Boże Narodzenie - wspomnienia pani Todzi Odziomek
    Dzisiaj jest niedziela, 18 listopada 2024 r.   (322 dzień roku) ; imieniny: Klaudyny, Romana, Tomasza    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   ludzie ZP   |   miejsca, obiekty itp.   |   felietony, opracowania   |   kącik twórców   |   miejscowości ZP   |   ulice Proszowic   |   pożółkłe łamy...   |   RP 1944   | 
 |   artykuły dodane ostatnio   |   postacie   |   miejsca   | 
 wydarzenia 
 |   opracowania   |   ślady ZP   | 

serwis IKP / Skarby Ziemi Proszowskiej / felietony, opracowania / wydarzenia / Boże Narodzenie - wspomnienia pani Todzi Odziomek
 pomóżcie!!! ;)  
Jeżeli posiadacie informacje, materiały dotyczące prezentowanych w Serwisie felietonów,
macie propozycję innych związanych z Ziemią Proszowską,
albo zauważyliście błędy w naszym materiale;
prosimy o kontakt!

skarby@24ikp.pl.

Inne kontakty z nami: TUTAJ!
Redakcja IKP
O G Ł O S Z E N I A


Boże Narodzenie - wspomnienia pani Todzi Odziomek

Odziomek Todzia lata 60. XX w. (fot. zbiory autorki)

Nowe Brzesko, 30-12-2015

     Boże Narodzenie na wsi mego dzieciństwa, rozpoczyna się już we żniwa. Należało bowiem już wtedy wybrać snop dorodnego zboża z ziarnem, aby ustawić je w wigilię. Niektórzy gospodarze wybierali tylko żyto, a niektórzy robili snop ze wszystkich zbóż. Oprócz tego należało zrobić "Gwiazdkę" z prosa i pszenicy.

     Gwiazdka była robiona z nie całkiem dojrzałej pszenicy i prosa, aby można ją wygiąć i odpowiednio uformować. Zawieszało się ją w rogu chaty, a po Bożym Narodzeniu, w Trzech Króli, gospodarz wychodził w pole, rozplatał gwiazdkę i rozrzucał po polu dla ptaków. Po powrocie do domu czekał na niego gorący "szczodrak". Była to pleciona bułka, chałka, czasem z ciasta pozostawionego z pieczenia świątecznego, do tego kielich "przepalanki". Myślę, że jak się robi przepalankę, nie muszę tłumaczyć. Moja babcia się gniewała, "zabobony" - mówiła, ale szczodrak na dziadka zawsze czekał.

     Następnie jesienią, trzeba było usmażyć powidła. Palenisko robiono w ogrodzie, zakopywano kociołek ze śliwkami, gotowano powidła ze trzy dni i noce. Od czasu do czasu należało powidła przemieszać "kopyścią". Suszono też śliwki na specjalnych "laskach". Laska miała wymiar 2 m na 1,5 m. Dno było z wikliny, a boki z desek. Takie trzy laski, ze śliwkami, gruszkami, jabłkami, ustawiano jedną na drugiej, a pod spodem palono w specjalnie wykopanej jamce. Potem przekładano, zmieniano pozycję lasek, aby ususzyć owoce równomiernie. Można było suszyć w suszarni do tytoniu, ale wtedy zawsze śmierdziały tytoniem.

     Powidła i suszone śliwki z Kuchar i Śmiłowic były bardzo poszukiwane w miastach. Handlarki brały na plecy worek-plecak z tytoniem, cieniutko rżniętym, do rąk po dwa pięciolitrowe gary gliniane z powidłami (oczywiście garnki z Brzeska), do zanadrza "kenkarta" i parę groszy, i wąskotorówą z Kościelca do Krakowa na Kleparz. Oczywiście suszono też nitki z owocami nad kuchnią, przeważnie obierki z jabłek "spadów" - bo jabłka smażono, ale bez cukru, czasem trochę miodu dokładano do tej jabłecznej marmolady.

     I nie kłóćcie się ze mną, że tak nie było! Ja jestem z "ludu", to wiem jak było. Moi kochani - była taka bieda, że dzieciom tęskniącym za słodyczami gotowano buraki cukrowe. Smaczne, owszem!

