Ciężkie walki w Nowym Korczynie
|
(fot. ikp) |
Proszowice, 9-08-2019
Trudna akcja partyzantów w Nowym Korczynie na dobrze umocniony posterunek niemieckiej żandarmerii okupiona sporymi stratami żołnierzy polskich (6 zabitych). Niemcy stracili 15 zabitych. Poniżej zamieściliśmy opis walki z książki gen. Bolesława Nieczuja-Ostrowskiego ps. Tysiąc "Rzeczpospolita Partyzancka" oraz relację Tadeusza Wróbla ps. Oracz, którą przysłał nam Jacek Janiec.
Zapraszamy do lektury:
Bolesław Michał Nieczuja-Ostrowski; Rzeczpospolita Partyzancka; Instytut Wydawniczy PAX; Warszawa 1991.
Walka o Nowy Korczyn
[...] Wezwane na pomoc przez dowódcę placówki AK Nowy Korczyn oddziały dywersyjno-partyzanckie Inspektoratu "Maria" pod dowództwem plut. "Podstawka" i kpr. "Oracza" w sile dwóch drużyn z plutonu "Lota" ("Dominika-Kasia") dotarły do Nowego Korczyna po północy z 24 na 25 lipca.
Jeden z żołnierzy drużyny "Podstawka" st. strz. "Żbik" (Feliks Pikulski) tak opisał ten moment: "...W dniu 24 lipca wróciliśmy z Czarnocina, w godzinach wieczornych, do Sępichowa pod Nowym Korczynem, gdzie zarządzono odpoczynek do godziny 24.00. Po odpoczynku - pobudka, spożycie posiłku i wymarsz do N. Korczyna. Nasz d-ca otrzymał dwóch przewodników, którzy znali dobrze teren i podejście pod tamtejszy posterunek żandarmerii. Przed posterunkiem oddział zatrzymał się. "Podstawek" podzielił oddział na grupy, przydzielił stanowiska bojowe oraz powtórzył rozkazy dla grupy szturmowej w/g planu uprzednio nakreślonego do ataku na budynek żandarmerii. Dla utrzymania łączności "Podstawek" wyznaczył dwóch żołnierzy: kpr. Jana Marciszewskiego i strz. Piotra Cwiertnię [...] Łączników do kwatery "Lota" miał doprowadzić d-ca terenówki z Sępichowa Piotr Lasak...".
Około godziny 2.00 w nocy 25 lipca 1944 r., zgodnie z ustalonym już wcześniej planem akcji, gdy na wezwanie telefoniczne do poddania się Niemcy odpowiedzieli otwarciem ognia, "Solny" (Jan Okoński), dowódca tamtejszej placówki AK, dał rozkaz swojej drużynie oraz przybyłemu w międzyczasie oddziałowi dywersyjnemu z Buska do rozpoczęcia walki, ubezpieczając to działanie dwoma drużynami "Dominiki-Kasi" [Placówka Nowy Korczyn należała do Obwodu Busko (Inspektorat Sandomierz, Okręg Kielce) W tym czasie od 25 czerwca ao 25 lipca trwał tam stan czujności i rozpoczęło się formowanie jednostek bojowych 2. pp Leg. AK].
Posterunek żandarmerii niemieckiej i policji granatowej w Nowym Korczynie mieścił się w szkole zajmującej zespół parterowych i jednopiętrowych budynków poklasztornych, o murach, mających ponad metr grubości. Całość była otoczona wysokimi i podwójnymi zasiekami z drutu kolczastego, okna budynku były małe, zakratowane, i uzbrojone siatkami drucianymi, dodatkowo zabezpieczone workami z piaskiem, zasłonięte od wewnątrz zasłonami, stanowiły doskonałe strzelnice dla broni ręcznej i maszynowej nieprzyjaciela. Drzwi budynków były również mocne i zabezpieczone kratami. Strychy w obawie przed pożarem posypano grubą warstwą piasku.
