Ważny epizod z życia Józefa Kleszczyńskiego
|
zdjęcie J.Kleszczyńskiego z jego kenkarty (fot. zbiory autora wspomnień) |
Proszowice, 7-07-2014
1 lipca w Hartford (Stany Zjednoczone) zmarł Józef Kleszczyński przedstawicie jednego z bardziej zasłużonych dla Ziemi Proszowickiej rodu. W czasie II wojny światowej w 1943 roku jako bardzo młody człowiek (piętnastoletni) złożył przysięgę i został przyjęty w szeregi Armii Krajowej. Przyjął pseudonim "Młodzik".
Poniżej publikujemy wspomnienia spisane osobiście przez p.Józefa w listopadzie 2013 roku dla młodzieży Zespołu Szkół w Proszowicach. Zapraszam do lektury:
red.
"Było piękne, ciepłe lato w tym okrutnym i krwawym roku wojny, gdy dostałem wiadomość od siostry Zosi (ps. Armii Krajowej "Wanda"), że nareszcie spełnią się moje długie oczekiwania na złożenie wojskowej przysięgi konspiracyjnej i będę mógł uczestniczyć w walce z nienawidzonym wrogiem! Miałem nazajutrz, tj. pierwszego lipca stawić się na określonym ściśle miejscu i czasie. Dostałem hasło i odzew mając oczekiwać na idącego z Proszowic pana, na pół drogi z mojej wioski Jakubowice na szosie pod brzozowym zagajnikiem na Zagrodach. Ubrany w nowy sportowy garnitur w butach z cholewami, wielce podniecony mającym nastąpić tajemniczym spotkaniem, ruszyłem w drogę. Wybrałem polną drogę wzdłuż naszego sadu, wysadzaną akacjami z pachnącym w tym okresie kwieciem.
Niedługi był to spacer, bo zaledwie niecały kilometr dzielił mnie od dworu do umówionego spotkania. Wkrótce schowałem się w łanie dojrzewającej już do skoszenia pszenicy, obserwując szosę wiodącą z miasteczka. Po dłuższej chwili ujrzałem zbliżającą się postać mężczyzny ubranego w zwykłe cywilne ubranie. Wyszedłem z ukrycia, a on zbliżywszy się do mnie zapytał: "Przepraszam, czy to jest droga do Nowego Brzeska?" "Tak" - odparłem, "Ale czy chce Pan iść główną drogą przez Kowalę, czy polnymi drogami przez Żębocin?" "No, to możemy już razem skryć się w tym zbożu..." odparł ten starszy pan, z którym weszliśmy w pole.
W pobliżu znaleźliśmy miedzę i mały rowek, na którego brzegu razem usiedliśmy i zaczęła się miedzy nami szczera rozmowa. Zadał mi kilka pytań, między innymi czy się teraz uczę, a jeżeli tak, to do której uczęszczam klasy? Odpowiedziałem, że już we wrześniu rozpocznę trzecią klasę w konspiracyjnym gimnazjum w Krakowie w systemie "Tajnego Nauczania". Wtedy mój nowy znajomy, a był to jakiś wyższy oficer Armii Krajowej ps. "Józef", zaczął mi opowiadać o sobie, że on też jako ochotnik wstąpił do tworzących się po długich latach niewoli Legionów Polskich pod dowództwem Józefa Piłsudskiego i że miał tam towarzyszów broni w bardzo młodym wieku, którzy rwali się, by uczestniczyć w tym pierwszym od lat zrywie do walki o Niepodległość Polski. W parę minut potem, ten, jak mi się wtedy zdawało "starszy pan", w pozycji ciągle pół - leżącej, by nie wychylić się z wysokiego już wtedy zboża, wyciągnął portmonetkę z kieszeni, taką zwyczajną "podkówkę" ze skóry, a z niej mały KRUCYFIKS i powiedział:
"Połóż dwa palce swej prawej ręki na ten krzyżyk i powtarzaj za mną: W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak męki i zbawienia i przysięgam być wiernym ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli, walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary życia mego. Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza, oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało. Tak mi dopomóż Bóg."
Po tej uroczystej chwili "Józef" powiedział mi: "Przyjmuję Cię w szeregi Armii Krajowej, walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny, Twoim obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie Twoją nagrodą. Zdrada karana jest śmiercią."
Rozeszliśmy się każdy w swoją stronę i tak zostałem oficjalnie żołnierzem Armii Krajowej na Placówce w Jakubowicach, której dowódcą był wtedy plutonowy Stanisław Gas, ps. "Modrzew", a jego zastępcą pchor. Bogusław Kleszczyński ps. "Jabłoński". Rozkazy i polecenia do wykonywania otrzymywałem dalej od siostry Zosi ps. "Wanda". Był to zazwyczaj kolportaż podziemnych gazetek jak "Małopolski Biuletyn Informacyjny", doręczanie na zakodowanych karteczkach bieżących rozkazów lub poleceń o przerzutach tajnej broni. W Krakowie przez pewien czas kupowałem za własne pieniądze od mojego starszego kolegi Stanisława Nowaka ps. "Marusarz", który pracował na wojskowym lotnisku niemieckim w Czyżynach, szmuglując w ramie swego roweru amunicję 9 mm, przenosząc ją w pokrowcu piłki nożnej z ulicy Pijarskiej nr 1 na ulicę św. Filipa 21, by później ukryć ją w pustej po mleku 30 - to litrowej bańce, które codziennie przewoził z Jakubowic do Krakowa nasz zaufany fornal i mleczarz Jasiek Gas.
W okresie Rzeczypospolitej Proszowicko - Kazimierskiej w lipcu 1944 roku, dowoziłem mym wózkiem zaprzężonym w huculskiego konika, aprowizacje dla naszych oddziałów partyzanckich w czasie wyzwolenia tymczasowego Proszowic. Nigdy nie zapomnę widoku naszego wartownika przy torach kolejowych na Zagrodach, gdzie wjeżdżało się do budynków Związku Plantatorów Tytoniu. Pierwszy raz zobaczyłem wtedy w polskim hełmie z opaską biało - czerwoną na ramieniu "W.P.", wysokiego na ponad dwa metry, z karabinem na ramieniu Edwarda Maja, syna naszego polowego Jana Maja. Blisko Stacji Kolejki Wąskotorowej wyjechali konno w pełnych polskich mundurach, mój brat Boguś i ppor. 8-ego pułku ułanów z Krakowa Otto Śmiałek! To były nigdy niezapomniane chwile w moim życiu... i choć losy historii potoczyły się inaczej niż o tym marzyliśmy wtedy, to te patriotyczne zrywy naszej młodzieży będą trwać na zawsze!"
Wkrótce w grupie "Skarby Ziemi Proszowskiej" w dziale "ludzie RP 1944" zamieścimy biogram Józefa Kleszczyńskiego opracowany przez uczniów ZS w Proszowicach. [red.]
|
|
|