Krakosko Wilijo
    Dzisiaj jest niedziela, 18 listopada 2024 r.   (322 dzień roku) ; imieniny: Klaudyny, Romana, Tomasza    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   M.Fatyga   |   zrzęda p.   |   A.Powidzki   |   H.Pomykalski   |   Z.Grzyb   |   W.Nowiński - wrześniowe...   |   Magda K.-G. - prawo dla...   | 

serwis IKP / działy autorskie / o godce... (Z.Grzyb) / Krakosko Wilijo
O G Ł O S Z E N I A


Krakosko Wilijo

(fot. Krzysztof Lis)
Zbigniew Grzyb (fot. Krzysztof Lis)

Proszowice, 27-02-2019

     21 grudnia w zabytkowej sali "Fontany" w Klubie Dziennikarzy Pod Gruszką przy Bibliotece Kraków, już po raz drugi miłośnicy kultury, tradycji i godki krakoskiej spotkali się, aby wpólnie przypomnieć sobie dawne, a może i obecne zwyczaje związane wigilijnym obyczajem krakowskim.

     Gospodarzami i prowadzącymi spotkanie byli: Andrzej Kozioł, dziennikarz, pisarz oraz wieloletni redaktor "Dziennika Polskiego", autor dwudziestu książek, przede wszystkim poświęconych Krakowowi, m.in. "Na krakowskim Rynku", "Na krakowskich Plantach", "Na krakowskich ulicach", "W krakowskich knajpach" oraz Michał Kozioł - krakauerolog, regionalista, miłośnik Krakowa oraz Małopolski, a przede wszystkim Zwierzyńca i Półwsia Zwierzynieckiego.

     Jak mówi Jarosław Sokól, pomysłodawca i organizator spotkania, znany i ceniony organizator imprez krakowskich: Wróciły we wspomnieniach nie tylko niegdysiejsze obfite śniegi, ale także zapach wanilii i płonących na drzewku świeczek, płomyki odbijające się w szklanych bańkach, ciepło kaflowego pieca, cichy trzask łamanego opłatka i daleka nuta kolędy. A to wszystko było "powiedziane po krakowsku".

(fot. Krzysztof Lis)

     Przed wypełnioną po brzegi salą wystąpili: Anna Madej - dwukrotna zdobywczyni I Nagrody na V i VII Festiwalu Godki Krakowskiej wraz z zespołem "Gawędziarze i Śpiewacy" z Grębynic (gm. Zielonki, pow. krakowski) oraz uczniowie z trzech grup teatralnych SP w Radziemicach (pow. proszowicki) pod opieką Katarzyny Duch i Elżbiety Zagórskiej oraz Aleksander Łodzia Kobyliński "Makino", krakowski bard, Król Andrusów z krakowskiej dzielnicy Półwsie Zwierzynieckie.

     W trakcie spotkania można też było nabyć książkę "Powiedziane po krakowsku" pod redakcją Donaty Ochmann i Renaty Przybylskiej, wydanej przez Wydawnictwo Libron. Natomiast "Żywe Muzeum Obwarzanka" ugościło uczestników obwarzankowymi kanapkami z bryndzą, śledziem, cebulką i jabłkiem.

(fot. Krzysztof Lis)

     Wszystkie występy były gorąco przyjęte przez uczestników spotkania. Szczególnie życzliwie przyjęto i nagrodzono aplauzem występ młodych wykonawców ze Szkół w Radziemicach, którzy wystąpili z przedstawieniem, mówionym gwarą karkowską pt: "Krakosko Wilijo" którą specjalnie z tej okazji dla nich napisałem. Ponieważ aktorzy mają jeszcze problemy z czytaniem alfabetem krakowskim, prezentowany Czytelnikom tekst jest w zapisie fonetycznym, nie do końca oddającym wszystkie specyficzne krakowskie głoski.

     Niestety, z powodu ograniczeń czasowych, nie było możliwości zaprezentowania całego przedstawienia, dlatego poniżej pozwalam sobie przedstawić PT Czytelnikom IKP jego całość. A na załączonym nagraniu można zobaczyć zarejestrowany przez organizatorów występ młodych aktorów z Radziemic.

opracowanie: Zbigniew Grzyb   

(źródło: youtube.com)

"Krakosko Wilijo" Zbigniew Grzyb

Akcja dzieje się w jednej z izb krakowskiego lub podkrakowskiego domu.