Załogę posterunku stanowili żandarmi niemieccy i policjanci granatowi w liczbie około 30 ludzi, dobrze uzbrojeni w broń maszynową, granaty oraz duże zapasy amunicji.
Nic więc dziwnego, że uderzenie garstki słabo uzbrojonych żołnierzy na tę fortecę nie dało zdecydowanych wyników. Udało się zaledwie opanować znajdujący się w pobliżu garaż oraz podpalić budynki stojące w najbliższym sąsiedztwie posterunku.
Dowódca podobwodu Koszyce ("Kasia-Pelagia"), a zarazem dowódca IV/120. pp AK ppor. "Niebora" tak opisuje początek walki: "..."Solny" w pierwszej fazie walki (od 2.00 do 10.00 godziny) usiłował zdobyć budynek szturmem ale bezskutecznie. Wezwał więc na pomoc dalsze oddziały zza Nidy. Po przybyciu posiłków z obwodu Pińczów, walka przyjęła charakter bardziej zorganizowany".
Do "Niebory" nad ranem dotarł goniec od "Solnego" z prośbą o natychmiastową pomoc. Ppor. "Niebora" bezzwłocznie skierował do Nowego Korczyna oddział dyspozycyjny kompanii 1/IV batalionu. "Niebora" wyjaśnia również że: "...Odgłosy walki zwabiły do Nowego Korczyna także dwie drużyny 1 kompanii batalionu pod dowództwem szefa kompanii st. sierż. "Brzozy" (Stanisław Kozioł). Przed południem tego dnia przybyłem sam do N. Korczyna powiadomiony o sytuacji przez "Brzozę".
Dowódca oddziału dyspozycyjnego 1/IV/120. pp AK sierżant "Oszczep" (Stanisław Kopeć) wspomina: "...Ja ze swoim oddziałem kwaterowałem w Jaksicach za Koszycami, gdy w dniu 25.VII.1944 r. o godzinie 6.00 rano, dostałem rozkaz od d-cy batalionu ppor. "Niebory" bym natychmiast udał się z całym oddziałem do Nowego Korczyna, gdzie trwa już walka z żandarmerią niemiecką.
Po otrzymaniu tego rozkazu postawiłem cały oddział na nogi, podając polecenia podstawienia czterech podwód konnych pod moich ludzi. Po drodze zmieniłem jeszcze raz konie, gdyż odległość była bardzo duża, bo około 30 km. Przed godziną 9.00 przybyłem do wioski Winiary koło Nowego Korczyna, gdzie przeprawiłem się przez rzekę Nidę i od strony Buska wkroczyłem do Korczyna na rynek (żandarmeria mieściła się ok. 200 m od rynku). Gdy zatrzymałem się podszedł do mnie człowiek, którego nie znałem, i przedstawił mi się - "Solny", oświadczając, że jest d-cą całości akcji. Zostawiając oddział swojemu zastępcy sierż. "Mroczkowi" (Stefan Dudek) udałem się z "Solnym" na rozpoznanie sytuacji".
Obydwaj dowódcy w czasie rozpoznania doszli do wniosku, że tak umocnionego nieprzyjaciela nie da się inaczej pokonać jak tylko przez spowodowanie pożaru budynku lub wysadzenie murów.
"Nasza decyzja - wspomina dalej "Oszczep" - była raczej rozkazem dla ludności cywilnej, która samorzutnie, nim spostrzegliśmy się, przyciągnęła sikawki ręczne i benzynę w beczkach. Próba dosięgnięcia benzyną szkoły spełzła na niczym, za duża odległość." [Feliks Pikulski twierdzi, że inicjatorem podpalenia posterunku był plut. "Benc" (Tadeusz Mroziński)].
