facebook
Swoim działaniem zyskał szacunek
    Dzisiaj jest sobota, 23 listopada 2024 r.   (328 dzień roku) ; imieniny: Adeli, Felicyty, Klemensa    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   ludzie ZP   |   miejsca, obiekty itp.   |   felietony, opracowania   |   kącik twórców   |   miejscowości ZP   |   ulice Proszowic   |   pożółkłe łamy...   |   RP 1944   | 
 |   lista postaci   |   przyjaciele regionu   |   stąd pochodzili   |   "zwykli - niezwykli"   | 
 ludzie Rzeczpospolitej Partyzanckiej 1944 
 |   "katyńczycy"   | 

serwis IKP / Skarby Ziemi Proszowskiej / ludzie ZP / rp1944 / Swoim działaniem zyskał szacunek
 pomóżcie!!! ;)  
Jeżeli posiadacie informacje, materiały dotyczące prezentowanych w Serwisie postaci,
macie propozycję innych osób związanych z Ziemią Proszowską,
albo zauważyliście błędy w naszym artykule;
prosimy o kontakt!

skarby@24ikp.pl.

Inne kontakty z nami: TUTAJ!
Redakcja IKP
O G Ł O S Z E N I A


Swoim działaniem zyskał szacunek
Julian Słupik ps. Boruta 22
(ur.: 8.02.1904 - zm.: 2.01.1990)

biogram

plut. Julian Słupik ps. "Boruta 22"
(fot. Rzeczpospolita Partyzancka lipiec-sierpień 1944 red. Stanisław M. Przybyszewski)

28-11-2013

     8 lutego 1904 roku w Krzyszkowicach (pow. proszowicki) urodził się Julian Słupik, jeden z bohaterów Rzeczpospolitej Partyzanckiej. Po powołaniu do wojska został podoficerem zawodowym w 4 baterii 22 Pułku Artylerii Lekkiej (w książce pt. "Rzeczpospolita Partyzancka" autorstwa Bolesława Nieczui Ostrowskiego zamieszczona jest fotokopia jego legitymacji wojskowej).

      Działalność konspiracyjną rozpoczął przyjmując pseudonim "Boruta 22" zyskując swym działaniem należny szacunek, bo chociaż w czasie dnia prowadził normalne życie pracując na roli i pomagając innym, to mieszkańcy wsi wiedzieli, iż pełni on ważną funkcję w partyzantce. Ludzi z jego oddziału nazywano "Jędrusiami".

     Jesienią roku 1943 zostały powołane do życia oddziały dywersyjne pod kryptonimem "Dominika". Dowódcą został ppor. Kazimierz Przybysławski ps. "Młot", któremu bezpośrednio podlegał ogniomistrz Julian Słupik będący z kolei dowódcą Oddziału Dywersyjno-Partyzanckiego "Dominiki". Podlegały mu następujące oddziały: oddział dywersyjny "Dominika" - Franciszka Pudo, oddział st. wach "Graba" - Stanisława Grabińskiego z Boszczynka, oddział kaprala "Strachonia" - Kazimierza Stępnia z Kościelca oraz oddział kpr. "Sieroty" - Stanisława Kozery z Marcinkowic. Oddziały te prowadząc dywersję w rejonach swojego działania dokonały w roku 1943 kilku spektakularnych akcji. W Kazimierzy Wielkiej oddział "Dominiki" z Kościelca rozpuścił ludzi schwytanych przez Niemców na roboty do Rzeszy. Następnie oddział z Marcinkowic zatrzymał w Przezwodach pociąg z bydłem przeznaczonym dla wojska i po otwarciu wagonów rozpuścił je po okolicy. Ten sam oddział w miejscowości Dolany rozbroił pracującego dla Niemców bahnschutza , odznaczającego się zbytnią gorliwością w swojej pracy. W dniu 6 września oddziały "Graba" i "Sokoła" przy pomocy oddziałów BCH "Maratona" i "Wojnara" zajęli niemiecki magazyn zbożowy w Skalbmierzu.

     Józef Michalik tak opisuje postać Juliana Słupika: "(...) wysoki, barczysty, umiał trzymać żelazna ręką nie tylko dobrze odkarmione artyleryjskie konie, ale i rekruta, który poznawał taki cug, że do końca życia nie zapomniał. Do dywersji Słupik nadawał się, długich rozmów nie umiał prowadzić. Marcinkowskich zuchów trzymał w ryzach a nie był to element łatwy (...)".