Scena I

Poza sceną słuchać plusk wody i na scenę wchodzi gospodyni, która ręcznikiem wyciera sobie twarz, nucąc półgłosem "Kiedy ranne wstają zorze". Rozgląda się dookoła, sprawdza coś w kącie patrzy na zegar, myśli chwilę i woła poza scenę.

Gospodyni Magda:
- Marcin! Marcin, jeze siódmo, ślozbyś z tego łózka! Dzisiok przecie wilijo!

Słychać odgłosy kaszlu, kichania i na scenę wchodzi mąż gospodyni.

Gospodarz Marcin:
- Coze tak ciepło. Widze, ze jus w cyntralnym podciongnyłaś. Ło chóry ty sie babo zerwałaś?

Gospodyni Magda: - Jo jus łot pionty się grajfom. Cza przecie jesce wiela przyrychtówać. Samo sie nie zrobi.

Gospodarz Marcin:
- Ano, sie nie zrobi. Łochlapie się ino i płóde zadać gadzinie, bo jus rycy!

Gospodyni Magda:
- Kiej jus płudzies, to ło ptostwie nie zapómnij. Uchyl drzwi ino kapke, bo na polu ziomb. Aha, łobmyj sie w cebrzyku, co go przyrychtówałam w łaziynce! Ino śrybnygo talara nie wylyj z włodom!

Gospodarz Marcin:
- Wiym przecie! - roześmiał się - Tagrok kiej wode z cebrzyka wlołem do muszli, to musiołek jo łoskryncać, zeby nolyś tego talara. Dyć z reśtom, myjemy się i myjemy w ty włodzie ze śrybnym talarym, a straśnego dobrobytu jakosik ni momy.

Gospodyni Magda:
- Nie jojc, nie jojc, nima tak źle! Nasi jesce śpiom?

Gospodarz Marcin:
- Ano, ale niech se pośpio jesce, swoje roki jus majo. Ino dziecka czaby jus zerwać. Pomóc ci musom.

Marcin wychodzi. Gospodyni krząta się chwilę, następnie podchodzi do rogu sceny i woła:

Gospodyni Magda:
- Marek! Seba! Jola! Margośka! Wstońcie jus! Moli do łaziynki sie łomyć, a potym w dyrcki ku mnie! Jo teroz do kucy po drzewko lece!

Scena II

Na scenę wchodzą rodzice gospodarza Marcina. Widać, że już wyspani, byli w łazience, w dobrych humorach. Dziadek Jasiek:
- No to momy wilijo! Chtóro to nasa?

Babcia Weronka (myśli chwilę, kiwa głowa):
- To jus Jaśku pindziesionto bedzie! Pindziesionto! Jak tyn cas leci, mój Błoze!

Dziadek uśmiechnął sie, pogładził ja ręka po twarzy i podchodzi do okna, chwilę patrzy i nagle mówi.

Dziadek Jasiek:
- No pacz, jus się chłolera wlece!

Babcia Weronka:
- Chto?

Dziadek Jasiek:
- Ano Krokoska! Przecie ji dzisiok piyrsy za prógnie nie płusce, bo ino nom jakie chłorobisko na nowy rok przywlece. Bramka w płocie zawarto na kluc?

Babcia Weronka:
- Nooo! Cza by jo przy ni jakosik przyczymać. Leć moli, pogmyroj klucym i godoj ze zomekj się zacion! A jo wtyndy do Rybki bede zwonić!

Dziadek szybko wychodzi. Babcia bierze komórkę, wystukuje numer i dzwoni.

Babcia Weronka:
- Pochwolony Rybcyno! A młocie tam wasygo pod rynkom?
- ...

Babcia Weronka:
- To znońćgo go i godojcie, zeby do nos w dyrcki przylecioł!
- ...