W międzyczasie zaalarmowany poważną sytuacją pod Korczynem, komendant Obwodu "Pelagia" ppor. rez. "Janczar" (Jan Pszczoła) przybył około godziny 10.00 na miejsce walki, prowadząc ze sobą resztę oddziału "Dominiki-Kasi" pod dowództwem st. sierż. "Lota".
Po zorientowaniu się w wytworzonej sytuacji ppor. "Janczar" zarządził szybkie ściągnięcie Piata, plastyku i butelek zapalających. Jako najstarszy funkcją, mając już w tym czasie około 120 ludzi ze 120. pp AK pod swoim dowództwem, przejął tym samym dowodzenie.
"...Walka przeciągała się bez skutków - relacjonuje "Żbik" - dochodziły do nas wiadomości, że ktoś nieostrożny został zabity lub ranny, poległ Bolesław Scipun, drugi pada ranny w kręgosłup. Blisko mnie w ogrodzie ktoś powiedział, że droga wolna i można podchodzić w tym miejscu i naraził ludzi na straty [...] "Podstawek" naciskał na szturmowanie budynku, podciągnięto Piata, zaczęto strzelać, ale granaty, nie odnoszą większego rezultatu..."
"...Mój oddział - relacjonuje "Oszczep" - obsadził całą południową stronę od Nidy [...] pozostałe oddziały stronę zachodnią i północną, część wschodnią zabezpieczał kościół z wieżą dzwonnicy [...] Gdy dostarczono piata, weszliśmy na wieżę. Za pomocą pocisku z wystrzelonego piata został zniszczony dach szkoły, wówczas rzucono butelki z benzyną i granaty, niestety i ta próba nie dała spodziewanych wyników. Dopiero któryś z kolegów, jacy byli na wieży, wpadł na idealny pomysł (byli tam: "Janczar", "Lot", "Oracz", "Mroczek" i saperzy "Przybysz" i "Żółw") i zrobił z krótkiego kija oraz ze szmaty maczugę, którą zamoczył w benzynie, zapalił i rzucił na otwarty już dach, dobrze już skropiony benzyną z rozbitych butelek. Dach zaczął się palić, następne butelki i granaty zrobiły resztę. Ogień się rozszerzał a do przebicia stropu użyliśmy plastiku. Niemcy dosłownie szaleli, w takiej sytuacji czas pracował dla nas. Należało tylko pilnować ażeby któryś z naszych żołnierzy za bardzo nie wychylał się, bo ogień npla był bardzo silny. Jak już cały budynek płonął, nadleciały dwa samoloty dwupłatowe i ogniem ostrzeliwały nasze pozycje i okoliczny teren, zabijając tylko jednego konia chłopskiego."
"W pewnym momencie przerwano ogień - stwierdza "Żbik" - przez okno wyskoczył granatowy policjant, zaczyna uciekać, rozpoznano go, to Grabowski na którego był wydany wyrok śmierci. Ucieczka mu się udaje [...] rzucił się wpław przez Nidę ale na drugim brzegu ginie, gdyż za Wisłą stały na ubezpieczeniu oddziały, m. in. oddział "Paulusa" (Józef Gręda).
Następnie "Lot" przygotowuje szturm budynku. "Benc" rzuca granaty tak zręcznie, że dolatując do okna rozrywały się, zniszczyły kratę i zrzuciły worki z piaskiem, tym samym umilkło okno. które broniło dojścia do drzwi, wejście do budynku stanęło otworem..."
"Gdzieś około dwóch godzin przed wieczorem - wspomina "Oszczep" - otrzymałem rozkaz zabezpieczenia drogi od kierunku Buska Zdrój przed jadącą odsieczą niemiecką z Buska. Odwołano mój oddział z ubezpieczenia tuż przed samym wieczorem, bo Niemcy zawrócili na 12 kilometrze od Nowego Korczyna. Gdy wróciłem do akcji, na moich oczach trzech odważnych żołnierzy dopadło budynku żandarmerii i wkrótce dało się słyszeć kilka wybuchów wewnątrz budynku. To patrol szturmowy podoficerów rozbił drzwi posterunku i wdarł się do środka..."