     Bolesław Michał Nieczuja Ostrowski wymienia ODP "Boruta 22" oraz jego dowódcę ogn. "Borutę 22" wśród najsilniejszych i najbardziej aktywnych oddziałów partyzanckich działających w zgrupowaniach kilku drużyn. Największa aktywność oddziałów partyzanckich na terenie Inspektoratu "Maria", objawiająca się akcjami skierowanymi przeciw okupantowi, nastąpiła w roku 1944. ODP "Boruta 22" działał przede wszystkim na terenie obecnej gminy Kazimierza Wielka oraz gminy Koszyce. Jednostki wroga stacjonowały w Kazimierzy Wielkiej, gdzie mieściła się podkomenda Sicherheitspolizei, jak również Ordnungspolizei, która wypełniała nie tylko funkcje policji porządkowej, ale była też używana do pacyfikacji, obław i egzekucji. Główną siłą była żandarmeria mająca swój posterunek w Kazimierzy Wielkiej (na przełomie lipca-sierpnia 1944 liczyła 12-15 osób). Komendantem policji w Kazimierzy Wielkiej był August König, a następnie Josef Meistel. W Koszycach natomiast stacjonował oddział Luftwaffenbau, około 20 Holendrów pod dowództwem Oberleutanta Nebla. Na posterunku policji stacjonowało 15 granatowych policjantów pod dowództwem podoficera żandarmerii niemieckiej.

     Z końcem marca 1944 rozpoczęło się intensywne szkolenie oddziałów dywersyjno - partyzanckich. Oddziały te, po wcześniejszym działaniu w ramach tzw. "małej dywersji", rozpoczęły zwiększoną aktywność nazwaną "dużą dywersją". Okres ten poprzedził powstanie Rzeczpospolitej Partyzanckiej. Wiosną 1944 działanie oddziałów było tak intensywne, że niemal co dnia dochodziło do wystąpień przeciwko okupantowi. Na terenie całego inspektoratu w dniach 25-30 maja 1944 została przeprowadzona akcja pod nazwą "Kośba", podczas której zlikwidowano kilkudziesięciu Niemców oraz osób z nimi związanych. Akcja ta nie spotkała się odwetem ze strony Niemców, co miało związek z pogarszającą się sytuacją na froncie wschodnim. Wykorzystując to udogodnienie oddziały dyspozycyjne zlikwidowały prawie wszystkie posterunki niemieckie i policji granatowej na podległym terenie. Coraz bardziej wyczuwało się bliskość frontu wschodniego. Wróg usiłował jeszcze pozorować władzę na zajętym terenie wiedząc, że zbliża się czas nadejścia Rosjan. W dniu 22 lipca 1944 dowódca ODP Podobwodu Działoszyce "Boruta 22" składa meldunek szefowi dywersji "Młotowi" Kazimierzowi Przybysławskiemu:

"Melduję, że cały mój teren jest poważnie zagrożony. Wszystkie oddziały w ostrym pogotowiu na melinach. Dziś wieczór wracam oddziały do swych mp. ponieważ w terenie spokój. Pozostawiam tylko czujki w całym terenie. Zmuszony jestem oddziały wrócić, ponieważ już są 15 dni na melinach; wyczuwam zmęczenie w oddziałach i za duże koszty utrzymania. Czas wykorzystałem na ćwiczenia nie tylko własnych oddziałów, ale i wszystkich organizacji; instruktorzy przeprowadzają w dzień ćwiczenia na melinach. Wszedłem w porozumienie z komendantami gromadzkimi i gminnymi. Przysyłają po kilku ludzi na meliny, a moi instruktorzy ćwiczą. Ludność okoliczna tak się przyzwyczaiła, że z chęcią przyjmuje na meliny, a nawet mamy zaproszenia by te meliny zająć. Oddział Sokoła pozostaje nadal w zasadzce na odbicie "Maratona". Wszyscy ludzie z bronią uciekają do "Dominiki".

