Nie jestem pewny, ale przez pierwszy okres trwający rok do trzech, to były prawdopodobnie projekcje bezpłatne, w ramach działalności propagandowej. Filmy też nie były wyszukane. Na pewno wtedy i później głównym elementem takiej projekcji była Kronika Filmowa - przegląd wydarzeń, odpowiednio przygotowana. Ale dla człowieka myślącego, a takich też nie było mało, dostarczała podstawowych informacji o ówczesnym świecie i pozwalała na precyzowanie własnych wniosków. Tematyką wyświetlanych filmów w dużym stopniu były obrazy wojny. Obok kroniki filmowej, dużą część stanowiły filmy propagandowe pokazujące pomoc związku radzieckiego w odbudowie zniszczonego kraju. Mimo tak wyraźnie ukierunkowanej tematyki, potrzeba kultury, czegoś nowego w mieszkańcach Proszowic była tak duża, że te seanse były oblegane.
W kwestiach techniczno-funkcjonalnych trzeba zauważyć, że sala nie była dostosowana do funkcji, jakie jej wyznaczono. Dotyczyło to między innymi miejsc na widowni, które (krzesła) ustawione na jednym poziomie sprawiały problem dobrej widoczności akcji filmowej na ekranie. Powstanie stacjonarnego kina w tej sali wiązało się z jej przebudową. Zainstalowano podwyższenie schodzące od tyłu w dół do sceny. Ustawione na tym podwyższeniu krzesełka znacznie poprawiały widoczność ekranu i sceny dla widza. W wieży na węże pożarnicze, w górnej części wykonano kabinę operatora projektora filmowego, który tam został zainstalowany. Był to projektor już nowej generacji. Jakość wyświetlanych filmów niewątpliwie była lepsza. By dostać się do malutkiej kabiny, kierownik kina, który równocześnie był operatorem i również kasjerem musiał wspinać się tam po drabince. W ścianie pomiędzy salą, a kabiną projekcyjną wykuto dwa otwory, jeden dla obiektywu projektora i drugi dla operatora, dla obserwacji poprawności projekcji.
Dolna część tej wieży pełniła funkcję kasy biletowej i zajmowała jej połowę. Stanowiła równocześnie wejście do sali kinowej. Można sobie wyobrazić, jeśli ktoś tego wtedy nie widział, te tłumy chętnych do obejrzenia filmów. Repertuar był coraz lepszy. Gabloty kina, jeśli dobrze pamiętam o nazwie "Czajka" umieszczone na rogu ul. Głowackiego i Rynku Dużego oraz na wschodniej jego części kusiły coraz bardziej kolorowymi afiszami. Wyświetlane były już nie tylko filmy radzieckie, choć tych było nadal większość, ale także filmy francuskie, amerykańskie i innych producentów filmowych. Zwykle to był jeden wieczorny seans, czasami dwa. Żeby dostać bilety trzeba było niezależnie od warunków pogodowych odstać swoje pod kasą, tzn. pod gołym niebem, a i tak można było usłyszeć, - "koniec, nie ma już biletów". No, ale, jak się miało obok w budynku sąsiada, kierownika kina, to problem znikał 22. Sportowe ProszowiceW takim mieście jak Proszowice nie mogło zabraknąć sportu. To było głównie piłkarstwo reprezentowane przez Klub sportowy "Proszowianka". Klub ten ma swoją pisaną historię, dostępną dla każdego, kto chce ją poznać.Te wspomnienia odniosę do skróconego opisu ówczesnego boiska piłkarskiego, emocji, jakie towarzyszyły rozgrywanym meczom, a także zwykle powiązanym z nimi festynami w sąsiadującym proszowickim parku.
Teren na którym rozgrywane były mecze piłki nożnej zwany boiskiem, w istocie był skoszoną łąką, z postawionymi drewnianymi bramkami, później metalowymi. Obrzeże boiska, linia środkowa, narożniki autowe, pole karne wyznaczane były wapnem, a przed meczem odnawiane. Boisko, podobnie jak teraz usytuowane było na lewym brzegu Szreniawy, w niedalekiej od niej odległości. Całość boiska nie była wydzielona ogrodzeniem. Pamiętam czas, kiedy oglądający grę zawodników widzowie (kibice) stali wokół boiska, albo siedzieli na trawie, lub na przyniesionych stołeczkach. Od strony parku były miejsca jak gdyby uprzywilejowane, w czasie gorących dni oferowały trochę chłodu. To oczywiście się zmieniało w miarę upływu czasu. Od strony zachodniej najpierw pojawiły się ławeczki, a potem coś w rodzaju prymitywnej trybuny. Gdzieś w końcówce lat pięćdziesiątych przystąpiono do budowy bieżni wokół boiska. Kojarzę to, z faktem odnotowanym w pamięci, uczestnictwa w pracach przy wyrównywaniu bieżni (rozrzucaniu), chyba żużla wielkopiecowego, w ramach czynu społecznego. To była inicjatywa naszego profesora W.Nagrodzkiego, który miał zacięcie do sportu. Tak powoli, wykorzystując różne ówczesne możliwości pozyskania środków finansowych lub w ramach pracy społecznej "zapaleńcy" jak nasz profesor tworzyli z niczego coś, co młodzieży i mieszkańcom miasteczka długo służyło. Dojście do parku miejskiego i boiska "Proszowianki" prowadziło z rynku po schodach obok piekarni pana Dziury dość szeroką drogą gruntową, obok wysokiego drewnianego płotu odgradzającego ogród, za kamienicą po lewej stronie tej drogi. Wtedy było to jedyne dojście.