"Do budynku dostali się - wyjaśnia bliżej "Żbik" - pierwsi: plut. "Podstawek" (Władysław Smoczyński), st. strz. "Gryf" (Józef Wolski), st. strz. "Ursus" (Marian Pikulski) i plut. "Baust" (Franciszek Barylak), który rzucił granat na korytarz. Na piętro wpadli "Lot", "Podstawek", "Ursus". "Lot" sprawdzał pokoje, strzelał pod łóżka, wszędzie było pusto, Niemcy zajmowali sutereny. Budynek palił się (...) Niemcy poddają się i opuszczają piwnicę z rękami do góry..."
"Zginęli wówczas na miejscu: plut. "Baust" i plut. "Podstawek" - wspomina ppor. cz. w. "Oszczep" - a kpr. "Nawiślak" (Edward Ryczek) ciężko ranny, na drugi dzień zmarł (...).
Tak zakończyła się likwidacja groźnego punktu niemieckiego ze słynnym komendantem-katem Radke."
"W wyniku walki - stwierdza w swoich wspomnieniach ppłk rez. "Niebora" - kilku Niemców poległo w czasie samej akcji, resztę wzięto do niewoli, czterech żandarmów rozstrzelano.
Przy końcu walki, tuż przed wieczorem, odparliśmy na ulicach Korczyna grupę niemiecką jadącą na samochodach z kierunku Buska. Po krótkiej strzelaninie Niemcy zostawili samochody, a sami zbiegli w kierunku Buska.
Walka bezpośrednia ze Stiitzpunktem trwała od godziny 2.00 do 17.00 i ostatecznie po odparciu Niemców, którzy nadjechali od strony Buska, cała działalność partyzancka w Nowym Korczynie zakończyła się około godziny 20.00.
Straty własne wyniosły: 6 zabitych, zaś straty niemieckie 15 zabitych [Piotr Pawlina, dowódca oddziału partyzanckiego BCh-AK wyjaśnia, że idąca na pomoc żandarmom w Nowym Korczynie żandarmeria z Buska została zatrzymana niedaleko wsi Badrzychowice przez oddział BCh-AK z placówki Radzianów i zmuszona do odwrotu].
Zdobyto 3 karabiny maszynowe, ponad 20 karabinów, kilka pistoletów maszynowych, granaty, amunicję i oporządzenie żołnierskie."
Walka w Nowym Korczynie zakończyła się więc zwycięstwem mimo rozpoczęcia jej bez próby zaskoczenia nieprzyjaciela oraz popełnienia pewnych błędów przez partyzantów. Do najważniejszych z nich należały:
- brak natychmiastowego odcięcia łączności telefonicznej nieprzyjaciela na zewnątrz;
- brak zorganizowanej obrony bezpośredniej miejscowości na kierunkach stałego zagrożenia (barykady, umocnione punkty broni maszynowej itd.) zwłaszcza dla obrony przed pojazdami pancernymi nieprzyjaciela;
- brak wyraźnie zorganizowanej obrony Nowego Korczyna po walce dla obrony miejscowości przed możliwą pacyfikacją przez npla;
- brak jednolitego dowodzenia (które dopiero w końcowej fazie walki zostało wymuszone dzięki autorytetowi komendanta Obwodu Pińczowskiego).
Znając jeszcze przed decyzją walki wyjątkową obronność Stiitzpunktu należało od razu przygotować środki kruszące i zapalające. Odejście oddziałów po walce powinno być zorganizowane przez dowództwo.
Szczęśliwy dla partyzantów był fakt, że Niemcy nie potrafili w tym dniu zorganizować silniejszej grupy pacyfikacyjnej, a ich słabe oddziały w zasadzie nie prowadziły działań w obawie przed kontrakcją AK.