Legitymacja wojskowa plut. "Boruty 22" (Julian Słupik), dowódcy ODP Podobwodu Działoszyce
(fot. Rzeczpospolita Partyzancka; Bolesław Michał Nieczuja-Ostrowski)

     Meldunek Juliana Słupika ukazuje ocenę sytuacji, jaka istniała pośród oddziałów. Dodatkowo uwidacznia nastroje społeczeństwa, które oczekiwało na hasło do ostatecznego wystąpienia przeciwko okupantowi. Julian Słupik jako dowódca ODP "Dominiki-Dusi-Palagii" znał dobrze swe obowiązki i zarządził w chwili zbliżającego się frontu stan pogotowia alarmowego. Nie czekając biernie na rozwój wypadków, zarządził szkolenie nawet dla ludzi spoza oddziału, nie ograniczając się jedynie do AK, lecz także szkolił osoby o innej orientacji politycznej, co wskazuje, że patrzył obiektywnie i odznaczał się polityczną dojrzałością.

     W dniu 25 lipca 1944 w całym Inspektoracie "Maria" zarządzono "stan czujności". Dowódca IV batalionu 120. pp AK ppor. "Niebora" w dniu 31 lipca 1944 otrzymał wiadomość, że około 7 km od Koszyc, na prawym brzegu Wisły, do Szczurowej przybył silny oddział niemiecki. Zaniepokojony zagrożeniem, przerzucił w kierunku Koszyc stacjonujący pod Jaksicami oddział "Enrilla", a na jego miejsce skierował ODP pod dowództwem "Boruty 22", którego zastępcą był kpr. Stanisław Kozera "Sierota". Oddział ten w godzinach nocnych zajął wyznaczone stanowiska bojowe. W skład oddziału "Dominiki" wchodziła drużyna "Sieroty" w sile około 25 ludzi i drużyna z Kościelca pod dowództwem kpr. Kazimierza Stępnia "Strachonia" w podobnej liczbie osób. Wzmocnienia oddziału przyszły też z PKB (Państwowy Korpus Bezpieczeństwa) w liczbie kilku osób. Stan bojowy oddziału liczył w sumie około 50 ludzi, którzy uzbrojeni byli w jeden ckm, 3 rkm-y, ponad 10 pistoletów maszynowych, granatnik p-panc, jak również karabiny, broń krótką i granaty.

     W dniu 5 sierpnia 1944, gdy w Skalbmierzu trwała już walka, na odcinku IV/120. pp AK panował spokój. Posterunki obsadzone były przez oddział kościelecki "Dominiki-Dusi", pozostała część oddziału wypoczywała po nocnym rozpoznaniu. W czasie trudnej sytuacji w Skalbmierzu dowództwo szukało wsparcia. Oddział "Boruty 22" miał zwinąć stanowiska i zameldować się w Koszycach. Około godz. 6:00 punkt oporu w Jaksicach zauważył zbliżającą się dużą kolumnę niemieckich samochodów. Będący w drodze Julian Słupik otrzymał rozkaz pozostania na miejscu w Jaksicach i nawiązania walki z Niemcami. Oddział "Enrilla" ponownie został skierowany do Jaksic.

     "Sierota" tak to wspomina: "...oddział kościelecki w przeciągu kilku minut był gotowy do odmarszu, natomiast gorzej było pościągać tych żołnierzy, którzy po całonocnej wędrówce zasnęli snem kamiennym. W tym momencie zjawił się "Boruta 22" i zaczął mnie ponaglać. Doszło wtedy nawet - chyba pierwszy raz do spięcia, to nerwy [...]. W rezultacie uzgodniliśmy, że on pójdzie z oddziałem kościeleckim, a ja wyjdę później i tych 5 km nadrobię i w Koszycach razem wsiądziemy do samochodów. Tak też się stało, "Boruta 22" odszedł, a ja robię zbiórkę ze swoimi w sadzie wzdłuż szosy, i już na prawym skrzydle mam rkm, kilka karabinów i stenów. Stojąc tyłem do szosy czekam na resztę oddziału, aż tu spojrzałem w prawo i tuż koło mnie samochód naładowany Niemcami, z zakrętu wyskakuje drugi i trzeci samochód. Oczywiście droga wolna, za górką, jakiś niepełny kilometr "Boruta 22" z oddziałem kościeleckim (zostałby kompletnie zniszczony) - więc sekunda zastanowienia się i wydaję rozkaz: karabiny maszynowe na stanowiska, ognia! Sam wyciągam colta, oddaję dwa razy po dwa strzały w opony pierwszego wozu. Na szczęście trafiłem, samochód stanął w poprzek szosy, zatarasował ją, a Niemcy momentalnie zaczęli wyskakiwać z samochodu pierwszego i drugiego, zajmując stanowiska, trzeci samochód wycofał się w zabudowania wioski.