Ciekawy był dom państwa Dziurów (piekarnia). Od strony parku był budynkiem piętrowym, gdzie na dolnym poziomie była właściwa piekarnia z piecami chlebowymi, a na wysokości piętra, od strony Rynku Dużego prezentował się jak domek parterowy. Po prawej stronie wspomnianej drogi stał parterowy, niewielki domek, kiedyś łaźnia żydowska, a później przemianowana na miejską. Ten budynek stanowił szatnię Klubu Sportowego "Proszowianka". To tam zawodnicy grających drużyn przed meczem przebierali się w stroje swoich klubów, tam odpoczywali w przerwie meczu i tam po meczu zażywali odprężającej kąpieli. Przed meczem, w przerwie i po meczu zawodnicy obu drużyn biegli gęsiego pomiędzy łaźnią, a boiskiem i odwrotnie. Pisałem, że dojście do parku i boiska było tylko jedno, bo tylko na tej drodze była nad Szreniawą rozciągnięta wąska chybotliwa drewniana ława na palach wbitych w dno rzeki.
Po którymś wiosennym wylewie rzeki ława została zmieciona. W jej miejsce zbudowano inną, o wiele szerszą i pewnie mocniejszą, ale również drewnianą, ławę dla pieszych.
W zbliżonym czasie bardziej na zachód (pobliże dawnego brodu) przez rzekę przerzucono szeroki most drewniany, który pozwalał na przejazd wozu konnego na drugą stronę rzeki. Wtedy otwarła się z miasta druga droga na boisko i do parku, ale dalsza.
Atmosfera na meczach wiele razy była gorąca. Sytuacje na boisku; ładny manewr w kiwaniu, celna przerzutka, wymuszony na przeciwniku rzut rożny (corner) dobrze wykorzystany rzut wolny, czy karny, wreszcie gol, powodowały tak głośną reakcję kibiców, że ich głos był słyszalny daleko poza Rynkiem Dużym. Stadion zamierał, jak zdarzało się, że gol wpadał do bramki "Proszowianki". Inną reakcją był zbiorowy jęk, a potem przez jakiś czas grobowa cisza. Kibicom "Proszowianki" nie było wówczas miło. Zdarzało się, że ta drużyna również przegrywała. Były momenty, kiedy słownie obrywało się sędziom, głównemu i liniowym np.: "Sędzia Kapeć", "Sędzia z boiska". I tak też kibice reagowali. Mimo to nie przypominam sobie, by dochodziło, jak to ma miejsce obecnie na stadionach piłkarskich - do burd pomiędzy zwolennikami proszowickiej drużyny i drużyny gości. A kibice gości przyjeżdżali na mecz w cale niemałej ilości. Alkohol był dostępny, ale tak naprawdę jego konsumpcja następowała najczęściej po meczu, szczególnie, gdy był przegrany przez ulubioną drużynę, lub, gdy trzeba było sobie dodać animuszu na wieczornej zabawie na podłodze w Parku, organizowanej zwykle przez Ochotniczą Straż Pożarną. Na prostej zbitej z desek podłodze śmigały pary nie tylko młodych ludzi, choć ci górowali. To było pospolite ruszenie w tańcu, w rytmie bardzo modnych, chwytliwych za serce melodii. Dzisiaj takich nie ma. Łączyły w sobie melodię, z mądrymi słowami. Przepraszam, ot takie pokoleniowe stwierdzenie. Dochód przeznaczany był na działalność proszowickiego OSP. A wiele razy to były duże festyny, kolorowe, poprzedzone przelotem dwupłatowców z lotniska w Pobiedniku Wielkim, które rozrzucały ulotki, w większości propagandowe. Zdarzało się, że z nadejściem zmroku na skraju Parku nagle strzelały w niebo przygotowane wcześniej ognie sztuczne. Nad Parkiem i boiskiem rozlewał się wspaniały obraz kolorów, różnych ich układów, wspaniałych figur geometrycznych, które tworzyły się przez nakładające się kolejne eksplozje, czemu towarzyszył huk, gwizd, syczenie. To były obrazy, które trudno było zapomnieć. Przy okazji trzeba podkreślić, że Park Miejski w Proszowicach zawsze stanowił miejsce, gdzie można było odpocząć, może od wówczas nie dużego miejskiego hałasu miasteczka, gdzie można było nacieszyć oczy zielenią, posłuchać śpiewu ptaków, ukoić wewnętrzne niepokoje słuchając szumu drzew, gdzie można było stać na ławie nad Szreniawą kontemplując płynącą wodę, gdzie wreszcie było miejsce na spacer z małymi dziećmi, które w tym miejscu miały raj do zabawy.
