Zasadzka pod Grębocinem

 (fot. ikp)

Grębocin, 27-07-2013

     Fragment walk w Grębocinie, sprzed 69 lat, z dnia 24 lipca 1944. Wspomnienia pochodzą z książki generała Bolesława Nieczui-Ostrowskiego pt. Rzeczpospolita Partyzancka.

wstęp Arkadiusz Fularski;    

Działając na podstawie wytycznych inspektoratu i dywizji, za zgodą dowódcy pułku, a w porozumieniu z dowódcą batalionu, dowódca 3/IV/120. Pp AK ppor. Rez. "Beteha" (Bohdan Thugutt), postanowił przeprowadzić akcję mającą na celu dozbrojenie swojego kompanijnego oddziału dyspozycyjnego.

"...W lipcu 1944r. uzbroiłem posiadaną bronią oddział dyspozycyjny trzeciej kompanii zgodnie z rozkazami przełożonych - stwierdza ppor. <>. Na dowódcę tego oddziału wyznaczyłem ppor. rez. lek. wet. <> (Tadeusz Kowal). Stan oddziału 1+19. Stan liczebny kompanii wynosił w tym czasie: I pluton ponad 60 ludzi, II i III razem około 200 ludzi. Broni: stenów i rewolwerów starczyło na uzbrojenie 11 ludzi, pozostałych 8 miało razem parę granatów i musiało tymczasem pełnić służby łączników, gońców i obserwatorów.

Grupa uzbrojona kwaterowała już w pierwszej połowie lipca, stale w pogotowiu w Nowym Brzesku w stodole żołnierza pierwszego plutonu <> (Lucjan Krzyk), a potem w stodole <> (Wojciech Palmączyński).


     Zgodnie z wytycznymi dowództwa zadaniem oddziału dyspozycyjnego kompanii było rozbrojenie posterunku niemieckiego, ale nie w mieście a w czasie spodziewanej jego ewakuacji na koncentrację posterunków. W tym czasie bowiem Niemcy mieli jeszcze znaczne siły w pobliżu i mogli wywrzeć zemstę na polskiej ludności cywilnej w razie rozpoczęcia akcji bojowej w mieście.

     W skład posterunku niemieckiego w Nowym Brzesku wchodzili: wachmistrz żandarmerii niemieckiej, 10 policjantów granatowych (w tym byli trzej elewi nie umundurowani) oraz około 10 żołnierzy Wehrmachtu. Wtyczką naszą w posterunku był policjant granatowy Stanisław Krzemiński. Kilkakrotnie przygotowywana ewakuacja nie dochodziła do skutku. Alarmowany przyjeżdżałem do Nowego Brzeska i aby nie tracić czasu, przeprowadzałem nocne ćwiczenia oddziału dyspozycyjnego.

Wreszcie dnia 23 lipca o godzinie 23 Krzemiński zawiadomił <> o ewakuacji posterunku.

     Z informacji wywiadowcy Stanisława Krzemińskiego wynikało, że tym razem ewakuacja posterunku nastąpi z całą pewnością w dniu 24 lipca o godzinie 6.00 rano, drogą Brzesko-Proszowice".

     Dowódca oddziału dyspozycyjnego ppor. "Skiba" postanowił przeprowadzić zasadzkę na maszerującego nieprzyjaciela przy drodze koło Grębocina. "...W nocy z 23 na 24 lipca zebrałem oddział na punkcie wyjściowym we wsi Nękanowice koło m. N. Brzesko, skąd marszem pieszym udaliśmy się - wspomina <> - do m. Grębocin, położonej pomiędzy N. Brzeskiem a Proszowicami."

     Ze względu na słabe uzbrojenie (sześć pistoletów typu Sten pochodzących ze zrzutów, jeden pistolet ręczny oraz kilka granatów) w akcji obok dowódcy wzięło udział zaledwie sześciu żołnierzy: z-ca dowódcy plut. "Kolba" (Tadeusz Biernacki), plut. rez. z cenz. "Turkuć" (Edward Ścisłowski), plut. rez. "Twardy" (Stanisław Peterson), strz. "Sosna" (Stanisław Koza), strz. "Zorza" (Ludwik Drąg) i strz. "Sęp" (Henryk Maćkiewicz). Oddział nie posiadał mundurów wojskowych, a jedynie opaski na cywilnych ubraniach.

