Został aresztowany wraz z siostrą
Bohdan Thugutt ps. Beteha
(ur.: 17.06.1904 - zm.: 20.02.2002)

Polska droga
Świadkowie XX wieku: Bogdan Thugutt


17-10-2013

Był elementem wysoce podejrzanym - i to z kilku powodów. Po pierwsze: ziemianin. Przyszedł na świat w 1904 roku w Sieradzicach. Przed wojną administrował liczącym 250 hektarów majątkiem ziemskim w Nagorzanach (to właśnie tam ukrywał się w 1944 roku Jannie Groenewald, jedyny ocalały członek załogi brytyjskiego liberatora, strąconego przez Niemców nad Ostrowem, gdy wiózł pomoc dla powstańczej Warszawy). Był członkiem Zarządu Związku Ziemian w powiecie pińczowskim.

Gdy 8 marca 1945 roku przed południem Bogdan Thugutt zadzwonił do drzwi mieszkania przy ul. Nowowiejskiej w Krakowie spodziewał się, że otworzy mu któreś z rodziców lub siostra Wanda. Tymczasem w drzwiach stanął oficer NKWD. - Panie Kłosowski, mięsa nam dzisiaj nie trzeba - zawołała siostra, próbując go ratować. Rosjanie nie dali się nabrać. W walizce, którą trzymał w rękach, mięsa nie było.

Element podejrzany

Po drugie: wykształcony. Ukończył warszawskie Gimnazjum im. Wojciecha Górskiego oraz studia na Wydziale Rolnym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Po nich uzyskał tytuł inżyniera rolnika.

Po trzecie: żołnierz Armii Krajowej. Działalność w ruchu oporu rozpoczął w Narodowej Organizacji Wojskowej jako dowódca kampanii kadrowej w Koszycach. Gdy NOW została włączona w struktury AK, został komendantem Placówki AK w Nowym Brzesku, a następnie dowódcą 3. Kompanii 4. Batalionu 120. Pułku Piechoty 106. Dywizji Piechoty AK. W czasie "Rzeczpospolitej Partyzanckiej" latem 1944 roku brał udział w walkach z Niemcami w rejonie Koszyc i Nowego Brzeska.

Ulica Montelupich

Z takim życiorysem nie mógł czuć się bezpieczny po wkroczeniu Armii Czerwonej. Majątek w Nagorzanach został przejęty przez państwo na mocy dekretu o reformie rolnej, on sam ukrywał się pod przybranym nazwiskiem Stanisława Kłosowskiego, handlarza mięsem. Wpadł jednak w marcowe przedpołudnie w kotle, założonym w mieszkaniu rodziców przez NKWD, i wspólnie z siostrą Wandą - również żołnierzem AK - trafił do więzienia przy ul. Montelupich.

Po 10 dniach przesłuchań podał swe prawdziwe nazwisko. Zresztą enkawudziści znali je już od umieszczonego w więziennej celi szpicla. Rosjanie interesowali się głównie miejscem pobytu dowódców 106. DP AK: gen. Bolesława Nieczui-Ostrowskiego, mjr. Romana Zawarczyńskiego, ppor. Stanisława Padły. Wszyscy oni przebywali w Krakowie, ale Thugutt po pewnym czasie podał fałszywe miejsca ich kryjówek w różnych miejscowościach.

- Enkawudzista na pewno nie wierzył w moją nagłą szczerość, ale przypuszczalnie chodziło mu o wykazanie się przed przełożonymi, że zdołał wymusić na mnie konkretne zeznanie - wspominał później Thugutt.

Miesiąc w wagonie

O świcie, 23 marca 1945 roku, potężna, licząca około 2500 osób kolumna, złożona głównie z Niemców, volksdeutschów i byłych akowców została poprowadzona pod eskortą uzbrojonych w karabiny maszynowe radzieckich żołnierzy ulicami Montelupich, Prądnicką i Wrocławską na bocznicę kolejową w dawnych koszarach. Tam załadowano ich do wagonów towarowych, wyposażonych w żelazne piecyki i prymitywne ubikacje. Jedzenie dostawali raz na dobę, często w nocy: była to miska zupy na dwie osoby. Czasem przez trzy kolejne doby podawano wyłącznie solone śledzie.

