można odpowiedzieć, że taką próbę można podjąć. Ale to są dwa różne światy. To również mówi, jaką drogę przeszło miasto, jego infrastruktura i społeczność przez te półwiecze.
Warto także pamiętać, że przez długi czas w tym miejscu funkcjonował również dworzec autobusowy przeniesiony z centrum miasta. To też już historia.
Przy tej ulicy nie tylko powstawały domy prywatne w miejsce wyburzonych. Zbudowano w dolnej jej części, w końcówce lat pięćdziesiątych i w latach sześćdziesiątych całe osiedle mieszkaniowe, na terenie ogrodów i pól uprawnych które przylegały do ulicy. Ale brakuje mi na tej ulicy obiektów, które znikły bezpowrotnie. Budynku na roku ul. M.Reja i 3 Maja w którym mieścił się Zespół adwokacki. W tym miejscu powstał gmach Starostwa Powiatowego i Urzędu Miasta. Myślę też o wikarówce w miejscu której znajduje się parafialny "Ogród Biblijny" oraz budynku, który przez pewien czas pełnił ważną funkcję dla społeczności miasta w ochronie zdrowia i życia, mieszcząc Stację Pogotowia Ratowniczego. Budynek ten stał prawie na wprost połączenia obu ulic; Krakowskiej z obecną ulicą 3 Maja (kiedyś 1-go Maja).
Nie ma również parterowego drewnianego budynku zamieszkiwanego przez państwa Dużyków, który stał w głębi na sąsiedniej posesji za kamienicą, którą wcześniej wspomniałem. Charakterystyczne dla tego małego budynku były duże okna, odbiegające od ówczesnego proszowickiego standardu. Przypomnę też, że kiedyś na placyku położonym skręcie ul. 3 Maja w kierunku wschodnim (w stronę stacji kolejowej) stał kiosk "Ruchu", szczególnie ulubiony przez jego klientów. Z tego punktu można było widzieć pola uprawne dochodzące do ulicy, i otwierający się prześwit na obecną ul. Partyzantów, leżące w niewielkiej dolince "Jeziórko", w perspektywie tor kolejki wąskotorowej i las Jakubowicki. Tędy na skróty polną ścieżką chodziło się na stację kolejową. 8. Jeziórko i okolica - legenda i rzeczywistośćMyślę, że warto powiedzieć parę słów na temat ul. Św. Trójcy i obecnej ul. Partyzantów. Otóż, ta pierwsza była krótka. Kończyła się na wysokości skrętu w drogę gruntową w kierunku kurhanu "Biały Krzyż".
Na przeciwległym tyłom kościółka św. Trójcy narożu obecnej ul. Partyzantów stał budynek mieszkalny państwa Łukomskich. A dalej za świątynią, przy polnej drodze do "Białego Krzyża" stał ceglany parterowy budyneczek z metalowymi drzwiami i żelazną sztabą na nich, sugerującymi, że kiedyś był tam sklep. To co może być zaskakujące w tym przypadku, to że wtedy to był koniec miasta.
Co ciekawe, ta mała uliczka posiadała nawierzchnię betonową, pewnie dlatego, że prowadziła do wspomnianego kościółka. Po prawej stronie tej ulicy w kierunku świątyni, w niedużej odległości od muru i wąskiej polnej drogi otaczających ją stał budynek mieszkalny, a za nim stodoła państwa Doboszów. Wejście do budynku mieszkalnego mówiło, że i tu, kiedyś był sklep. Dziś tych zabudowań już dawno nie ma. Na ich miejscu stoi piętrowy murowany budynek blisko ulicy. Obecna ulica Partyzantów na odcinku od skrzyżowania dawnej ul. Św. Trójcy z traktem polnym w kierunku kurhanu "Biały Krzyż" była podobnym polnym traktem prowadzącym do obecnej ul. Mikołaja Reja - stanowiąc typową drogę rokadową dla miasta. W odległości około 50 m. od budynku państwa Łukomskich po przeciwnej stronie traktu stała duża drewniana stodoła, a dalej w odległości około 100 m po prawej stronie traktu usytuowany był przedwojenny duży ceglany piętrowy budynek z szeroką przejazdową bramą. Nie wiem jaką funkcję pełnił przed wojną. Natomiast z rozmów i relacji powojennych wynikało, że w czasie wysiedlania obywateli proszowickich pochodzenia żydowskiego był w nim punkt zbiorczy przed przetransportowaniem ich do Słomnik. Po wojnie przez wiele lat stał zamknięty.