W tym samym czasie odezwały się nasze rkm-y i zaczęło się. Z miejsca polecieli ranni ze strony niemieckiej, sam miałem przyjemność odpiąć pas z kaburą i pistoletem oficerowi. Po pewnym czasie krzyknąłem: do natarcia i sam skoczyłem naprzód. Cały oddział z miejsca włączył się do walki. [...]. Tam dowodził wytrawny żołnierz w stopniu majora. [...] w tym momencie oddział, w którym szedł "Boruta 22", słysząc strzały, z miejsca zawrócił i włączył się do walki, oddział kościelecki z "Borutą 22", posuwając się wzdłuż szosy, dotarł do stanowisk wyjściowych "Sieroty" i usiłował wesprzeć jego natarcie"
.

     Relacja Juliana Słupika jest następująca: "...pomimo silnego ognia nieprzyjaciela poderwałem naszych do natarcia, które częściowo się udało, gdyż część Niemców poddała się, ale inny oddział, który początkowo wycofał się, zawrócił i uderzył na nasz oddział zamykając mi odwrót. Drużyna "Sieroty" broniła swego stanowiska z wielkim uporem. Chcieliśmy swoim natarciem, za wszelką cenę przyjść z pomocą drużynie "Sieroty", ale Niemcy broniący się w opłotkach zatrzymali nas swoim silnym ogniem dosyć długo".

     "Sierota" dodaje: "... oczywiście przeliczyłem się, gdyż nie sądziłem, ze to była taka silna jednostka. Byli rozciągnięci daleko w głąb, w kierunku na Nowe Brzesko [...] od ziemi nie mogliśmy się oderwać [...] jednak to się nam opłaciło, bo kilku naszych wrogów zostało na szosie [...] właśnie w tym czasie, a była to chyba godzina 10:00, usłyszałem ogień ckm z oddziału "Enrilla".

     Wymiana ognia pod Jaksicami trwa nadal. "Boruta 22" zapoznaje z sytuacją "Enrilla" i wydaje rozkaz natarcia oddziałem na Niemców, ściekiem w lewo od szosy. Po chwili oddział znajduje się już pomiędzy zabudowaniami, w miejscu skąd oddział "Boruty 22" był ostrzeliwany przez Niemców. W czasie natarcia nieprzyjaciel skierował kilka serii z broni maszynowej, lecz pośród atakujących nie było strat.

II pluton 2. kompanii IV batalionu 120. pp AK jedzie pod Jaksice z pomocą walczącemu z Niemcami oddziałowi Juliana Słupika "Boruta 22", 5 sierpnia 1944, ze zb. Stanisława Piwowarskiego
(fot. ipn.gov.pl)

     "Niebora" wspomina: "...zbiegłem z kolegami z pętli na dół i rowem dostałem się do plutonu "Enrilla". Na środku szosy leżał st. strz. "Czarny" i strzelał do Niemców ukrytych w ogródkach i sadach za drzewami, w plantacjach tytoniu, za węgłami zabudowań gospodarskich. Obok w rowie leżał "Enrill" i głosem oraz znakami podciągał pluton na swoją wysokość. Krótka rozmowa z "Enrillem". Nie można czekać aż Niemcy się zorganizują i przeciwuderzą. Natychmiast nacierać! Naprzód! - krzyczy "Enrill". Naprzód! - powtarzają po linii żołnierze leżący w tyralierze. Cały pluton poderwał się z okrzykiem: huraaaa...! i ruszył do szturmu. Niemcy nie wytrzymali nerwowo, poderwali się i zaczęli szybko wycofywać w kierunku folwarku Jaksice. Była to doskonała okazja zadania im poważnych strat. Wystarczyło się zatrzymać na chwilę i ogniem zdziesiątkować wycofujących się Niemców, którzy nie zachowywali żadnej ostrożności. Cóż, kiedy nikt nie słuchał żadnych rozkazów. Wszyscy biegali, w biegu strzelali i biegli dalej. Nawet "Czarny" zamiast leżeć i strzelać wzdłuż szosy biegł także ze swoim kaemem. Szyk plutonu przekształcił się w jakiś niesamowity rój sunący za Niemcami. [...] U zachodniego wylotu wsi, pluton został zatrzymany ogniem broni maszynowej z rejonu folwarku i ze zbocza po północnej stronie drogi. Kontynuowanie natarcia w otwartym terenie naraziłoby oddziały na poważne straty, które na pewno nie zdezorganizowałyby odwodu npla...".

