facebook
Napad na Przemyków, epizod z 1715 r. - część II
    Dzisiaj jest sobota, 23 listopada 2024 r.   (328 dzień roku) ; imieniny: Adeli, Felicyty, Klemensa    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   struktura powiatu   |   nasze parafie   |   konkursy, projekty   |   prossoviana   |   zaduszki ZP   |   poszukujemy   |   okaż serce INNYM   |   różne RAS   |   porady, inf.   |   RAS-2   |   RAS-3   | 
 |   zapraszamy   | 
 on-line 
 |   monografie...   |   biografie...   |   albumy...   |   okazjonalne...   |   beletrystyka...   |   nasi twórcy   |   inne...   |   filmoteka   | 

serwis IKP / informacje / prossoviana / on-line / Napad na Przemyków,... / Napad na Przemyków, epizod z 1715 r. - część II
O G Ł O S Z E N I A


Napad na Przemyków, epizod z 1715 r. - część II


20-01-2016

     Niedawno dzięki operatywności jednego z współpracowników IKP udało nam się pozyskać książkę (niestety nie oryginał) Stanisława Piotrowicza z 1907 pod tytułem "Napad na Przemyków w r. 1715, epizod z dziejów swawoli saskiej w Polsce"...

Zapraszam do lektury (podział na części została wprowadzona przez IKP):

red.   

(fot. ikp)

część II

     Rzecz miała się następująco. Eskortujący wozy żołnierze spotkali w drodze jadącego chłopa, poddanego przemykowskiego, i zabrali mu konia, czy to ze swawoli, czy też z istotnej potrzeby. Biedny chłop próbował okupić się pół kwartówką wódki, ale bez skutku: żołnierze i wódkę wypili i konia zabrali. Na to nadjechał pacholik [Jan Chlebowski, sługa dworzanina starościńskiego, Borowskiego.] jednego z dworzan regimentarskich, a widząc co się dzieje - gdy w dodatku i chłop przed nim uskarżać się począł - pospieszył czemprędzej do dworu i dał znać dworzanom starosty o całem zajściu, poczem on sam i jeden ze sług Turskiego, niejaki Bykowski, wybiegli ku żołnierzom i zażądali zwrotu konia. Żołnierze, czując przewagę po swej stronie, i słyszeć o tem nie chcieli, więc rozpoczęła się szarpanina. Bykowski, nabrawszy szturchańców i widząc, że to nie przelewki, krzyknął na chłopa, aby sprowadził z dworu więcej ludzi. Rzeczywiście po jakimś czasie nadbiegł upragniony sukurs: cały zastęp dworzan starościńskich, a między nimi i dwaj goście starosty: Jakób Sierakowski, chorąży pancerny kasztelana sandomierskiego i Berezecki, towarzysz księcia podkanclerzego litewskiego. Teraz dopiero rozpoczęła się bójka nie na żarty: z jednej strony na pałasze, z drugiej na szpady i flinty.

     Na wieść o bójce Turski kazał podać sobie konia i nie biorąc żadnej innej broni prócz szabli, podążył na plac boju w towarzystwie dwóch pachołków, trzymających się strzemion konia pańskiego [Pachołkowie zwali się: Marcin Kostantys i Aleksander. Pierwszy z nich był przesłuchany jako świadek.]. Całe zajście uważał za zwykłą awanturę żołnierską, więc przyjechawszy na miejsce, z początku tylko "zamawiał się słowy" z żołnierzami [Zeznania urodz. Walentego Stanisława Skłodowskiego, starszego sługi starosty.]. Dopiero gdy dworzanin Gutkowski powiedział mu, że ci żołnierze wracają ze starostwa pilznieńskiego, Turski wpadł w pasyę i z okrzykiem: "Boże was zabij! i tameście mnie szarpnęli i tu umie afrontujecie", natarł koniem i potrąci! chorążego z chorągwią, a gdy jeden z żołnierzy uderzył go w bok flintą, porwał się do szabli [Zeznania urodz. Walentego Stanisława Skłodowskiego, starszego sługi starosty.]. W zamięszaniu wypadła potrąconemu chorążemu z ręki chorągiew, a któryś z ludzi starosty odrzucił ją na bok. Wówczas pochwycił ją stojący na uboczu mały chłopak i zaniósł do dworu [Zeznanie Chlebowskiego. Chłopak nazywał się Turski.]. Regimentarz nie zauważył tego wcale.