- My, Polacy, nie jedliśmy tych śledzi, woląc cierpieć głód, bo skutki takiego odżywiania nie były trudne do przewidzenia. Natomiast Niemcy byli mniej odporni: jedli solone śledzie, a potem konali z pragnienia - relacjonował po powrocie.

Transport jechał przez Kijów, Charków, Rostów, Woroneż, następnie Saratów, Kujbyszew, Karagandę, Taszkient i Aszchabad do Krasnowodska, portu nad Morzem Kaspijskim w Turkmenii. Podróż trwała dokładnie miesiąc. W tym czasie zmarło blisko 300 osób...

Krasnowodsk

O ile na Syberii zesłańców zabijały: zimno, głód i katorżnicza praca, w Turkmenii najbardziej dawały się we znaki nieznośne upały (w słońcu do 70 stopni Celsjusza) i brak słodkiej wody. W studniach była woda słona, z domieszką ropy naftowej. Nic dziwnego, że wokół Krasnowodska rozciągała się pustynia, pozbawiona zielonej roślinności. Tam Rosjanie zorganizowali obóz, w którym zgromadzili blisko 4000 osób, głównie Niemców, Polaków i niewielką liczbę aresztowanych Rosjan. Dopiero po trzech dniach od przybycia udało się zaprowadzić tam jaki taki ład.

Bogdan Thugutt został wybrany przez internowanych dowódcą jednej z kompanii. Do pomocy wziął swojego krewnego, przedwojennego właściciela Klimontowa Tadeusza Dziedzickiego. Dowódcą innej kompanii był Leonard Wyjadłowski, żyjący do dziś prezes Stowarzyszenia Żołnierzy 106. DP AK.

Warunki życia w obozie były fatalne głównie ze względu na klimat. W słonej wodzie nie rozgotowywała się kasza jaglana, będąca podstawą pożywienia więźniów. "Stanowiło to przyczynę gwałtownych i permanentnych rozwolnień żołądkowych. Chorych wciąż przybywało. Biegali oni po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy w ciągu doby do latryn. Wielu umierało przy tych latrynach, między rojami much. Inni internowani w ogóle już jeść nie mogli, więc gaśli z głodu i wycieńczenia. (...) Ludzie umierali cicho, bez cierpień i długiego konania, we śnie. Zwłoki znoszono zaraz do piwnicy bo w razie pozostawienia ich na słońcu rozkładały się w ciągu paru godzin" - zapisał we wspomnieniach.

Zadaniem uwięzionych była głównie rozbudowa Krasnowodska, ale ze względu na stan, w jakim się znajdowali, ich praca była mało wydajna. Pod koniec lipca rozpoczęły się przygotowania do likwidacji obozu. Wielu więźniów jej nie doczekało: 13 sierpnia zmarła Wanda Thugutt, dwa dni później jej los podzielił Tadeusz Dziedzicki. W drugiej połowie sierpnia z blisko 4000 więźniów pozostało przy życiu około 900, z tego 300 było chorych. Śmiertelność wyniosła 77 proc. Ci, którzy przeżyli, po 4 miesiącach, 23 sierpnia, odpłynęli statkiem do Baku.

Czeczeńskie wakacje

Następnym przystankiem był obóz w Groznym. Tam internowani zajmowali się pracą w zakładach gazowniczych. Po tygodniu Thugutt został zaliczony do grupy cierpiących na awitaminozę i skierowany do zbioru owoców w podgórskiej wsi kaukaskiej. Zajęli domostwa po wypędzonych Czeczenach, prześladowanych za to, że po niemieckiej inwazji na ZSRR uderzyli na tyły Armii Czerwonej. Zadaniem internowanych było zbieranie śliw i ogromnych leśnych gruszek ulęgałek.