     Na początku adwentu należało iść z rzepakiem do wyciskarki oleju, czyli do "olejorza". Moi bliscy chodzili do "olejorza" w Gruszowie. Zawsze wydawało mi się, że Gruszów jest większym miasteczkiem niż Nowe Brzesko, bo w Gruszowie była Gmina. (Mój pierwszy adres, to było: "Śmiłowice pod Kucharami, gmina Gruszów, poczta Nowe Brzesko; tak że w wyobraźni dziecka powstała wyższość Gruszowa nad Brzeskiem!).

Jest również przysłowie o powolnym pracowniku: "robotnik od olejorza" - czyli powolny, leniwy.

     Na święta trzeba mąki, mąki pięknej, pytlowej. Gospodynie walczyły z gospodarzami o taką mąkę, a to przymilnością, a to otwarcie mówiły: "Nic się z takiej czarnej mąki nie uda!" No i była mąka pytlowa na święta, z młyna nad Szreniawą.

     Moi wujkowie wstydzili się młócić cepami, a prostej słomy trzeba w gospodarstwie na poszycie dachów i na powrósła, tak że dziadek zatrudniał wędrownych górali, i przeważnie przez tydzień słychać było rytmiczne "paf, paf - paf, paf". Bardzo podobał mi się ten obrzęd młocki - sianie, wianie, podmiatanie, machanie miotłą, nad wymłóconym zbożem. Robiłam sobie wagary, mówiłam że pięty mam obtarte, i siedziałam wpatrzona w stodołę.

     Jak była młócka młocarnią, to do szkoły pędziłam bladym świtem, bo nie lubiłam chodzić za kieratem. Jesienią przyjeżdżali smolarze ze smołą, węglem drzewnym, do żelazka, i dziegciem. Dziegciem smarowało się buty robocze. Koniom poobijane pęciny. Można było też u smolarza kupić naftę (przyjeżdżali aż spod Jasła). Nie była to nafta rafinowana, ale beczkę nafty trzeba było kupić.

     W adwencie dziadek zabrał mnie parę razy do Nowego Brzeska. Jak już pokonferował z weterynarzem, o swoich koniach, kupiliśmy w aptece, ocet, glistnik, krople walerianowe, jodynę i wodę utlenioną, trochę aspiryny, a czasem wodę kolońską "Chypre" i kolorowe pachnące mydełko - to szliśmy do restauracji. Dziadek, na złamane piwo z żółtkiem, a dla mnie krachle. Jak było zimno to dostawałam herbatę w kufelku po piwie, tak że to było piwo - herbata, do tego bułkę z miodem. Potem pani M. myła mnie w tej miedniczce co opłukiwała kufle, tak że ciągnęło ode mnie browarem - babcia krzyczała na nas obydwoje. Ale frajda była! Jeszcze kupowaliśmy bibułkę do owijania cukru w kostkach i łańcuchów na choinkę.

     Choinki miałam dwie, jedną którą ubierała mama po - krakowsku i drugą małą, podwieszoną pod sufitem, taka jak wszyscy: z orzechami, jabłkami, cukrem w kostce, ciastkami które nie rozmiękały i spadały. Ach! Żeby jeszcze śnieg spadł!

     Potem do sklepu do pani Głąbkowej, po drożdże i laske wanilii. "Uzganiać" jajek i w ogóle nabiału, i pieczemy ciasto! Ponad to było świniobicie w ukryciu, bo "Szwaby - Germańce" i okupacja. Świnki były hodowane w brodle, z dala od gospodarstwa, aby ich nie zakolczykowano. Przeważnie dziadek ubijał świnkę wspólnie z sąsiadami np. z Zapartami.

Trochę mięsa i smalcu zabierali "Jędrusie".

Mycie, kąpiele, strzyżenie, golenie, i od Wigilii kolędy przy świeczkach płonących na choince! Ale frajda!

Wspomnienia w 2008 r spisała: Teodora Odziomek   



idź do góry powrót


 warto pomyśleć?  
Tańcz, zanim muzyka się skończy.
Żyj, zanim Twoje życie się skończy.
(cytaty bliskie sercu)
18  listopada  poniedziałek
19  listopada  wtorek
20  listopada  środa
21  listopada  czwartek
DŁUGOTERMINOWE:


PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