Władysława ze Srzednickich Macieszyna - pseudonim Sława
Władysława Srzednicka
(ur.: 30.06.1888 - zm.: 21.06.1967)
Margaret Wagner
|
Władysława Srzednicka (fot. zbiory autorki) |
6-08-2010
Nowy, aktywny etap w jej życiu rozpoczął się w 1939 roku. Już w maju grupa osób związana nadal ideą Piłsudskiego postanowiła na wypadek wojny pełnić służbę wywiadowczą. Latem, w ośrodku pod Wyszkowem przeszkolenie w zakresie "Wielkiej Dywersji" odbyło czterdzieści osób. Była wśród nich Władysława Macieszyna. [(zaprzysiężona 27 września 1939 r.) Odpowiadała za kontakty ze stronnictwami politycznymi przy Sztabie Dowództwa Głównego Służby Zwycięstwu Polski. W latach 1942-1943 pozostawała w ścisłym sztabie grupy Dywersji i Sabotażu Kobiet "Dysk". senat.gov.pl] Rejestratorem jej poczynań w tym czasie był Romuald Malangiewicz, z którego żoną pracowała i przyjaźniła się. Malangiewicz pisał:
- "Stykała się z ludźmi walki i ludźmi kariery. Nigdy nie poznała tak wyraźnie granicy między tymi dwoma kategoriami ludzi jak w 1939 roku. Jedni uciekali jak najdalej od pożogi, głodu, a nikłej garstce do której należała, do głowy by nie przyszło by miała opuścić stolicę". Gdy Malangiewicz odwiedził Macieszynę na początku września 1939 roku w jej mieszkaniu przy alei Szucha zwrócił uwagę na atmosferę paniki i popłochu jaka panowała w tym miejscu:
- "Brama i podwórze zapchane były osobowymi autami. Obok stosy kufrów i walizek. Zgiełk i harmider. Na piątym piętrze nie pakowano walizek. Inną odetchnęliśmy atmosferą. Macieszyna zapowiedziała, że wkrótce będziemy mieli jeszcze jedna wojnę - od wschodu".
Macieszyna poprosiła Malangiewicza o przechowanie jednego z fałszywych dowodów wystawionych na nazwisko Władysławy Mirskiej. Gdy zadzwonił do niej po kapitulacji stolicy telefon odebrała już niemiecka kobieta, mieszkanie miało już nowego lokatora. Macieszyna nawiązała wkrótce kontakt z Malangiewiczami, odwiedzała ich w odstępie siedmiu - dziesięciu dni. Było wiadomym, że działała w jakiejś organizacji, bo segregowała nielegalną prasę i po zdaniu relacji ruszała w tylko sobie wiadome miejsca.
Gdy Michał Karaszewicz - Tokarzewski tworzył Służbę Zwycięstwu Polski Macieszyna pełniła rolę pośrednika między organizacjami politycznymi. Znaczącym był dla niej rok 1942. Według relacji Malangiewicza to wtedy rozpoczęła działalność kurierską tzw. głębokiego wywiadu AK na trasie Wiedeń i Heidelberg jako Margaret Wagner. Notuje też jej zachowanie przed misją.
- "Prosiła, że jeżeli w ciągu 14 dni nie zamelduje się u nas, żeby zachować ją w pamięci jako poległego żołnierza Armii Krajowej. Wróciła. Była wesoła jak szczygiełek. Udała się jej misja".
W 1943 roku wyruszyła na kolejną wyprawę. Gdy po trzech tygodniach nie wróciła wiadomym było, że pewnie została aresztowana. Śledztwo przeprowadzone przez Malangiewicza wskazywało, że kurierka musiała wpaść w Wiedniu. Istotnie [8 kwietnia 1943 red.]. Do komitetu społecznego w którym pracował nadszedł po pewnym czasie list z Wiednia ze stemplem gestapo i podpisem Władysławy Macieszyny. Wśród ogólnych treści i próśb o lekarstwa były i takie, które dawały dużo do myślenia. Idąc ich tropem Malangiewicz dotarł do przedstawicieli organizacji, która wysłała kurierkę. Zżymał się na brak energii i postępów w dziele pomocy Macieszynie. Nie krył oburzenia oceniając fatalną jakość konspiracji na wyznaczonej trasie. Wreszcie dzięki pomocy przyjaznych osób akcja ruszyła. Wykorzystano do tego celu Niemiecki Czerwony Krzyż. Z listów, które wróciły z Wiednia wynikało, że otrzymała żądane produkty i paczki. Tę opiekę nad Macieszyną przerwał wybuch Powstania Warszawskiego.