Później funkcjonował w nim punkt skupu płodów rolnych - prowadzącym ten skup był prawdopodobnie pan Warso. Wcześniej taki punkt skupu działał w dużym rynku obok apteki. Do kogo należała przed wojną i po ta budowla? Dziś to już wiem, do rodziny Wciślińsklich. Budynek już nie istnieje. Na przestrzeni tego traktu od strony wspomnianego budynku stało kilka starych drewnianych stodół. Jedna z nich należąca do pana Baranika w czasie gwałtownej letniej burzy trafiona piorunem uległa spaleniu. Ratowano sąsiednie stodoły. Po przeciwległej stronie drogi istniał duży sad owocowy ogrodzony wysokim drewnianym płotem ciągnący się aż do granic składu tarcicy przy ul. Krakowskiej. Gdzieś w połowie tego traktu, na wysokości kościoła rosła wysoka topola. Obok niej tradycyjna ścieżka zbaczała z traktu stanowiąc skróconą drogę do rynku. A do stacji kolejowej z tego traktu szło się ścieżką wokół magazynów wychodząc wprost na wyjście na peron kolejowy. Ta samotna wysoka topola stanowiła doskonały, charakterystyczny punkt orientacyjny na południowym przedpolu miasta. W ciągu minionego półwiecza na pustych kiedyś polach "Jeziórka" wyrosło duże osiedle mieszkanie, a po ogrodach i dawnej zieleni pozostało wspomnienie. Tej wysokiej topoli też już nie ma. Zamieszczam zdjęcie osiedla przy ul. Partyzantów znalezione na "Facebooku". W kadrze obok bloku jest kiosk. To jest prawie dokładna lokalizacja stojącego tam kiedyś potężnego drzewa.
Ten trakt miał to do siebie, że jak była susza, to był twardy jak beton, a po deszczu powstawało błyskawicznie bagno. Prawdopodobnie wpływ na to miało "Jeziórko", tam zawsze było wilgotno. Z "Jeziórkiem" wiązała się legenda mówiąca, że ten teren kiedyś był zalany wodą, podmokły. Że często zdarzały się tam przypadki, iż tonęły całe wozy z zaprzęgami i ludźmi. Że działał tam "zły", a nad tym terenem w nocy poruszały się światełka. Tyle legenda, jaką będąc dzieckiem słyszałem. I tak bym ją traktował, gdybym nie przeżył podobnego zdarzenia, wprawdzie nie w tym miejscu, ale niedaleko od niego. Nie wiem, co to było i nie potrafię tego wyjaśnić. W legendę, którą słyszałem nie wierzyłem, jak i w to, wg niektórych, że nad tymi bagnami unosi się fosfor świecąc w ciemności, ale racjonalnego wytłumaczenia tego co widziałem blisko 50 lat temu również nie znalazłem. Niech tak zostanie.
Dziś tamtego "Jeziórka" widocznego z okien naszego mieszkania przy ul. Krakowskiej już nie ma. 9. Dębowiec, obraz przeszłości i wizja przyszłościWspomniałem o tym, że wychowałem się na ul. Krakowskiej, ale jest druga ulica do której też czuję duży sentyment. To dawna ul. Polna. Ktoś zapyta, dlaczego? Bo tam mieliśmy niewielki ogród obok Czekajów i Bochniaków, w którym często przebywałem siedząc na wysokim orzechu. Tam mieliśmy szeroki pas ziemi sięgającej do drogi w Dębowcu. Na tym polu często pomagałem w pracach rodzicom. Tam często baraszkowałem z moim ulubionym białym wilczurem o ciekawej historii, o której opowiem w dalszej części. Ta ulica, to również część mojego dzieciństwa.Dziś ul. Polną wchłonęła na całym jej odcinku do cmentarza ulica Armii Krajowej. Nowa ulica pokrywa się dokładnie z polną wąską drogą, która tam istniała od zawsze. Zresztą i dzisiaj nie jest ona wiele szersza. Nawet ostry prawie pod kątem prostym zakręt pozostał. Tak przynajmniej wynika z mapy. Właśnie o tym kawałeczku drogi chcę parę słów skreślić. Otóż, gospodarzom powożącym wozami konnymi odcinek polnej drogi schodzącej po pochyłości w dość głębokim wąwozie, szczególnie ten ostry zakręt z głębokimi koleinami sprawiał kłopoty. Tu trzeba było być dobrym furmanem. Niejeden wóz załadowany płodami rolnymi na tym zakręcie się wywrócił.