     Jedynie grupa pod dowództwem "Sieroty" kontynuowała pościg za nieprzyjacielem, wykorzystując pokrycie terenowe na linii ich działania. "Sierota" kontynuuje pościg za Niemcami aż do folwarku Śmiłowice, gdzie Niemcy załadowali się na samochody i wycofali w kierunku Nowego Brzeska. Odziały wróciły na swoje pozycje wyjściowe. W czasie walki Niemcy stracili dwóch oficerów i dwóch żołnierzy, których wzięto do niewoli. Rannymi Niemcami zajął się lekarz koszycki. Kilkunastu Niemców zostało też rannych, zostali oni jednak ewakuowani z pola walki przed całkowitym wycofaniem. Na placu boju zostały, a następnie zostały przejęte przez oddział dwa samochody ciężarowe, jeden osobowy (Mercedes), dwa motocykle, jeden lkm wz. 42, kilka skrzynek amunicji i granatów, kilkanaście hełmów, mapy w skali 1:10000 oraz wiele dokumentów. Po przeczytaniu rozkazów uzyskano informację, że w walce brał udział Feldjägerkorps, świeżo przerzucony z frontu włoskiego, spod Florencji do Krakowa, dowodzony przez majora Willi Wehrmaiera.

     Słupik przekazał dowództwo "Enrillowi", gdyż otrzymał telefoniczny rozkaz dostarczenia jeńca oraz zdobycznych dokumentów Feldjägerkorps, osobiście do sztabu pułku. Oddział "Boruty 22" pozostał nadal pod Jaksicami, biorąc udział w dalszych walkach. O godz. 17:00 rejon Jaksic patrolował samolot nieprzyjaciela. Po chwili ukazała się kolumna samochodowa składająca się z pancernych i transportowych wozów. W czasie gdy pierwszy z nich zbliżył się do zakrętu w Jaksicach, "Czarny" nie wytrzymał i posłał serię ze swojego lkm-u, po chwili odezwały się kolejne kaem-y. Siły nieprzyjaciela były znaczne, siedem samochodów po około 30 żołnierzy, w sumie przeszło 200 Niemców. Nieprzyjaciel po opuszczeniu samochodów pokrył teren silnym ogniem wypierając oddziały "Enrilla" i "Boruty 22" ze swoich stanowisk. Oddziały wycofały się na cmentarz w Książnicach Wielkich. Niemcy, pomimo wyparcia oddziałów z ich pozycji, nie posunęli się dalej, ponieważ doznali podczas tej potyczki znacznych strat w postaci zabitych i rannych, których zabrali i wycofali się w kierunku Krakowa.

     W trakcie walk zabity został celowniczy lkm st. strz. "Czarny" Janusz Włoch, który został następnie pochowany z honorami na cmentarzu w Książnicach Wielkich, ranny został strz. "Ścibor" Czesław Zagrodnik. Pomimo ogromnej przewagi wroga pod Jaksicami, zgrupowanie AK spełniło swoje zadanie poprzez przeciągnięcie walk do wieczora, co uniemożliwiło Niemcom ściągnięcie posiłków do pacyfikacji Skalbmierza. Bój pod Jaksicami wywołał strach w nieprzyjacielu, który zapewne myślał, że ma do czynienia z dużym i dobrze zorganizowanym oddziałem, nie wkroczyli ponownie na teren przerywając walkę. Duży wkład w postawę w tym boju mieli dowódcy poszczególnych oddziałów. Nie przestraszyli się wroga, dysponując znacznie mniejszymi środkami walki, podjęli ją wypierając Niemców. Bolesław Michał Nieczuja - Ostrowski podaje, że za błąd należy uważać odwołanie "Boruty 22" z funkcji dowódcy punktu oporu pod Jaksicami. Należało się jak najbardziej spodziewać ponownego natarcia nieprzyjaciela, a czas wykorzystać na wzmocnienie punktów oporu wykonać nowe punkty, które nie były rozpoznane przez wroga, a to najlepiej mógł tylko uczynić d-ca, który znał pole walki. Mimo tych błędów, bój pod Jaksicami zakończył się jednak pewnym sukcesem.