Babcia Weronka:
- A nic wielgiygo! Bramka nom się zaciyna, pewnie trza bedzie nacionć, a łón mo bosa! Aha. Ino przez bramke nie przyndzie, musi przez płot za chlywami. Ino piyrwy niek przydzie do chałupy, bo cosik mu muse łokozać!
- ...

Babcia Weronka: - No! Błóg wom wielgie zapłać!

Babcia się krząta po scenie. Wchodzą jej wnuczki Jola i Margośka.

Margośka:
- Dziń dobry babusiu. Kajzeście zwoniyli?

Babcia Weronka:
- A do Rybki!

Wygląda przez okno.

- A toli ji łón, ale jakisik straśnie zabocony...

Wchodzi Rybka. W ręce trzyma szlifierkę kątową. Widać, że jest zły.

Rybka:
- Pochwolony! Aleście Jordanowo mnie wyrychtówali!

Babcia Weronka:
- A cóze znoł się stało!

Rybka:
- Poźryjcie ino, kiej przez tyn francówaty płot przełaziółem, to cołkiym nogawice na balasce potargołem! A kawołek portek to sie na płocie tys łostoł. Dobrze, ze se nogi nie łoscharatołym! Co sie znoł stało?

Babcia wygląda przez okno. Uśmiechnęła się od ucha do ucha!

Babcia Weronka:
- A jus nic. Zomek w bramce się zacion, ale mój go jus sprawiół.

Rybka podchodzi do okna, patrzy i mówi:

Rybka:
- Aaaa! Krokoska do wos w wilijo piyrso idzie!

Roześmiał się głośno i mówi:

- Wycie co Jordanowo, tacyście mondrzy, a w gusła wierzycie ... Ale trza mi lecieć jus do siebie ... Z Błogiym!

Wychodzi. W czasie rozmowy Jordanowej z Rybką Jola z Margośką coś w kącie robiły o szeptały cicho między sobą. Nagle podchodzą do babci.

Jola:
- Babusiu! Kiej Rybka do nos przes płot pszełaziół, to godoł, ze se łozdar portki, i kawałek na balasce mus sie łostoł? Chtóryndy przełaziół?

Babcia Weronka:
- A za chlywami. A pło co wom to wiedzieć?

Margośka:
- A nic, nic! Poleciymy jus na płole.

Babcia Weronka:
- Ino się łodziyjcie jakosik, bo straśny ziomb!

Dziewczyny wychodzą a babcia mówi głośno do siebie:

- No tak! Ady bedo balaski rachówać łod jenny i drugi strony jaze do kawołka portek Rybki. Chtóro na parzysto śtachete trafi, to pewnikiem do ni łostatni przed ślubym kawalir się zjawi.

Macha ręką.

- A dej jym Błoze jag nojlepi, bo prymne i mondre dziołski!

Wychodzi.

Scena III

Na scenę wchodzi Gospodyni z synami Markiem i Sebastianem (Sebą). Słychać że wchodząc zawzięcie o czymś dyskutują. Wchodząc Gospodyni mówi.

Gospodyni Magda:
- Zebyście mi ino nie wydziwiali znoł z jedzyniym przy wiliji. Kiej bedziecie fisiówać to wos łozedre! Płod Błogiym wom głodom!

Seba:
- Jo garusu z zimniokami sie nie chyce...

Marek:
- Ani jo klusków z makiym...

Gospodyni Magda:
- Nie widziywiojcie! Nie widziywiojcie, bo taki nas krakoski łobycaj. Ino kapke, ale musicie...
- Aha Seba, leć po makutre bo mak jesce nie utarty, nic do wiliji nie przyrychtówane, a jus sie połednie zblizo.

Zwraca się do Marka.

- A ty jus lampki na drzewko sprawiółeś? Śwyco wsyśkie?

Marek:
- Noo! Trza było niechtóre podmiynić, ale śwyco! A kaj drzewko! Jesce w kucy?

Gospodyni Magda: - Niee! Przyniesłam, ale trza go w stojoku obsadzić i młozes ubiyrać. Ale piyrwy strój lampkami. Bańki, łańcuchy, sych i gwiazda som na górze w pudełku. Trza je zniyś. Gwiozde to my tagczeci rok klejyli. Tagrok jo uwazajency sciongałam, to musi być jesce dobro! A janiołek pod drzewko jest w koncie, za pudełkiem.

