Rozbrojenie Ukraińców w Kazimierzy Wielkiej
|
rozbrojeni Ukraińcy opuszczają Szkołę Podstawową (fot. arch. Zdzisława Kulisia) |
Kazimierza Wielka, 24-07-2013
Koniec lipca i początek sierpnia 1944 roku to okres w dziejach naszego regionu bezprecedensowy w skali kraju. W czasie kiedy dookoła byli jeszcze ciągle niebezpieczni faszyści (mimo ponoszonych ostatnio dotkliwych porażek), na dużym obszarze wyznaczonym miejscowościami: Pińczów, Sancygniów, Zielenice, Koniusza, Wierzbno, Koszyce, Nowy Korczyn zrodziła się WOLNOŚĆ!
Ludzie wywieszali na domach biało - czerwone flagi, powstały polskie urzędy, działające w konspiracji oddziały partyzanckie przeszły do otwartych działań jako oddziały regularnej Armii Polskiej. Wiele wydarzeń z tego okresu wpisało się na stałe do naszej historii poznajmy jedno z nich. Był 27 lipca 1944 rok, miejsce akcji Kazimierza Wielka.
Poniżej fragmenty wspomnień z relacją sierż. Mariana Miklaszewskiego ps. "Odwet" z książki "Rzeczpospolita Partyzancka" Bolesława Michała Nieczui-Ostrowskiego ps. "Tysiąc":
wstęp Andrzej Solarz;
W pierwszej połowie lipca, na skutek odnowienia się rany nogi o chor. "Bałtyckiego", chwilowo objął kompanię jego zastępca sierż. "Odwet". W dniu 25 lipca wywiad poinformował dowódcę pułku kpt. "Sewer" (Roman Zawarczyński), że żandarmi niemieccy skoncentrowani na posterunku żandarmerii, przygotowują się do ewakuacji i czekają na rozkaz z Miechowa aby opuścić Kazimierzę Wielką. Jak wiadomo już z meldunku Oberleutnanta Carla, wyjazd żandarmów nastąpił w dniu 27 lipca o godzinie 4:00, a na posterunku pozostał jedynie pluton ukraińskich policjantów z 207. batalionu w sile około 50 ludzi.
Postanowiłem rozbroić wartownię. O 5:30, stanąłem przed bramą szkoły i zażądałem od wartowników by zameldowali mnie dowódcy. Jeden z nich odezwał się: możemy cię zameldować, ale chcemy wiedzieć o co ci chodzi? Spokojnie, ale stanowczo poprosiłem, by mnie zaprowadzili do porucznika Żukowa, mam ważną i pilną sprawę z nim do omówienia. Popatrzyli na siebie, coś między sobą szepcąc. Po chwili nadszedł z wartowni zdaje się dowódca warty z paru żołnierzami, a gdy wartownicy powtórzyli, o co chodzi, trzech żołnierzy zaprowadziło mnie na piętro, wskazując drzwi pokoju porucznika Żukowa.
Przechodząc przez dziedziniec i korytarz - zauważyłem, że ckm-y stoją w wybitych w murze otworach, a na korytarzu i na schodach stali żołnierze w pełnym uzbrojeniu.
W pokoju za biurkiem siedział d-ca Ukraińców, lat około 30-35 i trzymał w ręku słuchawkę od telefonu. Wyczuwałem, że pragnie się z kimś połączyć, ale telefon nie odpowiada. Przyglądał mi się, wstał przywitał się przedstawiając się jako porucznik Żuków, proszą jednocześnie o zajęcie miejsca. Ja z kolei przedstawiłem się, podając swój pseudonim. Po zajęciu miejsca zapytał po polsku: Kto pan jest i co pan od nas chce? Odpowiedziałem: Jestem dowódcą Armii Krajowej na tutejszym terenie, a żądam, aby pan i pański pluton złożył broń, poddając się nam jednocześnie.
- Nie poddam się i będziemy się bronili.
- Z tą garstką ludzi nie utrzyma się pan długo, najwyżej 2 - 3 godziny.
- Niemcy mnie nie opuszczą, lada chwila dadzą mi pomoc.
- Wiecie dobrze, że Niemcy pouciekali wszyscy - dużo ich wpadło w nasze ręce, a tych co będą chcieli - w co bardzo wątpię - tu wrócić, już my nie dopuścimy.
- Przyrzekli mi, abym się trzymał do 48 godzin, a pomoc na pewno nadejdzie z Krakowa.
- Pomocy na pewno nie dostaniecie, gdyż Kraków jest odcięty przez nasze oddziały. Niemcy z Krakowa już się ewakuują.