     W dniu 6 sierpnia 1944 po walce pod Jaksicami oddziały "Enrilla" i "Boruty 22" wycofały się na północ do linii Koszyce - Opatowiec i chroniły w dalszym ciągu drogę do Kazimierzy Wielkiej. W godzinach popołudniowych zajęły stanowiska w rejonie wzgórza Kasin, miejsce dogodne do ewentualnego natarcia w przypadku pacyfikacji Koszyc. Niemcy po zajęciu Koszyc zachowywali się jednak poprawnie wobec ludności cywilnej. "Boruta 22" następnie udaje się z oddziałem do Dobiesławic celem dalszego ubezpieczenia Kazimierzy Wielkiej. Potwierdza to Bohdan Thugutt "Beteha", który wspomina "...na prawo od wyznaczonych mi przez d-cę batalionu stanowisk mego oddziału w Brończycach zajmował [...] pluton "Boruty 22" na stanowiskach w poprzek drogi Koszyce-Wiślica na wysokości Brończyc...".

     Zajmując stanowiska "Boruta 22" już w dniu 7 sierpnia 1944 napotyka nieprzyjaciela. Oddział ostrzelał niemiecki samochód osobowy, który jednak zdołał się wycofać otrzymując kilka trafień. "Beteha" wyjaśnia: "...tą trasą na Bejsce przybyły jeden czy dwa samochody pancerne nieprzyjaciela. "Boruta 22" wycofał się, nie podejmując walki, bo nie miał ku temu warunków. Był wprawdzie dobrze uzbrojony, ale nie miał broni przeciwpancernej...".

     Sam "Boruta 22" relacjonuje: "...7 sierpnia najechały na nas dwa samochody pancerne. Ponieważ nie było żadnych szans na przyjęcie walki zaczęliśmy się wycofywać do wsi Dobiesławice. Niemcy zorientowali się, że my wycofujemy się i zaczęli siać ogniem na nas. Dlaczego nikt z nas nie zginął, do dziś jest niezrozumiałe. Efekt był taki tej akcji, że Niemcy dalej nie pojechali, licząc chyba tylko na to, że w głębi wsi ukryte są większe nasze siły..." Po osiągnięciu Dobiesławic "Boruta 22" zorientował się, że Niemcy dalej nie posuwają się, obawiając się ich zemsty na bezbronnej ludności, postanowił: "...Po naradzie - relacja "Sieroty" - wysłaliśmy do Niemców wójta z Dobiesławic (Volksdeutscha). Wyjaśnił on Niemcom, że walkę z nimi prowadziły oddziały partyzantki sowieckiej nie polskiej. Niemcy dali się łatwo przekonać i złożyli sprzyjający meldunek do swojego dowództwa...". Oddział "Boruty 22" wycofał się w rejon swoich melin konspiracyjnych, kończąc swą działalność powstańczą w ramach "Rzeczypospolitej Partyzanckiej", by po kilkudniowym pogotowiu zbrojnym przejść do działalność konspiracyjnej.

     Po zakończeniu walk i upadku "Rzeczpospolitej Partyzanckiej" oddział "Boruty 22" przeszedł do konspiracji ograniczając swoją działalność. W rejonie jego działania pojawiły się silne jednostki Wehrmachtu, z którymi ciężko było podjąć walkę. W rejonie tym wznoszone były fortyfikacje, sieć zapór przeciwczołgowych, sieć linii strzeleckich, które to były obsadzane przez jednostki frontowe. Dnia 13 sierpnia zapadła decyzja o rozformowaniu oddziałów i przejściu do konspiracji. W dniu 22 listopada 1944 dowódca106 Dywizji Piechoty AK "Tysiąc" wydał rozkaz ponownego przejścia do "stanu czuwania" dla całości sił inspektoratu. Wydarzenie to zakończyło okres "Burzy" na terenie Inspektoratu "Maria". Następnie w dniu 24 stycznia 1945 wydał rozkaz zamelinowania broni oraz rozkaz wstępowania żołnierzy do Milicji Obywatelskiej, co miało uchronić ich przed wcieleniem do Ludowego Wojska Polskiego. Styczeń 1945 roku przyniósł rozwiązanie Armii Krajowej. Część rozformowanych żołnierzy następnie wstąpiła do organizacji "Wolność i Niezależność". Dowódca 106 Dywizji "Tysiąc" po rozwiązaniu AK ujawnił się i zamieszkał w Elblągu, gdzie w pobliskim Pogrodziu zorganizował Spółdzielnię Gospodarczo - Pszczelarską.

