Jak zaprzyjaźniłem się z Ormianami
    Dzisiaj jest niedziela, 18 listopada 2024 r.   (322 dzień roku) ; imieniny: Klaudyny, Romana, Tomasza    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   ludzie ZP   |   miejsca, obiekty itp.   |   felietony, opracowania   |   kącik twórców   |   miejscowości ZP   |   ulice Proszowic   |   pożółkłe łamy...   |   RP 1944   | 
 |   artykuły dodane ostatnio   | 
 postacie 
 |   miejsca   |   wydarzenia   |   opracowania   |   ślady ZP   | 

serwis IKP / Skarby Ziemi Proszowskiej / felietony, opracowania / postacie / Jak zaprzyjaźniłem się z Ormianami
 pomóżcie!!! ;)  
Jeżeli posiadacie informacje, materiały dotyczące prezentowanych w Serwisie felietonów,
macie propozycję innych związanych z Ziemią Proszowską,
albo zauważyliście błędy w naszym materiale;
prosimy o kontakt!

skarby@24ikp.pl.

Inne kontakty z nami: TUTAJ!
Redakcja IKP
O G Ł O S Z E N I A


Jak zaprzyjaźniłem się z Ormianami

chaczkara [kamień-krzyż], tradycyjny nagrobek ormiański
(fot. zbiory autora)

Proszowice, 30-01-2020

     Pierwszy raz usłyszałem o Ormianach w dawnych latach, chyba w 1938 roku. Mój Tato jeździł z Dubna, gdzie mieszkaliśmy, do Lwowa na jakiś kurs uzupełniający na Politechnice Lwowskiej. Przywoził nam zakupioną w ormiańskim sklepie słodką galaretkę o dziwnej nazwie rahat łokum - ponieważ, jak każdy dzieciak, byłem łakomczuchem to wyobrażałem sobie, że Ormianom żyje się wspaniale skoro mają takie galaretki!

     Minęło wiele lat, a o Ormianach w szkole dowiedziałem się tylko tyle, że byli polskimi patriotami, trudnili się przeważnie handlem i osiedlili się głównie na ziemi lwowskiej gdzie się spolonizowali zachowując jednak swoje tradycje!

     Prawdziwych Ormian spotkałem dopiero w Proszowicach! Otóż w 1948 roku, ks. Stefan Sadaj nasz prefekt w Gimnazjum i Liceum im. B.Głowackiego zorganizował krajoznawczą wycieczkę po Polsce. Wzięło w niej udział kilkoro uczniów w różnym wieku: Rysiek Ciepielewski, Irka Guzikówna, Krysia Korflówna, Dzidek Kaczmarczyk, Krysia Petrowicz oraz ja (mam nadzieję, że imion nie pomyliłem!). Przed rozpoczęciem wędrówki moja Mama uzgodniły z panią Petrowicz, że Krysia będzie pełniła rolę jakby starszej siostry - opiekowała się mną z taktem i dyskrecją nie dając mi odczuć, że jestem najmłodszym uczestnikiem naszej grupy! Trzeba pamiętać, że chłopcy mieli za sobą doświadczenia z konspiracji a czasy nie były jeszcze spokojne! To dzięki Krysi uczestniczyliśmy w nabożeństwie obrządku ormiańskiego w kościele św. Idziego w Krakowie. Państwo Petrowiczowie mieszkali chyba w Małym Rynku, niedługo po naszym powrocie z wędrówki wyjechali z Proszowic.

     W gimnazjum proszowickim wykładał matematykę profesor Jan Rąbalski, był on repatriantem z Wilna, mieszkał wraz z rodziną w Proszowicach, w ciężkich warunkach. W czasie lekcji często wtrącał różne uwagi nawiązując do aktualnej sytuacji politycznej. Pewnego dnia był jakoś szczególnie wzburzony, nawiązał do roli polskiej kawalerii w czasie I wojny światowe, powiedział: broniła skutecznie Polski gdy "dzikie hordy Gaj Chana" atakowały nas od północy z armią Budionnego. W tych latach takie słowa mogły przysporzyć mu wiele kłopotów, na szczęście w klasie nie było donosicieli. Nie spodziewałem się, że w przyszłości oba te nazwiska napotkam na swojej drodze. W armii Budionnego walczył bowiem wzięty z poboru mój daleki krewny Witold a pomnik Gaj Chana miałem zobaczyć w Erywaniu.

     Tak się złożyło, że po wielu latach gdy już pracowałem w PAN, po zrobieniu doktoratu opublikowałem w czasopismach anglojęzycznych pewne wyniki moich badań a informacja o nich dotarła do innych eksperymentatorów zajmujących się zbliżoną tematyką. Z Instytutu Fizyki Armeńskiej Akademii Nauk w Erywaniu otrzymałem zapytanie, czy nasze laboratorium mógłby odwiedzić w celu nawiązania współpracy dr. Eduard Sharoyan. Oczywiście wyraziliśmy zgodę i wizyta się odbyła. Pobyt gościa był obustronnie korzystny, wykonaliśmy wspólnie pomiary i powstała wspólna publikacja, gość złożył miłą wizytę w naszym domu oraz zwiedził Warszawę. Uzgodniliśmy, że teraz w ramach współpracy nastąpi mój wyjazd do Erywania.