Zauważyłem, że to go zaskoczyło, zmienił głos i zaczął się denerwować.
- Dobrze, przypuśćmy że się poddamy, co z nami zrobicie?
- Uważam, że to jest jedyne wyjście, gdyż oszczędzicie siebie i ludzi. Co do waszej dalszej przyszłości, zadecyduje moje wyższe dowództwo.
Żuków przeprosił mnie na chwilę i zaczął dzwonić, pragnąc połączyć się z Krakowem.
- Nic z tego nie będzie, poczta jest już w naszych rękach (ma się rozumieć, że nic nie było jeszcze zajęte).
Po kilku nieśmiałych dzwonieniach odłożył słuchawkę i zastanawiał się nad czymś.
- Więc co pan porucznik postanawia?
- Dajcie mi się połączyć z Krakowem, przedstawię im sytuację, bo za poddanie się Niemcy mnie rozstrzelają.
- O połączeniu z Krakowem nie ma mowy. Niemców już nie potrzebujecie się obawiać, a ponadto nie jesteście przecież obywatelami i na pewno się z nimi nie spotkacie. Chyba, że jako przeciwnik.
- Proszę mi dać jeden dzień do namysłu.
- Nie, zaraz się poddajecie lub zdobywamy szkołę, czas ucieka i jeśli w swoim czasie nie wyjdę stąd, oddziały przystąpią do szturmu.
- Muszę się porozumieć z ludźmi, proszę o dwie godziny czasu.
- Daję jedną godzinę, po której dacie mi znać w bramie sam lub przez wartownika. Czekam na odpowiedź.
- Dobrze.
Wyszedłem, odprowadzony przez wartowników do bramy. "Odwet" wysłał spotkanego po drodze swojego żołnierza Edwarda Maja z rozkazem do dowódcy oddziału dywersyjnego sierż. "Krzywdy" (Marian Pierzchała) kwaterującego w Kazimierzy Małej, aby natychmiast zameldował się wraz z oddziałem w rejonie szkoły.
"..."0" godzinie 6:20 zameldowałem się u dowódcy pułku kpt. "Sewera". Po przedstawieniu mu sytuacji, zatwierdził mi plan, wydając rozkaz rozbrojenia Ukraińców."
Około godziny 7:00 zameldował się "Krzywda" ze swoim oddziałem w pobliżu szkoły. "O godzinie 7:00 wydałem rozkaz "Krzywdzie", aby rozmieścił ludzi w ten sposób, aby ich Ukraińcy nie widzieli (ze wzglądu na marną broń i zaledwie 12 ludzi, a gdy dam znak przez okno, mają wkraczać do szkoły). Ze sobą zabrałem strzelca "Szczepka" (Szczepan Szczerba), który był w mundurze harcerskim i wyglądał więcej po żołniersku. Miał ze sobą stena. Zapoznałem go z sytuacją, że możemy stamtąd nie wrócić. Gdyby miało się coś nie udać, miał otworzyć ogień na znak, gdy przymknę prawe oko. "Krzywda" miał w tym czasie atakować. Poszliśmy.
Wartownicy odprowadzili nas do swego dowódcy, który oczekiwał nas w kancelarii. "Szczepko" został na korytarzu przy drzwiach.
- Więc co pan porucznik postanowił? (w tym czasie wyciągnąłem swoja parabelkę ze złamaną iglicą i położyłem przy jego pistolecie, na biurku, który już tam leżał).
- Ludzie nie chcą się poddać.
- Trzeba im wytłumaczyć, że walka jest bezsensowna.
- Rozmawiałem z nimi i postanawiają się bronić, może pan z nimi porozmawia.
- Dobrze, proszę ich zebrać.
Przywołał żołnierza i dał rozkaz zbiórki przed kancelarią, gdy tymczasem ja wstając z krzesła, wziąłem jego rewolwer do ręki. Przez okno zauważyłem dużo ludzi stojących na ulicy. Wyszliśmy na korytarz. Przy drzwiach z bronią gotową do strzału i z groźną miną stał "Szczepko", a przed nim około 20 żołnierzy ukraińskich, pomiędzy którymi stały i dwie kobiety, w tym jedna z dzieckiem, reszta była na posterunkach (Boże, co za typy - pomyślałem). Popatrzyłem chwilę na nich i powiedziałem:
- Jesteście w sytuacji beznadziejnej, jedynym wyjściem dla was jest poddanie się, które może was tylko uratować, natomiast walka przyniesie wam tylko zgubę.
- Co stanie się z nami, gdy się poddamy? Czy nas nie rozstrzelają?