Park był taką enklawą, gdzie była cisza, spokój, gdzie nie wypadało zachowywać się nieprzyzwoicie. To był mały obszar w stosunku do powierzchni miasteczka, ale bardzo istotny dla funkcjonowania jego społeczności. Ale był to też teren na którym oprócz strażackich festynów z których dochód wspomagał różne cele w miasteczku, między innymi, pożarnictwo, sport i kulturę fizyczną, organizowano uroczystości państwowe np. 1 Maja, czy 22 Lipca - byłe wtedy święto odrodzenia Polski. To też była okazja do dużych relaksowych spotkań mieszkańców miasta, ale też i okolicy w tym uroczym miejscu. Pretekst do spotkań mógł być różny, ale dla biorących w nim udział ludzi był na pewno czasem relaksowym.
Moje rodzinne miasto umiało się bawić, i bawiło się na tamten czas z pełną kulturą. Nie miało powodu do wstydu. A w dniu następnym po takiej eksplozji emocji wszystko w mieście toczyło się normalnie. Rola Parku w życiu miasteczka była ważna, a można stawiać pytanie, jak jest dziś? Wydaje się patrząc na aktualne zdjęcie części Parku, że nadal stanowi żywotny element infrastruktury miasta, ale jakby był mniej zasobny w drzewostan, niż dawniej. Takie wrażenie można mieć jadąc północną obwodnicą miasta. Zresztą i na tym zdjęciu jest to wyraźnie dostrzegalne.
Niby nie wiele się zmieniło. Zielone płuca miasta nadal istnieją. Rzeka płynie, jak płynęła i można dostrzec, że wody w niej nie brakuje. Mostek na swoim miejscu, choć już nowy, metalowy. Tyle, że przestrzeń buforowa zieleni pomiędzy zabudowaną przestrzenią miasta, a tą enklawą parkową jakby się zmniejszyła. Infrastruktura miejskiej zabudowy, tam, gdzie dawniej były ogrody, podeszła do samego brzegu Szreniawy. A jeszcze wrócę do warunków funkcjonowania klubów sportowych, również "Proszowianki" w kontekście np. transportu zawodników do miejsc rozgrywania spotkań. Spotkałem w internecie zdjęcie piłkarzy przedwojennego Klubu "Proszowianki" na drabiniastym wymoszczonym słomą wozie, z podpisem, że to był autobus, którym oni podróżowali.
To jednak w okresie, który odnotowuję w moich wspomnieniach, wyglądało nieco lepiej. Wymoszczone słomą wozy drabiniaste zastąpiła paka ciężarowego samochodu, którymi drużyny piłkarskie dzięki sponsorom (zwykle były to GS-y) wyjeżdżali na gościnne mecze do sąsiednich miejscowości. Jeszcze jedna reminiscencja związana z boiskiem sportowym, nie związana jednak bezpośrednio ze sportem, taka zanotowana w pamięci. Może kiedyś ten temat poszerzę. Był taki przedmiot nauczania w liceum "Przysposobienie Wojskowe". Trzeba powiedzieć, że mieliśmy wcale miłego, ale wymagającego profesora Szlasę. To już było w końcowej klasie. Pewnego marcowego dnia mieliśmy mieć zblokowane dwie godziny PW. Pan prof. Szlasa po wejściu do sali poinformował nas, że będą zajęcia z musztry wojskowej. Cóż było robić. Ubraliśmy się, w co kto miał, czapki na głowę, ćwiczebne karabinki na ramiona i naprzód marsz. Przemaszerowaliśmy przez miasto do parku, a następnie na boisko. Na trawie leżał jeszcze lekko przymarznięty śnieg. Zaczęła się zabawa; "padnij, czołgaj się, powstań, biegiem marsz, padnij" i tak wiele razy. Pamiętam, dostaliśmy wycisk, Chyba nie mniejszy niż na ćwiczeniu w jednostce wojskowej. Co ciekawe, nikt tego nie odchorował, nikt też tego nie miał za złe naszemu profesorowi. Później kolejny prof. tego przedmiotu pod koniec naszej nauki w Liceum, pan Tadeusz Nakielski nazwijmy to, przekazywał nam swoją wiedzę na temat rzemiosła wojskowego w nie mniej aktywnym stylu - oczywiście w podstawowym wymiarze. cdn. Stanisław Paluch | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/paluch_lata50_60/20171126odc11/art.php | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||