     Pobyt w Armenii był bardzo udany, zwiedziłem Instytut Fizyki A.A.N., przebywałem przez pewien czas w tzw. Akademgorodku w Asztaraku koło Erywania, w którym mieściły się laboratoria. Byłem goszczony w rodzinie Eduarda, było wiele osób i spotkałem się z niekłamaną życzliwością nie tylko wobec mnie ale także z wyrazami sympatii wobec Polski! Oni wiedzieli o naszym kraju znacznie więcej niż się spodziewałem, po kilku łykach wspaniałego koniaku Ararat z mandarynkami doszliśmy do wniosku, że nasze narody mają bardzo podobną historię, i że przyjaźń między naszymi krajami może się doskonale rozwijać bez pośrednictwa potężnych sąsiadów. Podczas zwiedzania miasta gospodarze z pewnym zmieszaniem pokazali mi pomnik, jak się wyrazili "czerwonego dowódcy", był to niezbyt duży monument dżigita z szablą na spienionym koniu z tzw. budionnówką na głowie. To jest właśnie Gaj Chan, który walczył z Polakami, naszych też nie oszczędzał - wyznali!

moje wspomnienia z Armenii, siedzę przed starożytną świątynią
(fot. zbiory autora)

     Jego losy są znane, padł również ofiarą stalinowskich represji!! Zwiedziłem także okolice górskiego jeziora Sewan. Tam widziałem pomniki starej kultury greckiej i chrześcijańskiej. Świątynia w stylu greckim w Garni zbudowana przez Rzymian w I wieku zachowała się w nienaruszonym stanie podobnie jak kościół z czwartego wieku naszej ery. Obejrzałem również zabytkową część miasta Eczmiadzyn w którym znajduje się siedziba Katolikosa, głowy kościoła ormiańskiego, naprawdę robią wrażenie. Warto pamiętać, że Polska przyjęła chrzest kilkaset lat po Armenii!

     Eduard Sharoyan przyjechał do naszego Instytutu w następnym roku i współpracował w innym temacie z innym laboratorium, przed końcem pobytu odwiedził mnie jednak i trochę skrępowany wyznał, że ma do mnie nietypową prośbę. Jego Babka dowiedziawszy się, że jedzie do Polski, będąc już w podeszłym wieku, prosi o pomoc w znalezieniu jakichkolwiek informacji o jej synu Wartanie, który jest też bratem ojca Eduarda. Poległ on w czasie wojny na terenie Polski jako oficer Armii Czerwonej. Poprosiłem o pomoc naszą komórkę wojskową, w każdym zakładzie wówczas taka była, następnego dnia miałem wyniki!

     Okazało się, że Wartan Sharoyan stacjonował w niewielkiej wiosce leżącej blisko Wisły w pobliżu Staszowa. W czasie zimy 1944 roku front tam się zatrzymał a do jego obowiązków należała codzienna kontrola jakiegoś odcinka w godzinach rannych. Był bardzo zaprzyjaźniony z proboszczem parafii w tej wsi, który znał język rosyjski oraz z sąsiadami. Doszło nawet do tego, że pożyczali mu konia, na którym objeżdżał teren. Jednak pewnego dnia snajper niemiecki z za Wisły trafił go i koń przyszedł sam. Ludzie go odnaleźli i za zgodą dowódcy pochowali na terenie przykościelnym pod drewnianym krzyżem stojącym obok świątyni. Ksiądz Proboszcz był starszym człowiekiem i miał przygotowaną dla siebie trumnę, oddał ją przyjacielowi! Niestety nie pamiętam nazwy tej wsi, ale gdy tam przyjechaliśmy to o tych wydarzeniach opowiedział nam nowy proboszcz zrobiliśmy nawet zdjęcie miejsca pochówku.

     W latach 1950-1970 przeprowadzono ogólne uporządkowanie grobów żołnierzy Armii Czerwonej i ciało Wartana zostało przeniesione na zbiorczy cmentarz w Iwaniskach. Tam też zrobiliśmy zdjęcia, które Eduard wziął ze sobą do Armenii. Po kilku miesiącach dostałem prywatny list od Eduarda, w imieniu Babki dziękuje mi za pomoc w ustaleniu losów jej syna powiedziała, że teraz już może spokojnie umrzeć - to się właśnie nie dawno się stało, zmarła spokojnie.

z prawej strony siedzi Eduard Shoroyan
(fot. zbiory autora)

     Ostatni mój kontakt z Ormianami miał już bardziej pogodny charakter. Pewnego dnia załatwiałem wizytę u optyka przy placu Zamkowym w Warszawie, który dopasowywał mi okulary. Przechodziłem koło któregoś z pobliskich kościołów, mijając ciężkie metalowe drzwi dosłownie zderzyłem się z wychodzący panem, którego twarz i postura była mi dobrze znana, uświadomiłem sobie, że jest to Aznavour, we własnej osobie!

     Zacząłem moją "francuszczyzną" mówić mu, że moja lubić jego piękna piosenka, on starał się mnie pojąć ale w tym momencie jego przewodniczka wyszła również z kościoła i uratowała sytuację. Pamiętam ten moment dość dobrze, nie jestem tylko pewien czy Aznavour również. Był to chyba 1984 lub 1985 rok. Ormianie są naprawdę sympatycznym narodem!

Warszawa, 20.12.2019 - Włodzimierz Zbieranowski   



idź do góry powrót


 warto pomyśleć?  
Tańcz, zanim muzyka się skończy.
Żyj, zanim Twoje życie się skończy.
(cytaty bliskie sercu)
18  listopada  poniedziałek
19  listopada  wtorek
20  listopada  środa
21  listopada  czwartek
DŁUGOTERMINOWE:


PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