Seba:
- A jymioła?

Gospodyni Magda:
- Łociec wcora ucion z drzewa. Aha! Łoboc w stodole, cy kłowiorek, co go łociec z usiyk, jak kłozie łagun zawionzywoł, jesce jes. Cy go casym mysy nie załatwiyły. Momy ino jedyn, bo przecie wsyśko kombajnym zbiyromy. Ino jedyn, jedyny kłowiorek momy, tyn z koziego łogóna!

Seba:
A po cós nom znoł kłowiorek?

Gospodyni Magda:
Bo dłowni godali, ze na słomie cłek się rodzi i na słomie umiero. A kiej jus ni ma słomianych siynników, to teroz stawiomy na scynście, zdrowie, urode i dobrobyt. I zebymy sie w kupie trzymali przez cołki rok.

Chłopcy wychodzą. Wchodzi dziadek z siekierką w ręce!

Gospodyni Magda:
- Łociec! A cóz znoł wy z tom cioskom po chałupie lotocie?

Dziadek się roześmiał:

Dziadek Jasiek:
- Mus mi przecie do ogrodu! Trza przecie jabłonke łoklepać i spytać jo, cy będzie rodziyła, jak ino nie - to jo zetne w chłolere!

Gospodyni Magda:
- Łoj tatuś, tatuś! Dajecie tys w dupe! Ale niechze wom bedzie ... (roześmiała się głośno)

Dziadek wychodzi a wchodzą Jola i Margośka!

Gospodyni Magda:
- A wy znoł kazeście lotawice lotały. Marnicie cas, a roboty huk!

Wchodzi babcia.

Babcia Weronka:
- Nie nerwuj się. Kołki w płocie rachówały.

Zwraca się do dziewcząt:

- No i, chtóry wysło?

Jola:
- Łobóm! Bo łurwany kawołek Rybkowych portek był na dwóch balaskach!

Nagle jedna z nich nasłuchuje uważnie i mówi!

Margośka:
- Cos ten pies u Jamrozów tak docino!

Jola:
- Zdaje ci sie!

Margośka:
- Nie!!! Słuchoj! Choć, płudziemy na płole, tam wyraźni słychać.

Babcia Weronka:
- A słuchojcie, słuchojcie! Wyglondłojcie kawalira łot ty strony. Ino kiej przydzie, to bedzie mioł gnompa, chtóro wzionć za babe!

Dziewczyny wychodzą, matka woła za nimi. Gospodyni Magda:
- Ino młoli nazod przyćcie, bo trza chałpe łochyndorzyć! Jo tys muse do kuchni, bo mi placki w sabasniku chyco.

Babcia Weronka:
- To jo tys ide z tobom. Trza jus do wilii stół rychtować.

Wychodzą.

Scena IV

Na scenę wchodzi dziadek. Widać, że jest trochę zmęczony, bo ciężko oddycha. Znalazł krzesło, przysunął do siebie i usiadł, wyciągając przy tym nogi. Zamyślił się, po chwili wchodzi Marek z pudłem tekturowym w rękach.

Dziadek Jasiek:
- A ... Maruś ... cóze tam wleces?

Marek:
- Ide łodniyś pudełko na głóre. Łubiyrali my drzewko, łostało sie pudełko po bańkach i inksych dinksach na drzewko, łodnose, zeby nie gawyndziyło.

Dziadek Jasiek:
- Aaaa. Teroz łubiyromy drzewko, dyć kiej jo był spikiym to drzewka w adwyncie stoły ino w kłościele, w babińcu, płod chłórym, abo kaj w przedsionku. Nazywali go rajym, bo znacyło tela co rajskie drzewo życio, z chorego płotym wystrugali krzyż Krystusa.

Marek:
- To w chałupach nie było drzewka?

Dziadek Jasiek:
Ano! Takiego drzewka łod podłogi do sufitu to nie było. Siednij Se ino, to ci łopowiym.

Marek odstawia pudełko i siada na krześle.

