Rzeczpospolita Partyzancka - opowiada Bogusław Kotyza
|
Bogusław Kotyza (fot. Zbigniew Jeleń) |
Szczytniki, 5-06-2014
W Szczytnikach, na pograniczu wsi Szczytniki i Klimontów mieszka Bogusław Kotyza urodzony w styczniu 1931r., który opowiedział mi swoje przeżycia z okresu II wojny światowej oraz czasów powojennych. Rodzina autora wspomnień posiada własne gospodarstwo rolne o powierzchni około 6 ha z murowanym domem i chlewnią pokrytą dachówką. Uczęszczał do szkoły powszechnej w Klimontowie wraz ze swoją starszą siostrą Aleksandrą, która po wojnie była nauczycielką.
Powstanie Rzeczpospolitej Partyzanckiej w lipcu 1944r. pan Bogusław dobrze zapamiętał. Pod koniec miesiąca lipca 1944r. w godzinach południowych wraz z ojcem Stanisławem udał się do kościoła na msze w Proszowicach. Po drodze na wysokości dworu w Klimontowie spotkali innych mieszkańców wsi którzy stali na drodze i zastanawiali się czy udać się do kościoła, gdyż od Proszowic było słychać strzały karabinowe.
W tym czasie od strony Skalbmierza - Kazimierzy Wielkiej drogą przejechała ciężarówka z około 20-ma partyzantami ubranymi w mundury wojskowe z karabinami a na ciężarówce zamontowane były dwie flagi biało - czerwone. Partyzanci jechali powoli i krzyczeli "...koniec wojny, Niemcy uciekają!...". Na niebie nad Proszowicami krążył samolot więc zabrani zdecydowali, że nie pójdą do kościoła.
W tym samym dniu miał miejsce wypadek. W miejscu gdzie obecnie znajduje się Stacja Kontroli Pojazdów była plantacja kukurydzy, w której przy drodze miejscowi partyzanci pod dowództwem Edwarda Błauta zorganizowali zasadzkę na Niemców gdyby się pojawili. W czasie tej zasadzki Tadeusz Wołek (mający pod opieką w worku granaty) doznał uszkodzenia obu nóg. Jeden z granatów wybuchł, pierwszej pomocy udzielił mu w punkcie sanitarnym mieszczącym się w szkole pan Władysław Folga (szwagier kierownika szkoły Pawła Kołodzieja).
Pan Kołodziej był przywódcą miejscowej placówki AK, wysłał on swoją córkę Halinę (15 lat) rowerem na zwiady do Proszowic. Informacja o tym ze Proszowice są wolne od Niemców szybko się rozniosła i ludzie byli zadowoleni a najbardziej rolnicy, gdyż przestali odstawiać do mleczarni mleko i inne zobowiązania w naturze.
Niestety, w tym czasie zdarzyły się przypadki grabieży i pospolitego złodziejstwa, które zwalczali miejscowi partyzanci. Po około 2 tygodniach Niemcy ponownie powrócili do Proszowic, największe straty ponieśli mieszkańcy Skalbmierza, o czym nieraz dyskutował ojciec z sąsiadami.
Późną jesienią 1944r. wieczorem pod naszą bramą zatrzymała się podwoda z czterema uzbrojonymi Niemcami, jeden z nich mówiący słabo po polsku zapytał ojca o nocleg, na co ojciec wyraził zgodę, w tej sytuacji Niemcy zwolnili podwodę (była ona z Pałecznicy). Niemcy mieli ze sobą zabitą kaczkę, którą polecili mojej matce ugotować, co też uczyniła a ojciec w mieszkaniu przygotował im ze słomy posłanie. W następnym dniu, rano polecili zawieść się do Proszowic na co wystawili kartkę do sołtysa (podwody były płatne przez Gminę).
Bogusław Kotyza był związany z Klimontowem, chodził tam do szkoły i miał tam wielu kolegów. W czasie wojny i po jej zakończeniu w samym Klimontowie jak ustaliłem, miały miejsce okrutne zdarzenia. Np. samobójstwo w pomieszczeniu gminy powiesił się Żyd Klajner, rozstrzelanie rodziny żydowskiej Grymbałów (mieli oni sklepik) oraz aresztowanie przez NKWD kilku mieszkańców wsi i wywiezienie ich w "nieznane miejsce".
Działająca w czasie wojny placówka AK była bardzo aktywna, przejęła zrzut broni i skoczków na polach w Makocicach, brali czynny udział w zasadzce na Niemców w miejscowości Czechy, maszerowali wraz z innymi oddziałami partyzanckimi ulicami Proszowic gdy była Rzeczpospolita Partyzancka.
|
(fot. Zbigniew Jeleń) |
Po zakończeni wojny Pan Bogusław Kotyza zdobył tzw. małą maturę i przez dwa miesiące pracował w 5-tej Brygadzie Służba Polsce przy odbudowie Warszawy a następnie po pół roku został powołany do służby wojskowej w Lubieńcu na Śląsku skąd został skierowany do Szkoły Oficerów Rezerwy w Zambrowie uzyskując na odchodne z wojska stopień chorążego. Rozkazem personalnym z dnia 30.12.1998r. został mianowany na stopień porucznika.
Na koniec naszego spotkania poprosiłam Pana Bogusława aby uzupełnił moje wcześniejsze ustalenia dotyczące zdarzenia z dnia 29 marca 1946 r. jakie miało miejsce w czworakach w Klimontowie. W tym to dniu (celowo pomijam nazwiska i szczegóły) mieszkańcy wsi Szczytniki (1 osoba), Pieczonogi (1) oraz paru z Przemęczan przybyło do czworaków w Klimontowie, celem wymierzenia kary chłosty aktywiście PPR, który to wcześniej wraz z innymi pobił kilku mieszkańców wsi Szczytniki należących do PSL.
W wyniku tego zdarzenia od wybuchu granatu ciężko ranny został jeden z mieszkańców Przemęczan. Ciężko rannego przenieśli w nocy do zabudowań Stanisława Kotyzy ojca Bogusława Kotyzy, chcieli podwody konnej lecz ten przez drzwi powiedział, że wozu w gospodarstwie nie ma gdyż remontuje go kowal w Klimontowie (co było prawdą - w dniu następnym sprawdzali to funkcjonariusze UB z Miechowa).
Osobnicy Ci zdjęci drewnianą furtkę ogrodzeniową na której ułożyli rannego i udali się w kierunku wsi Szczytniki załatwiając po drodze podwodę, która zawiozła ciężko rannego do Przemęczan. Według moich ustaleń rany okazały się śmiertelne, młody 23 letni mieszkaniec wsi Przemęczany zmarł i został pochowany na cmentarzu w Radziemicach (w czasie wojny był partyzantem oddziału "Fundamenta").
Uroczystość pogrzebowa na cmentarzu byłą skromna, koledzy ofiary z "partyzantki" obserwowali je z krzaków obawiając się aresztowania. Chciałem dodać, że na miejsce pogrzebu został wysłany specjalnie jako obserwator sympatyk PPR, który zdał relacje.
Po tym zajściu Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Miechowie prowadził śledztwo w tej sprawie stosując brutalne metody przesłuchani. Uczestnicy zdarzenia z Klimontowa zostali ustaleni i skazani z dekretu na kilkuletnie więzienie (10 i 15 lat), mieli także zarzuty o inne zdarzenia, w których rzekomo mieli brać udział.
opracowanie: Zbigniew Jeleń
|