     Po wyzwoleniu "Boruta 22" pozostawał w konspiracji, mieszkając nadal w Krzyszkowicach. Rafał Podsiadło pytając różnych ludzi o działalność AK na tym terenie nie stwierdził jednoznacznie czy dochodziło do spięć z władzą ludową. W relacji Józefy Podsiadło wynika, iż zdobyczny sprzęt, amunicja i broń była zamelinowana co wynika z jej wspomnień a wymieniony pojazd, amunicja mogły pochodzić z czasu boju pod Jaksicami, dużo okoliczności za tym przemawia. Pojazdy oraz amunicję zdobył podczas boju oddział "Boruty 22", sam dowódca mieszkał nieopodal, z tych ziem pochodziła większa część jego oddziału, zatem magazyn z amunicją był w pobliżu a przy tym u zaufanych osób, żołnierzy oddziału.

     Następnie obawiając się represji ze strony władzy ludowej, postanowił wyjechać pod Elbląg, za nim wyjechali następni żołnierze AK z tych ziem.

     W czasie wojny zdarzały się przypadki zwalczania przez AK-owców działaczy komunistycznych, konfidentów działających na rzecz Związku Radzieckiego jak również członków band, które po zakończeniu wojny zostały uznane jako lewicowe. Od roku 1946 funkcjonariusze Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego zaczęli prowadzić działania operacyjne przeciwko żołnierzom AK z Inspektoratu "Maria", a do pierwszych zatrzymań doszło w lecie 1949. Julian Słupik został aresztowany w dniu 7 sierpnia 1949 roku. Śledztwo trwało przez kilka lat, a proces miał wykazać powiązanie się AK z Niemcami, szczególnie na terenie okręgu krakowskiego. Byłym żołnierzom zarzucano również niechęć do Polskiej Partii Robotniczej. Jako dowód nienawiści do PZPR wskazano fakt, że wszyscy byli członkowie 106 DP ściągnięci przez Nieczuję-Ostrowskiego byli aktywnymi członkami PSL Mikołajczyka.

     Śledztwo zakończyło się w 1951 roku, jednak formalny proces przeprowadzono w kwietniu i maju 1953. "Tysiąc" został skazany na karę śmierci, jednak po rewizji wyrok zamieniono na karę dożywotniego więzienia. Komunistyczne więzienie opuścił po odwilży roku 1956.

     Podczas pobytu w więzieniu Julian Słupik był torturowany przez osobników o nazwiskach Gałuszka i Zieliński. Ze zgromadzonych informacji wynika, iż na skutek metod stosowanych w czasie przesłuchań w szpitalu więziennym odjęto mu pół stopy. Ponadto w celach, razem z więźniami, przebywali agenci, którzy przekonywali więźniów o bezsensowności ukrywania prawdy, wmawiali im, że przyznaniem się i wyjawieniem prawdy można liczyć na łaskawszy wyrok. Julian Słupik zmarł 2 stycznia 1990 roku w Tolkmicku koło Elbląga, jest kawalerem orderu Virtuti Militari (5 kl.).

Na podstawie tekstu Rafała Podsiadło 'JULIAN SŁUPIK, ps. BORUTA 22; www.dobroni.pl.
Redakcja IKP   


ŹRÓDŁA, BIBLIOGRAFIA:
  1. Bolesław Michał Nieczuja-Ostrowski; Rzeczpospolita Partyzancka; Instytut Wydawniczy PAX; Warszawa 1991
  2. Stanisław M. Przybyszewski; Rzeczpospolita Partyzancka Lipiec - Sierpień 1944; Wydawnictwo "Nowa Nidzica"; Kazimierza Wielka 2004

  3. dobroni.pl
  4. ipn.gov.pl



idź do góry powrót




PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