- Toli nie było tyle miyjsca w chałupach co teroz, to w Gody - dziś godomy Wilijo - w świetlicy wiysało sie u powały podłaźnice, na chtóro godalimy rajskie drzewo. A na tym rajskiym drzewie wiysalimy japka, łorzechy, ciostka, cukierki, takie długie, trafiyła się tys cekulada, wisioł kolorowy łańcuch z bibuły, rózniaste i śmysne łozdoby zmajstruwane ze słomy i śpecjalnie robione Światy.

Marek:
- A cóze znoł som te Światy?

Dziadek Jasiek:
- Łoj, teroz cołkiym jus ło Światach zapómnieli!

W tym czasie na scenę wchodzi Jola. Miał coś mówić, ale zaciekawiona co mówi dziadek, przykucnęła przy stołku dziadka i zasłuchała się. A dziadek dalej wiedzie swoją opowieść.

- Światy to były takie łozdoby wyrychtówane smyśnie z łopłatków. Nikaj jich nie robiyli ino w Polsce. Łopłatki te łorganisty niosiyli po domach, winszowali, a głodpodorze zawse jakisik grosz jiym dali. Wiycie, inacy niźli teroz, w parafiji wszyscy sie znali i taki łobycaj nosynio łopłatków znacół dzielynie sie chlebym z wsyśkiymi parafijanami.

- W pacusce były tys łopłatki kłolorowe, takie burackowe. I z tych kłolorowych i biołych łopłatków rychtówało sie Światy. Wycinano sie kółka krzyzówało się ze sobom, abo robiyło sie takie smyśne kłule. Ale wcesni trza było te łopłatki zmiynkcyć wodom, żeby się nie połomały i zeby poklejyły. A potym majstrówało się z patycków takie pajoncki i na nich wiysało się Światy na podłaźnicce i w cały izbie. Broniyły łod zła, i gwarantówały scynście i dobrobyt w Nowym Roku!

Jola (zadumana):
- Piyknie to musiało wyglondać! Dyć trza się było urobić, aby takie cuda wyrychtówać!

Dziadek Jasiek:
- Ano! Ale widzis. Teroz to młocie wsyśko w sklepie, abo jarmaku. Idzies kupis drzewko, lampki, bańki i rózniaste błyskotki, a downi? Downi trza było wsyśkie rzecy na drzewko, zeby go przystojnie łodzioć, zrobić swojymi rynkami.

Jola (zdziwiona):
- No taaak! Ale kiej? Dyć kupa casu to zajyno?

Dziadek Jasiek (roześmiał się półgłosem i zaczesał ręką włosy):
- Dziyys! Teroz mocie komputyry, komórki i ino marnicie cas! A downi takich cudów nie było! Kiej przysed grudziyń, adwynt, ludzie zadali gadzinie, to i casu mieli troche, piniyndzy nie za wiela, to robiyli róźne cacka. Ale widzis dziecko! Kazdo rzec, chtóro była na błozym drzewku cosik znacyła!

Marek:
- Łopłowiys nom ło tym?

W tym czasie wchodzi Margośka. Chce coś powiedzieć, ale rozmyśliła się i przysiadła się do Marka na stołek.

Dziadek Jasiek:
- To słuchojcie. Wiysali my japko, bo downi, downi tymu, jesce za słowiańskich casów łoznacało plony i urodzaj na płolach i w sodzie. Teroz łoznaco japko z rajskiego drzewa płoznania złygo i dobrygo. Robiony z bibuły wonz zncół płodność w domu, zagrodzie i płolu. A łorzechy łowijało się w złotko abo sryberka, bo łóne łoznacajo piniondze i zeby ich nie brakówało.

Marek (zdziwiony):
- Piniondze?

Dziadek Jasiek:
- Widzis wnucku, godali, ze downi, downi tymu, łorzechami pon na kóniec roku łozlicoł sie ze swojymi sługami, parobkami i pańściyznianymi. A późni łóni znoł miyndzy sobom. Tyn chtóry mioł kupe łorzechów, to był chtoś! Kiej mu zbywało, to móg je tys przedać i mieć jakiś gros z tego. Łoznacajo łóne lotego zdrowie i pomyśność.