Na wielkie uznanie zasługuje wytrwałość dowódców i żołnierzy przy zdobywaniu posterunku żandarmerii, ogromny zapał do walki, męstwo, szczególne bohaterstwo patrolu szturmowego podoficerów, z których większość poległa w walce. Także pomysł "wykurzenia" Niemców z ich fortecy wart jest zwrócenia nań uwagi.
Dowódca miejscowej placówki ppor. "Solny" mimo swojej energii, inicjatywy i odwagi nie był w stanie swoimi szczupłymi siłami zdobyć tak mocno umocnionego punktu oporu nieprzyjaciela i dlatego inicjatywa uzyskania pomocy od sąsiadów była słuszna, szkoda tylko, że nic nie zdziałał na rzecz jednolitego dowodzenia [...].
Relacja Tadeusza Wróbla ps. Oracza d-cy Oddziału Dywersyjnego w strukturach "Dominiki-Kasi" 106 DP AK przysłany do Redakcji IKP przez Jacka Jańca (rękopis - zachowana wierność tekstu wraz z interpunkcją):
25.07.1944 r. N.Korczyn
Dotyczy N.Korczyna pow. Busko Zdrój .To nie był rejon podlegający mojemu oddziałowi, ale przez kontakty znałem niektórych członków A.K. z rejonu Buskiego a najbardziej przyjaźniłem się z Lasakiem "Michał" który często mnie odwiedzał i żalił się na Gestapo w N. Korczynie i poradziłem mu aby zwrócił się do ,,Lota" Janiec Mieczysława mojego dowódcy o wyrażenie zgody przeprowadzenia niektórych akcji.
Żandarmi w Nowym Korczynie znani byli ze swych sadystycznych poczynań nie było na nich rady, myśmy nie odczuwali tego, bo to był powiat Buski, ale ludzie i meldunki o ich poczynaniach. Do "Lota" zwracało się d-cwo A.K. z pow. Buskiego kilka krotnie o pomoc na wszystkie akcje mój oddział wysłano: jak dwu krotne demolowanie niemieckiego majątku rybnego w Górkach, wykonanie wyroku na konfidentach który został wykonany na dwóch niewiastach blisko posterunku w N.Korczynie. Po tych akcjach gestapo ponowiło represje, często nawet na łąkach między N.Korczynem a Wiślicą gdy wracali od kochanki pijani gonili ludzi katowali a kto im się nie spodobał strzelali na miejscu, mieli psa tresowanego który im pomagał przy przesłuchaniach. Aresztowanego rozbierali do naga i puszczali psa do celi i to wystarczyło.
Władze A.K z pow. Busko nie chcieli dopuścić do ostrych starć z nimi ani na terenie Wiślicy ani Korczyna. Z obawy przed represjami aresztowaniami i rozstrzeliwaniami zakładników.
Przyjeżdżali do kochanki do Wiślicy co czwartek w dzień targowy targ się kończył przed 12-tą pijaństwo urządzali gdzieś do 17-tej i około 18-tej wracali pijani na koniach po łąkach do N.Korczyna, więc postanowiliśmy ich struć przez kochankę w Wiślicy. ale najpierw trzeba było przywieść do Krzczonowa i wymusić na niej, aby im podała zatrutą wódkę po dobremu nie chciała się przyznać do niczego dopiero jak dostała parę kijów zaczęła śpiewać i po otarciu łez zgodziła się na wszystko miała dostać od nas zaprawioną wódkę zapraw... trucizną angielską działającą na czas i po tej zawartej umowie została odwieziona na miejsce, były z nią uzgodnione kontakty i hasło.