Zakręt słynął także z innego powodu. Dokładnie, prawie w jego pętli zlokalizowane było źródełko i stąd zaczynał się nigdy nie wysychający, mimo największych upałów strumyk, który przecinał całą dolinę Dębowca zmierzając w kierunku rzeki Szreniawy. Źródełko obudowane betonową dreną miało ogromne znaczenie dla tych, którzy na swoich polach w rejonie Dębowca i Starego Dębowca pracowali. Szczególnie w upalne dni, kiedy żar się lał z nieba, a robota nie mogła czekać. Pozwalało ono na zaopatrzenie się w zimną, pitną wodę. Przypominała ona dzisiejszą wodę mineralną bez gazu. Dodatkowym atutem tej wody było, że nic nie kosztowała, w przeciwieństwie do ówczesnej gazowanej "sodówki". To też do tego miejsca ściągali ludzie z całego Dębowca, a nawet spod Jazdowiczek, by nabrać jej do baniek, banieczek, butelek, co kto miał pod ręką, jeśli tylko nie przeciekało. A było w tym miejscu coś więcej. Były rosochate gęste wierzby, które dawały dużo cienia i pozwalały na chwilę ochłody. To było i przyjemne i pożyteczne miejsce.
Ale, było pewne "ale". Co jakiś czas w wodzie pojawiały się kolorowe wstęgi, koła. Wyraźnie wskazywało to na obecność w wodzie tłuszczu. To trwało parę dni, a potem wszystko wracało do normy. Źródełko jak gdyby się samo oczyszczało. Opinie korzystających z tego źródełka były podzielone. Jedni mówili, że w Dębowcu są źródła ropy naftowej i to one powodują zanieczyszczenie wody, a inni twierdzili, że winien temu jest pobliski cmentarz.
To jednak nie przeszkadzało, że i jedni i drudzy nadal z tej wody korzystali. Nikt się wtedy nie zastanawiał nad potrzebą poddania tej wody analizie chemicznej. Fakt faktem, że ta woda nikomu nie szkodziła, przynajmniej wtedy natychmiastowych negatywnych efektów nie było. A jeśli zdarzyło się, że ktoś z pijących tą wodę miał rozwolnienie, to kładł to na karb czego innego. Ja też tą wodę piłem. Ciekawostką może być to, że poniżej drenu, już w rowie, w dość głębokiej niecce było królestwo żab i żabek co najmniej kilku gatunków. Pełno tam było również żabiego skrzeku. Pod wieczór odbywał się żabi koncert, szczególnie w dni wilgotne. To było niesamowite. Ciekawy jestem, czy dziś tak dalej jest. I coś jeszcze, jeśli ktoś wdepnął w to miejsce gołą nogą, co mnie się raz przydarzyło, to mógł ją wyjąć z przypiętymi do niej dużymi, czarno-czerwonymi pijawkami. Wtedy leczenie pijawkami było "modne", to zbieraliśmy je do butelek, a nie było to zadanie łatwe. Wspominając tą atrakcyjność zimnej wody w gorący czas pracy na tych polach, widok, jaki zobaczyłem zasmucił mnie. Otóż spacerując wirtualnie w bezpośredniej bliskości tego miejsca spotkałem coś, co dzisiaj wydaje się normalne, a czego tak nie należałoby traktować. Wiem, że te karty powinienem poświęcać tylko wspomnieniom. Ale trudno przejść obok i nie zwrócić na to uwagi. To coś, to nowoczesne wysypisko śmieci obok miejsca, gdzie było to źródełko.
To nie zamyka moich wspomnień związanych z tym miejscem. Jest jeszcze coś. Tym czymś jest pamięć pewnej rozmowy z przed ponad pół wieku. Było gorąco, pracowaliśmy przy ogórkach, akurat przy drodze w Dębowcu. Byliśmy we troje; ojciec, mama i ja. Tak gdzieś w godzinach około południowych ojciec zdecydował o odpoczynku. Poszliśmy do źródełka. Tam w cieniu usłyszałem coś, co wróciło do mojej świadomości, kiedy rozpoczęto budowę zachodniej obwodnicy Proszowic. Mówił tak; Słuchajcie, Stach już przed wojną wspominał, że przez Dębowiec będzie biegła droga i powstaną tu ulice. Stach, to był młodszy brat ojca pracujący przed wojną w charakterze sekretarza w proszowickim Magistracie. Nie było dyskusji, bo i o czym wtedy można było rozmawiać. Ot, luźno rzucone zdanie. Minęło ponad pół wieku, i oczy miasta kierują się na tą uroczą dolinkę. Tyle wspomnień dotyczących tej ulicy. Jeśli kiedyś powstanie na całej jej długości zabudowa, to będzie to kolejna, długa, a przy tym ładnie położona ulica, pewnie jako część nowego osiedla Proszowic. cdn. Stanisław Paluch | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/paluch_lata50_60/20170909odc06/art.php | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||