Wchodzi Seba, też chce coś powiedzieć, ale rozmyśla się i przykuca obok Joli.

Margośka:
- Dziadziuś, a skond mieliście podłaźnice?

Dziadek Jasiek:
- Trza jo było zagrandzić!

Cała trójka patrzy na niego ze zdziwieniem. - Co się tak dziwicie? Nie wiym skond sie wziyno takie gusło, ale w Gody dodnia gospłodorz młoli pyndziół do lasa, ucharatoł kaj spic jodełki abo gałynź jodłowo. Kiej się nie doł złapać to znacyło, ze będzie mioł scynscie bez cały rok. Ale kiej tys mu sie udało przed drugiymi zawiysić u powały błoze drzewko, to mu tys zbłoza wiesnom pokozo się piyrse.

Cała trójka wnuków razem z dziadkiem roześmieli się głośno.

Jola:
- Fajne to! A płowiydz, co łoznaco płuste miyjsce przy stłole, płusty stołek i płuste nłocynia? Bo godajo, ze to lo zabłonkanygo wyndrowca!

Dziadek Jasiek:
- Jak by ci tu rzyc! Cytałaś w szkole "Dziady" Mickiewicza?

Jola (niepewnie):
- Nooo! Ale tak po łepkach, bo grube były!

Dziadek Jasiek (roześmiał się):
- To się popytoj łujka googla, to ci łotpowiy!

Jola:
- Nooo! Powiyyydz!

Dziadek Jasiek:
- W downych casach, za nasych praprapradziadów wierzyli, ze kiej jes dziyń zimowygo przesilynio chtóre było w Gody, abo inacy w Wilijo to dusycki wychodziyły na błozy świat i kazdo sła do swoji chałupy, lotego łostawiano jym pusty stołek i nakrycie. Kiejby ktosik chcioł se przysionś na tym stołku, to piyrwy musioł dmuchnonć, zeby ta dusycka ślazła, aby i nie przysiod. Zeby tys nie strasyć te biynne dusycki nie lza było sie głośno drzyć ani robić łostrymi norzyndziami, bo by sie mogły wnerwić i narobić paskudy. A późni uznano, ze to miyjsce przy stłole dla wyndrowca i słuśnie, bo te dusycki to tys takie wyndrowce.

Marek:
- A sianko?

Dziadek Jasiek:
- To tys z downa! Jesce łod Słowion. Dyć cytaliście u Mickiewicza, ze downi nase pradziady śli na "dziady" na smyntorz i tam uctuwali na grobach swojich łojców i dziadów, kieby razym z niymi. Teroz tego jus nima, cheba, ze jesce Cygany to praktykujo! Ale kiej wracali, to z tych grobów brali po gorstce trowy, susyli, a potem na posiad w Gody wkładali pod łobrus, żeby ło nich pamiyntać. Późni jus za casów krześcijańskich przyjyno się, ze to sianko z jaśli, w których lezało Błoze Dziecie. Stond tys się godo "Jasełka", inacy złóbek. Teroz tys rzodko jus się godo "Gody" ino sie godo "Wilijo". Wziyno sie to z łaciny, bo "Vigilia" znacy cuwanie abo struze przed narodzyniym Pana. Chocios trza wiedzieć, ze nase "godzynie sie" wziyno sie łod godów, bo do godnych posiadów, abo inacy godny juzyny trza było siadać niepogniwanymi. Ale...

Dziadek Jasiek nie dokonczył myśli, bo w drzwiach stanęła Babcia Weronka i mówi:

Babcia Weronka:
- Ło Matko Błosko, Jaśku, nie lyjze jiym wody, bo Magda cało w nerwach, tropi sie bo robłoty huk, a dziecka ji wsionkły, co jenno posło to przepadło. Nimo chto płómóc!

Dziadek Jasiek:
- Nie nerwujcie sie i nie tropcie! Dyć się nie płoli, a młodym trza łopowiedzieć ło nasy krakoski tradycyji. Nos braknie, to łod kogo się dowiedzo?

Babcia Weronka:
- Wiym, wiym, ale robłota się sama nie zrobi, a jesce Wilijorze się zwlekli. Łoo! Jus som!