     W tej chwili nadbiegł Gondria i kazał dać ognia [Gondria w swych zeznaniach twierdzi, że chciał jako oficer powagą swą uspokoić tumult, ale nie pozwolono mu mówić, a nawet zraniono go szablą. Inni świadkowie nie potwierdzają tego zeznania.]. Na szczęście z powodu wilgoci proch zamókł i nie wszystkie karabiny wypaliły. To też po pierwszej salwie padł tylko Berezecki. Rannego dobito bagnetem. Na ten widok służba Turskiego poczęła uchodzić; żołnierze mimo to strzelili po raz drugi i zabili Sierakowskiego, już podczas odwrotu, trafiwszy go z tyłu w głowę, "y zaraz mu czapka z mózgiem odpadła, że y nie ziewnoł" [Zeznanie Skłodowskiego. Ów Sierakowski był bratem ciotecznym Turskiego.]. Sam starosta, rozwścieklony stratą dwóch towarzyszy, zeszedł z pola ostatni, a chociaż dano do niego kilkanaście strzałów, przecież wyszedł bez szwanku.

     Około godziny 2-ej po południu batalia była ukończona. Z błahego powodu rozpoczęta, krwawo zakończona, kosztowała życie dwóch ludzi, gotowała w następstwie fatalną tragedyę.

II.

W tym czasie zdążał do Przemykowa Imć Pan Adryan Bełchacki, kasztelan biecki. Jechał z Podolan [Podolany niedaleko Przemykowa, nad rzeką Nidzicą.] w gościnę do starosty, a przy tej sposobności chciał go uprosić o ordynans ochronny na dobra swe Jurków [Zeznania szlachetnego Wojciecha Łoszkiewicza, sługi kasztelana.]. Nie przeczuwał, że jedzie po śmierć. Dwór zastał zamknięty, bramy pozabijane. Przed dworem stał oddział żołnierzy "z flintami gotowemi jak do sprawy [Tamże.].

     Był to Gondria, który czekał na skutek swego poselstwa do Turskiego. Wysłał bowiem do starosty spotkanego przypadkiem księdza z żądaniem oddania chorągwi i groźbą spalenia dworu w razie odmowy. W samej rzeczy ksiądz przyniósł odpowiedź odmowną, a zarazem zapowiedział rychłe przybycie większej liczby towarzystwa, którzy pomszczą śmierć swoich. Gondria wysłał księdza po raz wtóry, ale zanim ten wrócił, nadjechał Bełchacki. Widząc większy orszak - kasztelan jechał dosyć dworno - i myśląc, że to zapowiedziana przez księdza odsiecz, Gondria z obawy zasadzki cofnął się w bezpieczne miejsce za wieś i czekał przybycia Freissinet'a, po którego wysłał konnego gońca [Zeznanie Gondrii.].