Co się stało z kurierka w Wiedniu zanotował inny jej znajomy Henryk Bułhak, któremu opowiedziała wszystko w 1966 roku. Po aresztowaniu bita i maltretowana nie ujawniła niczego. Widząc beznadziejność sytuacji podcięła sobie żyły, ale próba samobójcza nie powiodła się. Symulowała obłęd. Uparcie twierdziła, że jechała leczyć się do Karlowych Varów. Jest samotną osobą i nie ma żadnej rodziny. Stad jej prośba i listy do instytucji charytatywnych w Warszawie.
Do września 1943 roku przebywała w więzieniu tajnej policji, 22 lutego 1945 roku rozpoczął się przewód sądowy, który trwał dwa tygodnie. Po zakończeniu śledztwa padło oskarżenie o zdradę główną. Kat rozpoczął wykonywanie wyroków na innych, którzy otrzymali taką samą karę. Życie uratowała jej gorączka i podejrzenie, że jest chora na tyfus.
13 kwietnia 1945 roku wojska radzieckie opanowały Wiedeń i więźniów wypuszczono. Przez jakiś czas błąkała się z wysoką gorączką po Wiedniu zanim zdołała znaleźć sposób na powrót do kraju.
W Polsce zastała już inną rzeczywistość. Prywatne mieszkanie, które zajmowała przed wojną przydzielono nowym lokatorom. Korzystając z pomocy dalekiej krewnej starała się pisać podania z prośbą o lokal, rentę i sanatoryjne leczenie. Po przesłuchaniach w Wiedniu straciła zęby, miała uszkodzone ucho, oczy, wątrobę i uporczywe bóle głowy. Prośby i petycje o pomoc pisała przez dwa lata, dokładnie tyle, ile trwał jej pobyt w więzieniu. W jednym z podań zadaje dramatyczne pytanie "Czyż mam żałować, że kat niemiecki nie uciął mi głowy?"
Wreszcie dzięki osobistej interwencji jednego z członków ZBOWID-u otrzymała lokal. Ostatnie lata poświęcała czczeniu tradycji legionowych. Z właściwym sobie ironicznym humorem wspominała, że wraz z nią w uroczystościach brały udział dwie dziewczyny osiemdziesiesięcioletnie i kilku chłopaków legionistów.
Jesień życia obdarzyła ją jeszcze jedną niespodzianką. Spotkała ponownie swego "intelektualistę czystej krwi" obecnie owdowiałego. I tak jak niegdyś, stała się inspiracją do napisania dzieła. Dzięki klimatowi jaki potrafiła stworzyć powstała książka "Przemyślenia starego filozofa".
Zdecydowała, że wyruszy na kolejną wyprawę. Ostatnią. W towarzystwie koleżanki z dawnych lat odbyła pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Po drodze stłukła kolano i zdawało się, że nie dojdzie. Podpierając się żerdzią wykonała swoją misję do końca.
|
wystawa poświęcona Władysławie Macieszynie zorganizowana z okazji pośmiertnego odznaczenia kobiet działających podczas II wojny światowej w ruchu oporu (fot. senat.gov.pl) |
Jaka właściwie była Władysława ze Srzednickich Macieszyna?
Z zachowanych wspomnień wyłania się portret kobiety, którą ustawiczne hołdy, jakie otrzymywała w czasie młodości uczyniły kapryśną i arbitralną. Jej kuzyn doktor Czesław Srzednicki twierdzi, że w rodzinie postrzegana była jako osoba kontrowersyjna.
- Pamiętam opowiadanie jednego z członków rodziny, który na wspomnienie Sławy trząsł się z oburzenia, bo nie wypadało by dziewczyna z ziemiańskiego domu manifestowała na ulicy z działaczami PPS. W jednym z dokumentów wypowiada się jej matka podkreślając, że do dóbr materialnych podchodziła obojętnie i nie przywiązywała zbyt dużej wagi do pieniędzy.
Najserdeczniejszą ocenę daje jednak jej przyjaciółka Zofia Zawiszanka - Kernowa podkreślając: - "Można było zirytować się na nieobliczalne jej humory, na dziwactwa drobne, a uporczywe, ale w chwilach ważnych dla narodu, w grozie niebezpieczeństwa, gdy załamywał się niejeden na Sławę można było liczyć zawsze".
Zmarła niespodziewanie w Warszawie 21 czerwca 1967 roku i pochowana została na Cmentarzu Powązkowskim. Na cmentarzu w Dobranowicach znajduje się natomiast grób jej ojca i innych członków rodziny.
[26 marca 2010 w Pałacu Prezydenckim w Warszawie odbyła się konferencja poświęcona kobietom, które działały w służbie wywiadu ZWZ-AK, skazanym przez sądy Rzeszy na karę śmierci. Maria Kaczyńska wręczyła odznaczenia państwowe nadane pośmiertnie przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Władysławie Macieszynie, Krystynie Wituskiej, Monice Dymskiej i Wandzie Węgierskiej. red.]
opracowanie: Bożena Kłos
|
|
|