Za sceną słychać śmiech, rumor i hałasy. Na scenę wpada kilku chłopców poprzebieranych w różne stroje, przewiązani pasami z plecionej w warkocz słomy, z pałkami, pejczami wykonanymi również z plecionej słomy. Za nimi wchodzi Gospodyni Magda.

Jeden z Wilijorzy mówi:
Przyśli mu tu Wilijorze
Zdrowio scynscio dej Wom Błoze
Żeby Wom się dłobrze dzioło
W dziyń lezało w nocy stoło

Drugi z Wilijorzy mówi:
Niech Wom dziecina błogosławi
I w zdrowiu cały rok łostawi

Trzeci z Wilijorzy mówi:
Cały rocek bydzcie w zgłodzie
Niech Wos krzywda nie płobodzie.

Czwarty Wilijorz mówi:
Niech Wom rodzi się gdzie młode
W Nowym roku dej Wom Błoze.

Razem mówią:
Momy ze sobom bykowce i poły
Wysmarujemy Wos po grzbietach
By sie boloki Wos nie imoły.

Okładają wszystkich tymi pejczami i pałkami po całym ciele. Wszyscy uciekają kryją się, ale są radośni i weseli. Na koniec mówią:

Za przyjyncie dziynkujemy.
Nojlepsygo winsujymy
Płularysa nojdzcie młoli
Przecie bolok Wos nie błoli.
Przecie łoto się rozchodzi
Ze za lykarstwo dać sie godzi.
Kiej my jus Wos wylycyli
To płódziemy dali.

Gospodyni sięga do kieszeni fartucha i daje jakąś monetę. Schodzą ze śmiechem ze sceny. Na scenie pozostaje jedynie Dziadek Jasiek, który zaczyna lekko drzemać na stołku.

Scena V

Wchodzi gospodarz, który trzyma w ręce paczkę opłatków.

Dziadek Jasiek (budzi się):
- Co! Jus łopłatki rychtujes?

Gospodarz Marcin:
- Baby stół końcom, to jo łopłatki niese. Muse przecie ten krasy lo gadziny se przyrychtówać!

Dziadek Jasiek:
- Ino pamiyntoj, ze ino lo krów i kónia się nolezo!

Gospodarz Marcin:
- Wiym, wiym, ze nie lo świń!

Wchodzi Margośka z torbą z odkurzacza i za czymś się rozgląda.

Gospodarz Marcin:
- Cego znoł tu snuchcis?

Margośka:
- A sukom torebki, bo chce do ni to włożyć - pokazuje torbę - Babusia mi kozali lecieć do Ludwików, pere chtere rzyc, ino wceśni jym te torbe przed progiym łostawić!

Dziadek Jasiek:
- Przecie się z niymi gniywo!

Margośka:
- Wiym! Lotego kozała do nich!

Dziadek Jasiek:
- Aaa! A to prześpiegło baba! Teroz niech cołkie robastwo łod nos do nich przelezie! - po chwili - Ale to przecie nie po krześcijańsku!

Margośka znalazła małą reklamówkę, zapakowała torbę z odkurzacza i wychodzi!

Dziadek Jasiek (woła ze śmiechem za nią):
- Dej ino płozór, bo jak cie Ludwik dłorwie, to ci nogi z dupy powyrywo! Abo juści psym płoscuje!

Dziadek Jasiek (do Gospodarza Marcina):
- Zadołeś jus gadzinie? Dzisiok trza je duchym wcesni wyfutrówać!

Gospodarz Marcin:
- Wiyyym. Zadołem! Psu ino jesce zaniese, zeby i łón tys nie był głonny, kiej my będziemy wieczerzać.

Podchodzi do rogu sceny i wygląda przez okno. Dziadek Jasiek:
- Cóze tak wyziyros? Gwiozki sukos?

Gospodarz Marcin:
- Nie! (patrzy na zegarek). Dopiro czworto! Patrze tak se ino! Mróz łapie, pewnie będzie wyiskrzone niebo!