     Regimentarz wyszedł aż do wrót naprzeciw wjeżdżającego kasztelana. Smutny jednak był bardzo i nie mogąc zapanować nad swą żałością, wybuchnął namiętną skargą: "Trafiłeś Wm. Pan do mnie na mięso, otom brata stracił marnie i drugiego towarzysza. Wolałbym być u Wm. Pana forysicem, niż Regimentarzem". Weszli do komnat. Kasztelan pocieszał jak mógł stroskanego starostę, ale napróżno. Turski chodził żałobny, szepcąc ponuro: "Dla Boga! czy to dziś dies feralis?" [Szczegóły spotkania Turskiego i Bełchackiego na podstawie zeznań Łoszkiewicza.]. Wobec tego nic było mowy o jakiejś ochocie, czy zabawie. Skracano czas pogadanką, gdy niespodziane przybycie regimentskwatermistrza pułku Seissana przerwało dotychczasową monotonię [Z zeznań Skłodowskiego i samego regimentskwatermistrza wynika, że Skłodowski podstępem sprowadził go do dworu Turskiego.]. Panowie znajdowali się wówczas na podwórzu. Turski, widząc wjeżdżającego oficera saskiego, odwrócił się pogardliwie i nie oddal mu nawet ukłonu. Regimentskwatermistrz, wyprowadzony takiem przyjęciem z równowagi, chwycił Turskiego za rękę i potrząsając nią, wolał: "Salutamus" [Zeznania Łoszkiewicza.]. "Nieboszczyk Im Pan Starosta dziwował się tey iego fantazyi", a "Im Pan Walawski, Towarzysz Uzarski Nayiaśnieyszego króla Imści", jako że był krewkiej natury i niepowściągliwego języka, zapytał gniewnie, czy wie z kim mówi. Ale i regimentskwatermistrz nie stracił kontenansu, tylko dowcipnie odrzekł, że "z człowiekiem" [Zeznania Łoszkiewicza.]. Następnie przedstawił się jako jest Gazali, regimeutskwatermistrz ludzi J. Kr. Mości. Turski, usłyszawszy to, kazał wziąć konia jego do stajni, a samego poprowadził do kaplicy, gdzie leżały ciała nieboszczyków Berezeckiego i Sierakowskiego. Po drodze opowiedział krwawą tragedyę. Dziwił się wielce regimentskwatermistrz i przepraszał bardzo starostę, zapewniając, że winni karze nie ujdą. A tem skwapliwiej przyrzekał wymiar sprawiedliwości i przykładne ukaranie zabójców, ile że sam znalazł się przez chwilę w niebezpieczeństwie życia. Towarzysze bowiem Turskiego, zwłaszcza impetyczny Walawski, podnieceni widokiem trupów, chcieli na nim wymierzyć sobie natychmiastową satysfakcyę. Jedynie na skutek interwencyi rozważniejszych dworzan i zapewnień regimentskwatermistrza, że o niczem nie wie i jest szlachcicem polskim, nie przyszło do awantury [W żadnym spisie nazwisk szlachty polskiej Gazalich nie znalazłem.]. Z kaplicy wrócili wszyscy do dworu, a Turski poprosił jeszcze Gazalego, aby wypytał się uprowadzonej z pola bójki przez dworzan i w niewoli będącej jakiejś kobiety, co zacz, z jakiego pułku ludzie wywołali awanturę, jak nazywają się oficerowie, którzy im przewodzili i t.p. Pokazało się, że to była żona Gondrii, więc mogła udzielić szczegółowych informacyj.

     Wtem dano znać, że żołnierze wracają do wsi. W rzeczy samej tak było. Gondria połączył się z przybyłym Freissinet'em i obaj weszli napowrót do wsi.

Nie rokowało to niczego dobrego.

     Turski, przygnębiony krwawem zajściem, pragnął spokoju; poprosił zatem Gazalego, aby udał się do dowódcy owych żołnierzy, przedstawił mu, że ma do czynienia z regimentarzem wojsk koronnych i zapytał, czego chce. Po jakimś czasie wrócił Gazali z odpowiedzią: Freissinet żądał oddania chorągwi. W pierwszej chwili starosta oświadczył stanowczo, że chorągiew odda tylko królowi, albo hetmanowi. Podtrzymywał go w tej rezolucji Walawski i inni, mówiąc, że takie łatwe oddanie chorągwi zakrawywałoby na tchórzostwo. Gdy jednak regimentskwatermistrz, zaniósłszy odmowną odpowiedź Freissinet'owi, powrócił po raz wtóry i oświadczył, że niebawem przyjdą żołnierze do dworu i sami poszukają sobie chorągwi, zgodził się Turski na jej oddanie, ale warunkowo: położy ją na trupach, a oficerowie niechaj przyjdą i wezmą. W ten sposób zobaczą co zrobili i nie będą mogli w przyszłości zaprzeć się winy. Dał też parol kawalerski, iż dotrzyma tego, co mówi.

     Nadaremnie kasztelan doradzał oddanie chorągwi wprost, przedstawiając niemożność obrony z powodu braku sił. Turski głuchy był na tłómaczenia, a na wszystkie argumenty odpowiadał jedno: "Ja się bronić nie będę, a pewnie też na dwór nie będą nachodzić, wiedząc, ktom iest, ale każę chorągiew zanieść na trupów, niechże ią tam sobie wezmą" [Zeznania Łoszkiewicza i innych.]. W samej rzeczy też, gdy ludzie jego poczęli znosić i przygotowywać broń palną, zakazał tego surowo, mówiąc "że to ludzie królewscy i że przyznanoby mu u Hetmana letkość, gdyby z Królem wojował [Zeznania Łoszkiewicza i innych.].

cdn.


Stanisław Piotrowicz   



idź do góry powrót


23  listopada  sobota
24  listopada  niedziela
25  listopada  poniedziałek
26  listopada  wtorek
DŁUGOTERMINOWE:


PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