     Po osiągnięciu wsi Grębocin nad ranem 24 lipca dowódca oddziału dyspozycyjnego ppor. "Skiba" rozmieścił swój oddział na stanowiskach bojowych po obu stronach drogi koło gospodarstwa rolnego, wykorzystując drzewa i znajdujący się tam płot wiklinowy. Tak wspomina on przebieg akcji:

"...Koło godziny 7.00 nadjechały podwody wiozące policję. Na czele jechał na bryczce wachmistrz żandarmerii Link w towarzystwie nie umundurowanego elewa policji Boronia. Pozostali policjanci granatowi na podwodach w bliskiej odległości jedna od drugiej. Pies policyjny żandarma Linka, biegnący kilkanaście metrów przed jego bryczką, wykrył stojącego za drzewem strz. <> i zaatakował go. Dwoma krótkimi seriami <> zabił psa, uprzedzając nieco planowane rozpoczęcie akcji.

Zgodnie z planem wszyscy uzbrojeni w <> oddali równocześnie w powietrze po dwie krótkie serie celem zastraszenia policjantów. Żandarm uchwycił leżący w bryczce karabin, zeskoczył na ziemię i biegł w kierunku łanu zboża ostrzeliwując się. Dosięgła go kula strz. <> z karabinu, który kilka sekund przedtem wręczył mu policjant Krzemiński. Granatowi policjanci nie bronili się. Złożyli na rozkaz broń i zostali puszczeni wolno. Zdobyto 10 kb<>, 1 kg <>, 1 pistolet <>, 1 pistolet <> i trochę amunicji oraz akta policyjne i klika rowerów [...] Elew policji Boroń [...] przeszedł do oddziału dyspozycyjnego. Po zatarciu śladów walki, oddział na dwóch podwodach odskoczył do lasu Bobińskiego skąd wysłałem meldunek do d-cy kompanii w Nagorzanach. Z lasu wysłałem również gońca do Brzeska Nowego z imiennym wezwaniem 10 żołnierzy I plutonu, celem stawienia się w oddziale w związku ze zdobytą bronią"
.

Na rozkaz dowódcy kompanii ppor. "Betehy", pod wieczór tego dnia oddział ppor. "Skiby" przeszedł do mp. w majątku Nagorzany.

     Walka w Grębocinie miała swoje uzasadnienie. Poprzedzał ją długi okres przygotowawczy, który pozwolił na ustalenie poprzez wywiad nie tylko siły i składu osobowego posterunku, ale także daty przybliżonej godziny ewakuacji oraz trasy marszu. Zasadzka została przygotowana zgodnie z odgórnymi wytycznymi poza miastem, i miała cechy regularnej walki z zasadzki, która dawała szanse zwycięstwa nawet stronie słabszej od przeciwnika.

     Korzystny dla partyzantów był fakt, że policjanci granatowi nie mieli ochoty umierać za Niemców, a wielu z nich wyraźnie sprzyjało Armii Krajowej. Także fakt, że wehrmachtowcy pozostali w Nowym Brzesku (zgodnie z rozkazem Haaslera czekali na ewakuację przez kompanię Carla), ułatwił działanie partyzantom. Oddział dyspozycyjny 3. kompanii w jakimś stopniu dozbroił się i przeszedł zaprawę bojową. Na szczególne wyróżnienie w tej akcji zasługują "Zorza" i Stanisław Krzemiński. Godna podkreślenia jest też troska dowódcy kompanii oraz dowódcy plutonu o przygotowanie oddziału do akcji.

     W godzinach wieczornych, dzięki sprawnie działającej łączności alarmowej inspektoratu, do poszczególnych dowództw terenowych dotarły rozkazy o "stanie czujności", co dla wielu z nich stało się bodźcem do dalszych wystąpień zbrojnych: tak było też i z oddziałem dyspozycyjnym 3/IV/120. pp AK.

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/rp44/wspomnienia/20130727grebocin/art.php