Jednak do skutku nie doszło, bo Lasek "Michał" uprosił "Lota" aby mój oddział skierował na zasadzkę do Sępichowa na dzień 24.07.44 r. godz.20-ta gdyż Gestapo korczyńskie będzie wracać z Buska, po otrzymaniu rozkazu oddział wyruszył na przygotowaną zasadzkę przez Lasaka na miejscu okazało się że niemcy albo nie wyjeżdżali do Buska, albo już przyjechali. Prawdopodobnie był to pretekst, bo zaczęli naglić skoro jesteśmy blisko N.Korczyna można spróbować przez zaskoczenie i podciągnąłem z oddziałem do N.Korczyna godz. 1-sza w nocy wziąłem do siebie paru ludzi Lasek oczywiście przewodnik podprowadził pod posterunek.
Teren posterunku osiatkowany a przy wejściu budka wartownicza w której pies narobił hałasu nim my dopadli i policjant granatowy zdążył wyskoczyć do drzwi budynku i zaryglować się. Po krótkiej naradzie poszliśmy na pocztę i stamtąd Lasak rozmawiał z żandarmami nalegał, aby się poddali, nie chcieli się zgodzić, jeszcze nam zaczęli urągać zerwaliśmy połączenie telefoniczne i przystąpiliśmy do zajmowania odpowiednich stanowisk czuwając dnia ale od czasu do czasu któraś strona dawała o sobie znać.
Lipiec godz.3-cia rano to już widno i nie można nosa wychylić tak z fortecy parzyli, o godz. 5 -tej zostaje ciężko ranny Krupa Stanisław ,,Panewka" w lewą stronę głowy kula przeszyła skórę po czaszce i sparaliżowała prawą stronę ciała rękę i nogę. Wieść o oblężeniu N.Korczyna poleciała jak błyskawica nowi ludzie dużo ludzi ale wszystko pojedyncze na własną rękę nie brakło śmiałych, brawury i szli na ślepo po śmierć Ryczek Edward z Falibogowic (?) któremu z karabinu maszynowego przeszyto brzuch Barylak z Jurkowa od własnego granatu który się odbił od okiennicy. Podstawka z Czarnocina nie znam okoliczności.
W każdym oknie worki z piachem i w każdym oknie strzelec i przy drzwiach i nie można było podejść bez strat. Koło godz. 10-tej przyjechał "Wojnar" z "Lotem" tysiąc ludzi a ich nie można zdobyć, ani piaty nie pomagały, dopiero ulokowaliśmy się w dzwonnicy kościelnej która była blisko budynku posterunku, bo około 5 metrów i przewyższała dach budynku w którym byli zabarykadowani żandarmi.
Akcją kierował "Wojnar" i "Lot" mając do dyspozycji oddział. Część donosiła ropę, naftę, benzynę stare szmaty do których wkładano kamienie, aby nimi można już zamoczonymi rzucać na dach, granaty i tak został palony budynek gestapo, a granaty rzucane w płomień rwały sufit po suficie, a między czasie kukuryźnik zaczął nas ostrzeliwać i dużo gapiów pouciekało cała ... N.Korczyna.
Co kto miał i co młodsi opuściło miasto zostali starzy przed zachodem słońca tryumfowali .... za ... wychodzić pierwszy szef miejski Gawenda i Radke pozn... którzy umieli po polsku w sumie 7 niemców 13 policji i wszyscy zostali rozbrojeni przez mój oddział. Gawinda, Radke i pies zostali rozstrzelani na miejscu ich pogrzebano w jednym dole pięciu zakładników mim.... zabrano do lasu Rogowskiego a na 2-gi dzień rozcz...
Zabrano 2-a auta osobowe 2 ciężarowe duża ilość amunicji i broni konie z uprzężą i dużo rozmaitego sprzętu [...].
opracowanie: red.
ŹRÓDŁA, BIBLIOGRAFIA:
- Bolesław Michał Nieczuja-Ostrowski; Rzeczpospolita Partyzancka; Instytut Wydawniczy PAX; Warszawa 1991
- Relacja Tadeusza Wróbla ps. Oracza
- zbiory IKP
|
|
|