"Niepielęgnowane drzewa owocowe, wyrosłe na bujnej glebie we wspaniałym klimacie kaukaskim, dawały niezwykle wysoki plon. (...) W czasie wypraw do lasu na zbiory ulęgałek buszowaliśmy po zaroślach, zrywając ogromne, bo co najmniej półtora raza większe od naszych orzechy laskowe i ostrężyny. Gdyby nie poczucie oderwania od rodziny, od Ojczyzny, to owe cztery tygodnie przebyte w wiosce czeczeńskiej można by zaliczyć do dobrze spędzonych wakacji" - wspominał.

Wypadek

W październiku 1945 roku Bogdan Thugutt wraz z około 250 internowanymi trafił do obozu Nuzał w północnej Osetii. W porównaniu z Krawsnowodskiem warunki były znośne: klimat w miarę łagodny, posiłki trzy razy dziennie. Więźniowie (Polacy, Niemcy, Czesi, Słowacy i Węgrzy) pracowali w kopalni rudy, cynku i ołowiu, słabsi konserwowali drogi górskie. Po kilku miesiącach pracy w kopalni Thugutt trafił właśnie do tej brygady.

Zajęcie było o wiele przyjemniejsze już choćby z tego powodu, że pracowano na świeżym powietrzu. Zadaniem internowanych było poszerzanie dróg, które traciły szerokość wskutek erozji powodowanej przez spływającą z gór wodę. Budowali poza tym coś w rodzaju mijanek. Co pół kilometra kopali specjalne wnęki w stokach, aby kierowca, widząc pojazd nadjeżdżający z przeciwka, mógł się "schować" (całkiem jak na moście w Nowym Brzesku...).

Przy tym zajęciu Bogdan Thugutt został inwalidą. Wypadek zdarzył się 31 grudnia 1946. Zadaniem na ten dzień było usunięcie bryły zmarzniętej ziemi wystającej ze wzgórza. Bryła oderwała się jednak wcześniej niż przewidywano. "Upadając przygniotła mi lewą nogę i zmiażdżyła podudzie niemal do kolana. Odczułem straszny ból, wykluczający możliwość omdlenia. Wszyscy pracujący w pobliżu zbiegli się, próbując przy pomocy łomów oraz łopat podnieść ową bryłę i wyciągnąć mnie spod niej. Na próżno. Styliska łopat pękały, żelazne łomy gięły się. Upuścili w ten sposób parę razy bryłę na moją nogę, miażdżąc ją do reszty. Wreszcie siekierami rozrąbali na kilka części około 500-kilogramowy ciężar i wyciągnęli mnie spod niego".

Na szczęście w obozie przebywał węgierski chirurg, który zdołał w prymitywnych warunkach obozowego szpitala przeprowadzić udaną operację i uratować przynajmniej część nogi (resztę trzeba było amputować). "Niesamowity, nieustanny ból nie pozwolił mi ani na chwilę zasnąć. Jeść też nie mogłem, bo złożone przez doktora podudzie ropiało, gorączka oscylowała wokół 40 stopni. Antybiotyki nie były wówczas jeszcze na wschodzie znane".

Po około dwóch miesiącach ropienie ustało i ból minął, kości zaczęły się zrastać. Do końca pobytu w obozie Thugutt przebywał w szpitalu jako rekonwalescent. W tym czasie kilku pracujących w kopalni więźniów, w tym Leonard Wyjadłowski, podjęło próbę ucieczki. Próba zakończyła się wpadką, najprawdopodobniej z powodu zdrady jednego z więźniów, który współpracował z NKWD. Za karę Wyjadłowskiego trzymano przez 2 tygodnie w szafie umieszczonej w ścianie baraku. Ze względu na jej wymiary, nie mógł stać wyprostowany ani siedzieć. Dwa razy na dobę wyprowadzano go do ubikacji.