- My jeńców nie rozstrzeliwujemy. Jesteśmy regularną Armią Polską. Walczymy o wolność swojej Ojczyzny z Niemcami i sprzymierzeńcami hitlerowców. Jesteście ostatnią placówką, którą musimy usunąć (co teraz będzie, gdy nie będą chcieli poddać się? Różne myśli przychodziły mi do głowy. "Krzywda" nie da rady, a niech Ukraińcy otworzą ogień w ten tłum stojący przed szkołą. Będą mnie ludzie potem przeklinać...).
- Poddajemy się. (Parę głosów krzyczało: nie! Jednak zostali przez większość przekrzyczani). Dałem znak "Krzywdzie". Oddział przystąpił do zajmowania szkoły.
Zdobyliśmy na Ukraińcach: 3 ckm, 5rkmów, 5 pepesz, 5 pm-ów, 5 pistoletów krótkich, 80 karabinów, 200 sztuk granatów ręcznych i 80 000 sztuk amunicji do kb i km oraz kilka wozów różnego sprzętu bojowego. Do niewoli poddało się: 1 oficer, 8 podoficerów, 32 szeregowców i 2 kobiety. Jeńców wyprowadziłem pod silną eskortą, ponieważ ludność dążyła do samosądu. Długo musiałem tłumaczyć, że są to ludzie bezbronni i są w naszej niewoli, a my żołnierze AK musimy ich bronić, mimo tego, że dawniej byli naszymi wrogami. Jeńcy zostali wysłani pod silną eskortą kolejką do Pińczowa, do dyspozycji kapitana "Nemo".
W ten sposób w dniu 27 lipca 1944 roku Kazimierza Wielka została zajęta przez partyzantów Armii Krajowej wchodząc w ramy "Kazimiersko-Proszowickiej Rzeczpospolitej Partyzanckiej", wyrastając z czasem na jej "stolicę" jako najsilniejszy ośrodek dyspozycyjny sił powstańczych w tym terenie.
Nastroje jakie wówczas miały miejsce, określa w krótkich zdaniach główny sprawca wydarzeń w tym dniu i jego bohater. Por. cz. W. "Odwet".
"...Zameldowałem "Sewerowi" o wykonaniu rozkazu oraz wysłałem gońca do b. Komendanta Podobwodu "Kasia", a obecnie dowódcy IV/120. pp AK ppor. "Niebory", z meldunkiem o powstaniu "Rzeczpospolitej Kazimierskiej", jak w tej chwili nazywaliśmy ten wolny skrawek Polski. Nazwa ta miała zupełne uzasadnienie, gdyż zaczęły jawnie działać władze wojskowe, administracyjne i urzędy użyteczności publicznej [...] Wszyscy byli podnieceni i w napięciu oczekiwali dalszego rozwoju wypadków [...] Pomimo ogólnej radości z powodu ucieczki Niemców i wolnego od wroga pewnego terenu Polski - nastrój był trwożny [...] Na gmachach wywieszono chorągwie narodowe. Na wieży cukrowni wystawiono obserwatora przeciwlotniczego. Wysłano zbrojne oddziały na ubezpieczenia [...] Stany ludzi w oddziałach powiększały się tak, że musieliśmy wstrzymać werbunek z braku broni, której część musieliśmy dać sąsiednim placówkom. Korpus Bezpieczeństwa zaczął działać wyłapując Volksdeutschów, policjantów, szpiclów i donosicieli. Utworzona administracja państwowa zaczęła normalnie działać, zwracając uwagę na rozdział żywności dla ludności cywilnej i pracę handlu. Dowództwo AK przydzieliło do rozdziału również dużo cukru z cukrowni, który wydano ludności bezpłatnie. Przeprowadzono także z ludnością cywilną ćwiczenia biernej obrony przeciwlotniczej i przeciwpożarowej, uzupełniono szkolenie wszystkich żołnierzy, ćwicząc ich jawnie.
Rozbrojenie posterunku ukraińskiego było szczęśliwym pomysłem i pozostanie na zawsze wzorem odwagi, rozsądku a równocześnie przebiegłości i opanowania inicjatora akcji. Dzięki bowiem śmiałej decyzji, niezwykłej odwadze, zdecydowanej postawie sierż. "Odweta", jego trafnej ocenie sytuacji a także nastrojów u wroga, sugestywnej umiejętności przekonywania, najpierw dowódcy nieprzyjaciela, a później jego żołnierzy, rozbrojono bez jednego wystrzału, bądź co bądź silną, zdolną do kilkugodzinnej obrony, w zamienionej na małą fortecę szkołę."
Bolesław Michał Nieczuja-Ostrowski; "Rzeczpospolita Partyzancka"; Instytut Wydawniczy PAX; Warszawa 1991 r.
|
|
|