Dziadek Jasiek:
- Lepi przecie, kiej jes takie a nie ślómpa i mglisko! Kury bedo jojka duchym niyś! Ale mlyka mało bydzie! Trza tys łod Szczepana łobsyrwować płogode i pisać w kalydorz! Przecie jako płogoda łod Szczepana do Trzech Króli, to taki cołki rok bedzie!

Gospodarz Marcin:
- Ide zadać psu! A wy poźryjcie, cy na łokole wsyśko jag się patrzy, bo na wilijo jus cas.

Wychodzą.

Scena VI

Wchodzą wszyscy. Gotowi do wigilii. Gospodarz Marcin (mówi):
- I wartko nom ten dziyń przelecioł. Nie gniewali my sie ani swarzyli. Zaroz zgodnie siendziymy do stoła. Rybka do siebie płódzie, to będzie nos tys równo licba. Teroz jesce trza nom wilka zapytać, cy tys przydzie do nos cy nie przydzie: "wilcosku, wilcosku, siadoj z nami do wiliji, bo jak nie przydzies dziś, to jus nie przyłaś nigdy".

Czeka chwilę i mówi:

- Zaraz pójdziemy do wigilijnego stołu. Pokazaliśmy w scenkach Wam, naszym gościom, jak dawniej Krakowiacy zachowywali się i celebrowali zwyczaje w dzień wigilijny. Teraz zapewne wielu z tych zwyczajów nie ma, chociaż być może, część tych zwyczajów w tej czy innej formie się zachowało.

Gospodyni Magda:
-Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku, chcielibyśmy wam życzyć po naszemu wszystkiego co najlepsze:

Mówią wszyscy:

Na zdowie na scynście na to Błoze Narodzynie i tyn Nowy Rok
Niek sie wom darzo zbłoza, jarzyny, costek i groch
Niek sie wom cioki wielce rozmnazajo
I wsyśkie w papiyrki z Sobieskiym ciyngiym sie miyniajo
Niek sie wom darzy w domu, na płolu, w kómorze i kaj ino młode
Co dej wom Panie Błoze Dej.
Do siego 2019 roku.

Gospodarz Marcin (mówi):
- Na koniec, chcemy państwu zaśpiewać, praktycznie już zapomnianą, naszą krakowską kolędę, którą w swoich domach i świątyniach Krakowiacy zaczynali śpiewać jeszcze przed pasterką.

Śpiewają wszyscy.

Tam na łące na zielonej, w prześlicznej dolinie, w prześlicznej dolinie
Stała Panna Przenajświętsza, na cały świat słynie x2

Stała stała rozmawiała z oblubieńcem swoim, z oblubieńcem swoim
Stała stała rozmawiała z Zbawicielem swoim x2

A wtem do niej przyleciało skrzydlate ptaszątko, skrzydlate ptaszątko
Zwiastowało, winszowało, że ma być Dzieciątko x2

Maryja się zawstydziła, nisko się skłoniła, nisko się skłoniła
I swe oczka przenajświętsze ku ziemi spuściła x2

Hej Maryjo nie lękaj się, przez Ducha Świętego, przez Ducha Świętego
Ty porodzisz Zbawiciela, Boga prawdziwego x2

Najświętsza Maryja Panna syna porodziła, syna porodziła
I w stajence we żłóbeczku siankiem Go okryła x2

A jak w żłobie Go okryła, tak jemu śpiewała, tak jemu śpiewała
Uśnijże mi mój Syneczku, ja też będę spała x2

Uśnijże mi mój syneczku, boś ty moje dziecie, boś ty moje dziecie
Już ty pójdziesz na śmierć straszną, za niedługie życie x2

A nam za to Pan Bóg kiedyś, da lekkie skonanie, da lekkie skonanie
A po śmierci żywot wieczny, w niebie królowanie x2

Kłaniają się wszystkim i schodzą ze sceny.

Koniec



idź do góry powrót


 warto pomyśleć?  
Tańcz, zanim muzyka się skończy.
Żyj, zanim Twoje życie się skończy.
(cytaty bliskie sercu)
18  listopada  poniedziałek
19  listopada  wtorek
20  listopada  środa
21  listopada  czwartek
DŁUGOTERMINOWE:
PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