Głodówka

W końcu 1947 roku Thugutt opuścił obóz w Nuzalu w grupie liczącej 150 Polaków. Wracali do ojczyzny. Z jazdy przez ZSRR zapamiętał szczególnie włóczących się po stacjach kolejowych żołnierzy Armii Czerwonej, inwalidów wojennych. "Wielu z nich z drewnianymi kulami pod pachami w miejscu amputowanej nogi, wszyscy w wojskowych płaszczach i czapkach. Ludzie ci dwa lata po wojnie (...) z reguły grzebali po śmietnikach, zbierając odpady żywności".

Pociąg z repatriantami zatrzymał się w Brześciu nad Bugiem, gdzie znajdował się ostatni obóz. Po trzech dnia odczytano listę internowanych z Nuzalu, przeznaczonych do repatriacji. Znalazło się na niej 149 nazwisk. Brakowało Thugutta. Okazało się, że powodem były jakieś bliżej nieokreślone braki w dokumentach. Thugutt pozostał sam wśród obcych sobie internowanych i mógł tylko bezradnie patrzeć, jak co kilka dni granicę polską przekraczały kolejne transporty. "Wobec tego rozpocząłem głodówkę protestacyjną. W pierwszym dniu mej głodówki przeniesiono mnie do oddzielnej izby, wyznaczając co 4 godziny innego internowanego-dyżurnego, który miał mnie pilnować, bym nie popełnił samobójstwa. Następnego dnia zamknięto mnie w płytkiej piwniczce z oknem wychodzącym na plac obozowy. Przynoszone posiłki pozostawiałem nietknięte. Piłem jedynie w małych ilościach śniadaniową kawę zbożową. (...) Często podchodzili do mojego okienka w piwnicy współtowarzysze niedoli, zachęcając mnie do wytrwania w rozpoczętej akcji przeciwko samowoli tutejszej komendy obozu".

Thugutt przerwał głodówkę w momencie, gdy otrzymał przyrzeczenie, że opuści obóz wraz z pierwszym transportem Polaków. Rosjanie słowa dotrzymali, ale na ten transport przyszło mu czekać aż do 14 kwietnia 1948 roku. Tego dnia przekroczył polską granicę po trzech latach i trzech tygodniach pobytu w ZSRR. "Po zbliżeniu się pociągu do Białej Podlaskiej ukazali się nasi rodacy. Jakże daleko odbiegał ich wygląd zewnętrzny od apatycznych, odzianych w kufajki i drelichy przechodniów zza Bugu. Dzień 14 kwietnia przypadł w niedzielę, więc spacerujący młodzieńcy byli ubrani przeważnie w ciemne garnitury i w świeże białe koszule, a ich towarzyszki w różnobarwne sukienki. Inny świat, inni ludzie, choć granica tuż".

Epilog

Radość ze spotkania z rodzicami nie trwała długo. Polski Urząd Bezpieczeństwa nie zapomniał o Thugutcie. W latach 1948-53 spędził w polskich więzieniach łącznie 3 lata i 8 miesięcy. Po zwolnieniu miał problemy ze znalezieniem pracy. Inżynier rolnik został zatrudniony w Krakowskich Zakładach Mięsnych, gdzie zajmował się wydawaniem odzieży ochronnej pracownikom. Dopiero później sytuacja ta uległa zmianie i ostatnim miejscem zatrudnienia było stanowisko głównego specjalisty w Rolniczych Zakładach Doświadczalnych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Na emeryturę przeszedł 31 grudnia 1976 roku w wieku 72 lat.

Jako żołnierz dosłużył się stopnia majora. Otrzymał Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami, Krzyż Walecznych, Krzyż Armii Krajowej, Krzyż Partyzancki i Medal Zwycięstwa i Wolności. Uhonorowano go także Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta. Mimo inwalidztwa oraz wojennych i powojennych przeżyć dożył sędziwego wieku 98 lat. Zmarł w roku 2002. Przed dwoma laty w Nowym Brzesku odsłonięto tablicę poświęconą pamięci Bogdana Thugutta.

Dziennik Polski; 18.02.2006   Gąciarz Aleksander   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/ludzie/rp1944/t/thugutt_bohdan/art03.php